Mężczyźni, którzy chodzą w klapkach

Gdzie Stasiuk widział jakąś pociągającą melancholię, pieczęć losu, relikty historii, ja zawsze czułam dyskomfort, czasem strach. W dekadencko cywilizowanym Sarajewie szukałam zawsze kawiarni z kelnerkami, bo mnie zatykało od zapachu męskości.

30.11.2010

Czyta się kilka minut

Po inauguracyjnym koncercie II Festiwalu Conrada, zespołu Trzaska&Stasiuk, usłyszałam, że ten nowy Stasiuk jest zupełnie inny od poprzednich, jakoś nagle autentycznie zaangażowany w to, co dzieje się wokół, w Polsce, w Europie, wściekły, publicystyczny i ironiczny. Mówiły to słuchaczki koncertu z mojego pokolenia, bliskie mi gustami oraz poglądami, więc zaraz po powrocie z objazdu Kraków-poznań, zaczęłam po północy czytać "Dziennik pisany później" i nie przestałam, aż nie skończyłam.

We wcześniejszych tomach męska perspektywa dominowała na tyle, że moje feministyczne narzędzia po prostu nie miały tam nic do roboty. O późniejszych nie chciałam pisać, bo nie lubię być korektorką cudzego "ja". "Dziennik...", może z powodu jesiennego spleenu, wywołał we mnie jednak tyle wspomnień, że postanowiłam złamać zasadę i podywagować na temat bałkańskich podróży.

Tak, Albania to faktycznie hardcore, pod każdym względem. Tam narrator opowieści dokonuje interesującej obserwacji: "I tu, i w Bajram Curri doświadczałem czegoś w rodzaju płciowej alienacji. Zawsze wydawało mi się, że w mniejszym lub większym stopniu, zależnie od sytuacji, ale jednak jestem mężczyzną. Tymczasem tutaj odnajdowałem sytuację tak radykalnie męską, że na dobrą sprawę czułem się jak kobieta, albo przynajmniej eunuch. To wszystko dookoła było tak skończenie męskie, że przypominało jakąś homoseksualną utopię. W sensie społecznym było to państwo facetów. Jeśli spotykali się z kobietami, jeśli okazywali im czułość i przywiązanie, to musieli to czynić w tajemnicy, w ukryciu, jakby oddawali się perwersji. Natomiast przywiązanie, miłość i czułość dla przedstawicieli własnej płci były realizowane w jasnym świetle dnia, w każdej kawiarni od samego świtu".

To prawda, trzeba pojechać do Albanii, żeby w odległości cywilizacyjnej, która wydaje się dostępna, zobaczyć patriarchat doprowadzony do absurdalnego ideału, jednak symptomy są widoczne na całych Bałkanach. Stasiuk widzi tych bałkańskich mężczyzn wszędzie, stoją w słynnych plastikowych klapkach przy drogach, jeżdżą wypasionymi niemieckimi brykami (to Albania jest największym składem ukradzionych merców, gdzież tam Polska!), czasem są melancholijni, lecz reprezentują odwieczną wiedzę o życiu.

Podczas moich bałkańskich peregrynacji miałam z tym staniem facetów w klapkach, w eleganckich trzewikach ? la włoska mafia, z łańcuchami złotymi na szyjach, wiele kłopotów. Tak, Stasiuk pisze w ostatniej książce o brzuchach oprawców ze Srebrenicy, o przemocy, smrodzie i nieróbstwie... Nawet jeśli próbowałam nie myśleć o zakończonej parę lat wcześniej wojnie i nie obsadzać kalek stojących w kolejce po zasiłek w żadnych makabrycznych rolach, brakowało mi ciągle powietrza. Gdzie Stasiuk widział jakąś pociągającą melancholię, pieczęć losu, relikty historii, ja zawsze czułam dyskomfort, czasem strach. W dekadencko cywilizowanym Sarajewie szukałam zawsze kawiarni z kelnerkami, bo mnie zatykało od zapachu męskości.

W wielu przypadkach okazywało się, że kobiety nie były formalnie zaliczane do ofiar wojny, nie dostawały odszkodowań, nie mogły pójść w klapkach na manifestację, więc zabierały się do roboty wszędzie, gdzie mogły. Faceci mieli często taki pomysł, żeby zrobić z nich towar - o tym migawkowo pisze Stasiuk. Jednak częściej to kobiety - no, pewnie poza Albanią, ale tam faktycznie jest hardcorowo - emigrowały, zakładały małe biznesy, pracowały na rzecz międzynarodowych organizacji i urzędników. Odbudowywały, w Serbii, Bośni i Hercegowinie, Macedonii, zarysy społeczeństwa obywatelskiego malutkimi kroczkami, od organizowania nauki dla zapomnianych przez wszystkich dzieci romskich czy prób terapii dla rodzin ofiar pogromów. Widziałam te niesamowite kobiety (lubiące błyskotki, nowe modele nokii, wysokie obcasy, albo pogodzone z odrostami na kolorowych włosach, przysadziste; jeżdżąc między rozwalonymi wsiami w Republice Serbskiej, przez ciasne górskie drogi, pięknie wyryte w skale tunele, zatrzymując się na stacjach benzynowych ze śmierdzącymi toaletami, przestawiając się chwilami na cyrylicę, żeby czytać najbardziej seksistowskie i prymitywne reklamy, jakie widziałam w życiu w publicznej, było nie było, przestrzeni. Publicznej i sakralizowanej przy pomocy ton betonu wlewanych w rosnące jak grzyby po deszczu świątynie.

Około 2000 r., gdy tam jeździłam raz za razem, Sarajewo nie było już ani tak zrujnowane, ani tak zaminowane. Jedno z moich sympatycznych kawiarnianych wspomnień spod umiejscowionego tam meczetu (można tam kupić jugo-folk i soft-porno) to dialog, w którym jedna pani w kapeluszu do drugiej pani w kapeluszu mówiła: "a on czita i czita" - w tle widać było wówczas jeszcze nieodnawianą Bibliotekę Uniwersytecką i ten prywatny dylemat sarajewianek plotkujących nad słodką kawą parzoną w tygielku nie pachniał wojną, pachniał inteligenckim życiem.

Tak więc czułam i widziałam to, co tak trafnie zapisuje Stasiuk - swąd palonych opon i grilli z mięchem, sąsiedztwo śladów po wojnie i nowobogackiego budownictwa, zdumienie koncepcjami gospodarczymi w rodzaju "konwertnej marki" (nawet jak już w Niemczech było euro), ciężar nisko wiszących chmur. Czytając czułam, co mógł myśleć, dostając pokój z kabiną prysznicową w środku za 40 euro, ale wiedziałam, że i tak miał dobrze, bywałam wielokrotnie na Bałkanach zmuszona do przepłacania, uiszczania mandatów za niepopełnione wykroczenia drogowe, bo jeździłam w damskim towarzystwie, a czasem z tablicami rejestracyjnymi wskazującymi na przynależność do bogatego świata, który kiwa Bałkany, więc Bałkany odbierają swoje w skali mikro.

Teza, że jeździmy tam, bo to po sąsiedzku, a jeszcze dymi, więc to spełnienie naszych martyrologicznych potrzeb - jest śmiała. Doceniam, bo jest to autorewizja autora. W końcu on sam najuporczywiej opowiadał nam o mężczyznach w klapkach na nogach i swojej fascynacji "rozpierduchą". Jest też, okazuje się, jakiś punkt, od którego bałkański machoizm zmienia się w absurd. Ponury absurd, moim zdaniem, bo te pocałunki mężczyzn lubiących kawę są pocałunkami zatrutymi wojną i beznadzieją. Na szczęście mieszkają tam kobiety, które nie tylko chodzą na niebotycznych obcasach, naprawdę. Przynajmniej ja tak widzę Bałkany, których raczej nie odwiedzę w tym roku, a śnią mi się boleśnie, więc wczoraj w nocy nie mogłam przestać czytać Stasiuka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 10 (49/2010)