Mamy Cię!

Ta historia zdarzyła się naprawdę. Kiedy w latach 90. Stanley Kubrick pracował nad swym ostatnim filmem "Oczy szeroko zamknięte, w Londynie miał miejsce intrygujący epizod, który stał się kanwą dla dzieła Briana Cooka.

04.05.2006

Czyta się kilka minut

John Malkovich (Alan Conway) /
John Malkovich (Alan Conway) /

Alan Conway mieszka w jednej z podupadłych dzielnic Londynu, wiedzie bezbarwne, pozbawione uroku życie. Postanawia wyrwać się z otaczającej szarzyzny. Podszywa się więc pod słynnego reżysera, który - mimo wielkiej sławy - unikał medialnego szumu i nie trafiał na okładki bulwarowej prasy. Mimo że Conway nie zna dobrze twórczości Kubricka ani nie jest do niego podobny, a jego mistyfikacje nie są szczególnie dopracowane, okazują się skuteczne. Conway pojawia się w nocnych lokalach, uwodzi młodego projektanta mody, któremu obiecuje współpracę. Udział w filmie proponuje też death-metalowemu zespołowi i przypadkowo spotkanemu hinduskiemu taksówkarzowi.

Mówi dokładnie to, co ludzie chcieliby słyszeć. Nachalne komplementy i manieryczne opowieści o środowisku hollywoodzkich celebrities mile łechcą ego przygodnych towarzyszy. Ze swych oszustw Conway czerpie różnorakie korzyści. Raz jest to seks z poznanym w barze młodzieńcem albo 20 funtów pożyczonych na flaszkę wódki (wszyscy wierzą w bajki o skradzionych kartach kredytowych), innym razem kosztowne pióro od zaprzyjaźnionego właściciela restauracji. Mimo drobnych zgrzytów, spektakl trwa w najlepsze. Jego końcem będzie dopiero leczenie w szpitalu psychiatrycznym.

Już liternictwo czołówki filmu "Być jak Stanley Kubrick" nawiązuje do twórczości wielkiego reżysera. Pierwsza scena - dwaj młodzieńcy (jeden w meloniku na głowie!) w glanach i skórzanych kurtkach maszerujący po ulicy w takt muzyki Beethovena - nawiązuje do "Mechanicznej pomarańczy". Z podobnych tropów składa się cały film Briana Cooka; odsyła do takich dzieł jak "2001: Odyseja kosmiczna" czy "Barry Lyndon". Nic w tym dziwnego: reżyser Brian Cook i scenarzysta Anthony Frewin byli bliskimi współpracownikami Kubricka. Teraz składają hołd pamięci przyjaciela, jednego z najwybitniejszych reżyserów powojennego kina.

Tytuł okazuje się zwodniczy: dzieło Cooka niewiele ma wspólnego z surrealistycznym filmem Spike'a Jonze'a "Być jak John Malkovich". Bliżej mu do "Człowieka z księżyca" Miloša Formana, historii kontrowersyjnego amerykańskiego komika Andy'ego Kaufmana. W obu powraca postać zdolnego manipulatora, człowieka na wskroś smutnego, dla którego władza nad ludźmi (choć różnie rozumiana) staje się źródłem siły i poczucia własnej wartości. Bohater Cooka to postać wieloznaczna, zarazem tragiczna i zła.

W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" John Malkovich mówił: "Nawet przeciętny aktor może przez lata udawać, że jest wspaniały. Wystarczy przyjrzeć się większości ról, które uznaje się za wybitne. To nie aktorzy grali tak świetnie, tylko film tak znakomicie udawał ich wybitność". Jeśli aktor ma rację, film Cooka bardzo zręcznie symuluje jego talent... Conway jest ekscentryczny, ale opanowany, zły i świadomy własnej nikczemności. Starzejący się mężczyzna w kiczowatych fatałaszkach celowo eksponuje swój homoseksualizm, opowiadane z manierą historie o światku amerykańskich gwiazd (pyszny monolog, w którym "Kubrick" mówi o Johnie Malkovichu jako gwieździe swego następnego filmu) nabierają wiarygodności. Aktor unosi ciężar tej postaci, przydaje jej niejednoznaczności. Jego Conway świadomie manipuluje ludźmi, czerpiąc z tego życiową siłę.

I z czasem zatraca się w udawaniu.

Bo film Cooka nie jest wyłącznie historią zręcznego manipulatora: opowieść o Conwayu staje się metaforą współczesności. "Jesteśmy monadami bez okien" - pisał niegdyś Leibniz. Do podobnej konkluzji prowokują twórcy "Być jak Stanley Kubrick": ludzie zamykają się przed sobą, przybierają maski, które z czasem zastępują właściwe oblicze. Życie jest zaledwie smutnym spektaklem - sugeruje reżyser. Zatracamy się w maskaradzie, świadomie i konsekwentnie przekraczamy jej granice. W końcu zastępuje ona właściwe życie.

"Być jak Stanley Kubrick" niesie ponurą wizję rzeczywistości, którą umieścić by można pod szyldem "kultura kłamstwa". Postać Alana Conwaya jawi się jako najbardziej współczesna wersja filmowego everymana. Dziś ma on twarz Johna Malkovicha, smutnego pana po pięćdziesiątce spacerującego po pustej plaży. Historię tragicznego zagubienia bohatera puentuje piosenka Bryana Adamsa: "Nie jestem tym, kim myślisz. Ale jestem facetem dla ciebie". Ta piosenka dwukrotnie powraca i domyka komediodramat Cooka, smutną historię małego człowieka.

"BYĆ JAK STANLEY KUBRICK" ("Colour me Kubrick"), reż. BRIAN COOK, scen. Anthony Frewin, zdj. Howard Atherton, muz. Bryan Adams, wyst. John Malkovich, Richard E. Grant, Audrey Tom. Prod. Wielka Brytania / Francja 2005. Dystryb. Solopan.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2006