Cierpienia wirtualnego Wertera

Spike Jonze w filmie „Ona” unika katastroficzno-moralizatorskiego tonu. Dotyka problemu „samotności w sieci” i emocjonalnego autyzmu naszych czasów, tworząc jednocześnie kolejne piętra wirtualnej relacji, która wciąga nas niczym prawdziwy romans.

10.02.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. SONY PICTURES
/ Fot. SONY PICTURES

Zaczynają swój dzień od przywitania się ze smartfonem. Potem, niczym zombie, snują się po ulicach miast, rozmawiając z innymi zombie przez zestawy głośnomówiące. Coraz częściej uprawiają seks ze swoim komputerem. Coraz bardziej wirtualne są ich przyjaźnie i zwykłe kontakty. Aż w końcu i one stają się zbyt problematyczne. Wtedy na rynku pojawia się sterowany głosem system operacyjny, który za pomocą sztucznej inteligencji potrafi ogarnąć życie we wszystkich jego aspektach: zorganizować plan dnia, doradzić w kwestii finansów i spraw osobistych, ubarwić nudę, a kłopotliwe kontakty zastąpić bezwarunkową, wiecznie ekscytującą bliskością. Brzmi to jak pieśń przyszłości? Spike Jonze w filmie „Ona” sięga po science fiction, ale na każdym kroku daje nam sygnał, że utopia spełnia się właśnie tu i teraz.

Twórca „Być jak John Malkovich” i „Adaptacji” futurystyczne rozważania przeniósł z transhumanistycznych laboratoriów na grunt zwykłych stosunków międzyludzkich. Bohater o imieniu Theodore pracuje w firmie specjalizującej się w pisaniu listów na zamówienie – jego klientami są ci, którzy sami nie potrafią wyrażać na papierze swoich uczuć. Specjalny program komputerowy przetwarza wymyślane przez Theodore’a skrzydlate słowa w odręczne pismo. Jonze mógł sobie darować tak znaczący punkt wyjścia – trudniej potem uwierzyć, że ktoś, kto sam na co dzień masowo produkuje złudzenia, tak łatwo sam daje się omotać wirtualną pajęczyną. Reżyser wpadł jednak na pomysł genialny w swej prostocie. Zakupiona przez Theodore’a sztuczna świadomość, która jest tworem dynamicznym, rozwijającym się i nieprzewidywalnym, przemawia seksowną chrypką Scarlett Johansson. Nawet my dajemy się czasem nabrać, iż oprogramowanie o imieniu Samantha to obdarzona żywym ciałem istota. Diabelski pomyślunek scenarzysty i reżysera popycha rzecz jeszcze dalej: idąc tropem klasyków gatunku, „2001: Odysei kosmicznej” Stanleya Kubricka czy „Blade Runnera” Ridleya Scotta, Jonze co i raz stwarza złudzenie, że system operacyjny tak dalece się uczłowieczył, iż zdążył wygenerować coś na kształt ludzkiej duszy.

Amerykański reżyser tworzy na ekranie świat niby znajomy, ale jednak odrealniony, jakby przekopiowany w jakiś bardziej zaawansowany Second Life. Przemierzający metropolię samotny tłum szuka indywidualizmu w hipsterskich stylizacjach, nijakość usiłuje przełamać krzykliwym detalem. Każdy jest tu monadą uzbrojoną w protezy bliskości oferowane przez współczesną technologię. Tymczasem Theodore coraz bardziej wierzy, że gdzieś „między słowami” stworzył z Samanthą prawdziwą więź. Nie przeszkadza mu fakt, iż ukochana „mieszka w komputerze”. Wszak dzięki temu może nosić ją ze sobą wszędzie i wyłączać w dowolnym momencie. Czyżby kobieta idealna? Samantha jest troskliwa, a jednocześnie spontaniczna i kusząca, posiada rozliczne talenty, potrafi przetwarzać w mig gigabajty danych i przede wszystkim zawsze w niewymuszony sposób gotowa jest połechtać męskie ego. A ego Theodore’a jest tak wybujałe, że zdołał uwierzyć, iż gotów jest wzbudzić autentyczne i dozgonne uczucia nawet w systemie operacyjnym. Co najważniejsze, w przeciwieństwie do realnych kobiet, które Theodore spotyka na swej drodze, system nie domaga się od niego żadnych zobowiązań.

Choć Joaquin Phoenix tym razem skrywa swoją słynną bliznę pod wypielęgnowanym wąsem, jego twarz pozostaje tak samo niepokojąca. Jonze nie mógł lepiej obsadzić postaci, w której od początku drzemie szaleństwo. Wprowadza to pewien ironiczny zgrzyt do futurystycznego melodramatu. „Ona” jest bowiem filmem unikającym śmiertelnie poważnego, katastroficzno-moralizatorskiego tonu. Dotyka co prawda problemu „samotności w sieci”, płynnych tożsamości, indywidualnie sprofilowanego marketingu czy emocjonalnego autyzmu naszych czasów. Równocześnie jednak potrafi z nami igrać, tworząc kolejne piętra wirtualnej relacji, która wciąga nas niczym prawdziwy romans. Kiedy już, już wydaje się nam, że przejrzeliśmy całą manipulację, okazuje się, że związek z Samanthą być może był najważniejszym i najbardziej intensywnym doświadczeniem w życiu Theodore’a. W jakimś karykaturalnym wymiarze, spełniając romantyczną fantazję o wielkiej miłości i wielkim cierpieniu, wirtualny związek powtórzył dynamikę normalnych relacji, pozwolił zobaczyć je w całej jaskrawości.

Dlatego najbardziej poruszające sceny filmu to wcale nie rozdzierające cierpienia wirtualnego Wertera, ale zwykłe spotkania z kobietami z „realu”. Kiedy Theodore umawia się na randkę z dziewczyną, szybko wychodzi na wierzch uczuciowa nieporadność ukryta pod pozornym luzem. Podczas spotkania z żoną w sprawie podpisywania papierów rozwodowych Theodore nie potrafi wypowiedzieć tego, co czuje, choć mogłoby to powstrzymać bieg wydarzeń. Nieprzewidywalne, bolesne, nudne, męczące – takie bywa prawdziwe życie i dlatego tak bardzo przeraża. Bowiem wbrew temu, co sądzą dzisiejsi inżynierowie dusz, człowiek nie jest prostą wiązką upodobań i reakcji. Nie wszystko da się w nim zmierzyć, zmapować i zaprogramować. Weźmy choćby przykład kolegi Theodore’a, który ni stąd, ni zowąd porzuca żonę i zostaje buddyjskim mnichem.

Wirtualna miłość w filmie Jonze’a to coś więcej niż ucieczka od wolności. To także pokraczny proces dojrzewania do niej. 

„ONA” („Her”) – scen. i reż. Spike Jonze, zdj. Hoyte van Hoytema, muz. Arcade Fire, Owen Pallett, William Butler, wyst. Joaquin Phoenix, Scarlett Johansson, Amy Adams, Rooney Mara, Olivia Wilde i inni. Prod. USA 2013. Dystryb. United International Pictures Sp. z o.o. W kinach od 14 lutego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2014