Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pomysł, że życie jednych znaczy mniej niż życie drugich, to korzeń tego, co jest nie tak z naszym światem” – powtarzał Paul Farmer, lekarz i założyciel organizacji Partners in Health. Zmarł nagle we śnie 21 lutego, w wieku 62 lat. Osierocił rodzinę i organizację, którą stworzył. To zły moment na odejście tak ważnego orędownika wyrównywania dostępu do osiągnięć medycyny.
Jeszcze niedawno przypominał, że nigdy żadna pandemia czy epidemia nie wyrównywała szans, wręcz przeciwnie: zawsze pogłębiała nierówności i odsłaniała słabe punkty naszych społeczeństw. Apelował o globalną solidarność. Powtarzał, że nie ma trzech światów, tylko jeden. Jego życie było przykładem wcielanej w praktykę wiary, bo nigdy nie ukrywał, że to teologia wyzwolenia Gustava Gutiérreza nadała bieg jego zaangażowaniu.
Kościół ubogich
Farmer to człowiek, któremu łatwo napisać hagiografię. Lista nagród i honorowych wyróżnień w jego życiorysie ciągnie się na ponad 90 stron. Był profesorem medycyny na Uniwersytecie Har- varda i przewodniczącym Wydziału Globalnego Zdrowia i Medycyny Społecznej w tamtejszej szkole medycznej. Autorem setek artykułów naukowych i kilkunastu książek. Bohaterem bestsellerowej biografii i filmu dokumentalnego. Można by powiedzieć: celebrytą świata organizacji pomocowych. Mówił ze swadą, dlatego był zapraszany na tysiące wystąpień publicznych.
Sama usłyszałam go na katolickim Uniwersytecie Notre Dame w Stanach Zjednoczonych, gdzie pracował jego wieloletni przyjaciel i mistrz, Gustavo Gutié- rrez. Podczas ogólnie mdłej konferencji o odpowiedzialności globalnej ostro mówił o tym, jakim nieporozumieniem jest zakaz antykoncepcji zestawiony z radykalna biedą. O prawie do kształtowania swojego życia przez kobiety dotknięte brakiem edukacji, biedą i przemocą powiedział na katolickiej uczelni, powodując tak mocny dyskomfort widowni, że do dziś go pamiętam.
Farmer mówił, że Gutiérrez był przez długi czas jego mistrzem, zupełnie o tym nie wiedząc. Dzieliło ich pokolenie, dzieliła ich geografia. Przyszły teolog początkowo planował zostać lekarzem. Gdy w 1971 r. w odległej od Florydy Limie opublikował swoją przełomową książkę o teologii wyzwolenia, która kazała interpretować wiarę z perspektywy biednych i marginalizowanych, Farmer miał zaledwie 11 lat. Wychowany w katolickiej rodzinie, chodził do kościoła z obowiązku i potwornie się nudził, a już w liceum zrezygnował z praktyk – bez sprzeciwu rodziców.
Przełom przyszedł w college’u. Zdolny uczeń trafił na Uniwersytet Duke, gdzie usłyszał więcej o wojnach prowadzonych w Ameryce Środkowej, a także o roli duchownych i Kościołów w oporze i walce o sprawiedliwość społeczną. „Jeden Kościół, jeden świat” – powtarzał potem wielokrotnie. Gdy w kaplicy uniwersyteckiej zebrano się na liturgii żałobnej po zabójstwie arcybiskupa Oskara Romero, te same słowa liturgii, które wcześniej go nudziły, wypowiadał w poczuciu, że inspirują.
Teologiczne inspiracje
Drugim – obok postaci i śmierci abp. Romero – formacyjnym doświadczeniem z tego czasu była dla młodego Farmera lektura świadectw o imigranckich pracownicach rolnych i wspierających ich zakonnicach, zwłaszcza o siostrze Juliannie DeWolf, z którą miał wkrótce podjąć współpracę. Uderzył go kontrast między jego własnym komfortowym życiem na kampusie a społeczną marginalizacją imigrantów. Wiedział, że coś jest nie tak.
Jako dwudziestoparoletni student Uniwersytetu Harvarda trafił na Haiti – i to tam zaczęła się misja jego życia. Po skończeniu studiów wrócił na wyspę i zaczął na niej spędzać większość roku. W bliskości biedy i cierpienia zainteresował się katolicką nauką społeczną. Natrafił na książki Gutiérreza, a jego opcja preferencyjna na rzecz ubogich pozwoliła nadać sens temu, co widział wokół. Powtarzał: „Na długo zanim się spotkaliśmy, był moim intelektualnym kompanem w rozumieniu biedy”.
Na Haiti spotkał innego księdza, który zajmował się edukacją najbiedniejszych. Usłyszał od niego, że skoro ma zostać lekarzem, mógłby się przyłączyć. Potem Farmer opowiadał: „Chodziliśmy niewielką grupą po wioskach i pytaliśmy ludzi, co widzieliby jako odpowiedni system ochrony zdrowia. Ludzie trochę się z nas śmiali, ale mówili, że potrzebują szpitala. Myśleliśmy, że może będzie potrzebny system społecznych klinik, a oni chcieli szpitala. Dobrego szpitala, takiego – jak ktoś powiedział mi w 1984 r. – że jak masz problem z urodzeniem dziecka, to tam uratują ci życie”.
Po latach zbudowali taki szpital. Paul przez długi czas mieszkał w Cange, na centralnej wyżynie Haiti, tworząc tam infrastrukturę opieki medycznej, w której skład wchodziły szpital i szkoła.
Pierwsze zdanie określające misję Partners in Health, organizacji, którą współzakładał w 1987 r., jest zaczerpnięte z teologii Gutiérreza: „Naszą misją jest zapewnienie ubogim preferencyjnych możliwości korzystania z opieki zdrowotnej”. Dalej mowa o budowaniu długotrwałych relacji z siostrzanymi organizacjami w społecznościach dotkniętych biedą, choć sam Farmer śmiał się potem, że jako student niewiele jeszcze wiedział o znaczeniu słowa „długotrwałe”. Chcieli jednak, jak mówiła misja Partners in Health, udostępnić osiągnięcia współczesnej medycyny najbiedniejszym i łączyć doświadczenie elitarnych medycznych instytucji z rzeczywistością najbiedniejszych społeczności. Dziś organizacja działa na Haiti, w Rwandzie (gdzie zmarł Farmer) i w wielu innych krajach świata. Zakładając ją, podkreślali: „Nasza misja jest zarówno medyczna, jak i moralna, oparta na solidarności, a nie samej dobroczynności”.
Używane meble
I tak chyba żył: pracując na prestiżowej uczelni, szybciej rozdawał pieniądze, niż je zarabiał. Gdy kupił rodzinie dom na Florydzie (by było blisko na Haiti, gdzie pracowali oboje z żoną Didi), znajomi kompletowali im używane meble. Jego model działania był oparty na założeniu, że system jest niesprawiedliwy i stworzony ludzkimi rękoma. To praca z biednymi, walczącymi o poprawę swojej sytuacji, a nie dobroczynność.
Podczas jednego z wielu spotkań ze studentami Farmer podkreślał: „Nie jestem teologiem, ale lekarzem, który stara się działać dla opcji preferencyjnej na rzecz ubogich. Po pierwsze, trzeba rozumieć biedę. Bieda nie jest wypadkiem natury, ale wynikiem sił historii i ekonomii. Ludzie tworzą świat społeczny. Zrozumienie biedy jest przedsięwzięciem męczącym intelektualnie i psychicznie. Wymaga zaangażowania wielu dyscyplin naukowych i słuchania tych, którzy z jej powodu cierpią. Słuchanie to ważny element towarzyszenia, podobnie zresztą jak w medycynie klinicznej. Zrozumienie biedy powinno się wiązać ze staraniami, żeby ją zlikwidować”.
Zawsze opowiadał o fascynacji Gutiérrezem, o swojej z nim przyjaźni i o wpływie jego teologii na swój sposób myślenia. Przyznawał, że gdy w 1994 r. poznał twórcę teologii wyzwolenia, przywiózł mu do Limy swoje pierwsze książki, mocno przesiąknięte myśleniem mistrza. Jeśli chodzi o wiarę był dyskretny, ale jego współpracownicy wspominają żywą wyobraźnię religijną, miłość liturgii i Eucharystii, a także częstotliwość używania religijnego języka i symboliki. Po prostu rzadko mówił o tym publicznie, co zresztą potwierdzał o. Gutiérrez: „Dr. Farmer jest nieco nieśmiały i wstrzemięźliwy w wypowiadaniu się o teologii i duchowości”. Jednak droga, jaką wybrał jako młody człowiek, była radykalnym wcielaniem chrześcijaństwa w praktykę – tak jak postulowała teologia wyzwolenia. ©℗