Ludzie z umarłego miasta

Dzisiejszy Nowy Orlean jest jak Blanche Dubois, bohaterka dramatu Tennesee Williamsa. Obnażony, upokorzony, zniszczony. Fala zmiotła zabytkowy tramwaj, który jeździł niegdyś do dzielnicy Pożądanie. Ale huragan zniszczył nie tylko jedno miasto. Zobaczyliśmy Amerykę podzieloną na sfery biedoty i bogactwa.

11.09.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Memphis, Tennessee. Rodzinne miasto Elvisa Presleya. Do Nowego Orleanu można by dojechać stąd w pięć godzin, ale od kilku dni drogi prowadzące dalej na południe są dla zwykłych ludzi zamknięte. Co innego w drugą stronę.

Szeryf Mark H. Luttrell koordynuje akcję pomocy ofiarom huraganu. Zarządził, by w Midsouth Coliseum ulokować 2000 osób przesiedlonych ze zniszczonych obszarów stanu Missisipi. W sobotę rano jeszcze ich nie było. Nie dojechali, bo transport ma problemy ze zdobyciem paliwa, które po katastrofie stało się cenniejsze niż złoto. Nie działa wiele rafinerii w rejonie Zatoki Meksykańskiej i amerykańskie Południe zostało odcięte od źródeł ropopochodnej energii.

Wielki wróg Białego Domu, czyli wenezuelski prezydent Hugo Chavez - pozujący na lidera panamerykańskiej rewolucji socjalistycznej - w geście współczucia zaproponował pomoc w postaci dostawy niezbędnego surowca. George W. Bush stwierdził, że od latynoskich watażków ani od nikogo innego jałmużny nie weźmie. “Ten kraj zamierza sam się podnieść i sam załatwić sprawę" - powiedział w wywiadzie dla telewizji ABC. To, co zwykle mogłoby uchodzić za przejaw dumy i godności w mocarstwie zaradnych zdobywców, tym razem zabrzmiało jak dziecinna zuchwałość i groźna nieodpowiedzialność.

“Ameryka została upokorzona". W takim tonie wypowiadają się europejskie media, obserwujące ogrom nieszczęścia. Włoska prasa porównuje Nowy Orlean z Bagdadem. “Gangsterzy ostrzeliwujący helikoptery, szabrownicy, bezradna Gwardia Narodowa, trupy na ulicach, epidemia, zastępy uchodźców. Anarchia, zbrodnia, zezwierzęcenie" - pisze mediolański dziennik “Corierre della Sera".

Mocne słowa. Zwłaszcza że trudno dziś o rzetelny komentarz, gdy nie są znane wszystkie skutki tragedii. David Vitter, senator z Luizjany, szacuje, że zginęło ponad 10 tys. osób. To byłoby ponad trzykrotnie więcej niż w gruzach World Trade Center. Uwielbiający patetyczne statystyki dziennikarze z emfazą podkreślają, że huragan Katrina to największa katastrofa w historii USA, większe niż trzęsienie ziemi w San Francisco w 1907 r.

Akcja ratunkowa jest prowadzona dość ślamazarnie, w dodatku w niewyobrażalnym chaosie. Najpierw, w dobrej wierze, lokowano mieszkańców zatopionego Nowego Orleanu w hali sportowej Superdome. Ale huragan zniszczył dach i w obozowisku zapanował tropikalny upał. Zaczęło brakować wody, zapchane toalety groziły epidemią. Do minionej soboty większość ludzi udało się przenieść w bezpieczniejsze miejsca, głównie do Teksasu. Jednak i tam możliwości pomocy szybko się wyczerpały, a głodni i zmęczeni uchodźcy byli zawracani spod obiecanych obozów odpoczynku. - Bush wziął sobie na wakacje książkę o historii carskiej Rosji, no i zaskoczyła go Katarzyna Wielka! - tak z ironią mówi 55-letnia hipiska Sandra, prowadząca w Memphis pralnię.

Podobne tragedie często jednoczą kraj. Jednak tym razem podziały polityczne dają o sobie znać. Demokraci zmiażdżyli rząd w surowej krytyce. Jedynie były prezydent Clinton bronił Busha twierdząc, że niewiele więcej można było dotąd zrobić.

Z pewnością huragan i towarzysząca mu powódź obnażyły skrywany podział na Amerykę biedną i bogatą. Luizjana to jeden z najuboższych stanów, a Nowy Orlean podupadał przez ostatnie dziesięciolecia. Miasto w większości zamieszkałe jest przez Czarnych i oni właśnie dominują wśród ofiar tragedii. Do ewakuacji przed huraganem nie byli przygotowani, bo często nie mieli czym się przemieścić.

Czarny burmistrz miasta, Ray Nagin, w hiphopowym slangu przeklął władze w Waszyngtonie za opieszałość: “Przyleciał sobie i pooglądał wszystko z okien Air Force One jak francuska księżniczka, a potem przytulił dwie osoby na lotnisku i wrócił" - tak skomentował zachowanie Busha. I zażądał, by w rejon katastrofy ruszyły wszystkie cywilne autokary, by linie lotnicze podporządkowały pomocy całą swą flotę.

Widzą to republikańskie “grube ryby" ze stolicy, które baczą na image swojej partii. New Gingrich - były przewodniczący Kongresu i jeden z czołowych polityków partii republikańskiej - proponuje, by Bush mianował byłego burmistrza Nowego Jorku Rudolfa Giulianiego (okrytego chwałą po 11 września) “carem operacji ocalenia narodowego". Miałby w ten sposób zebrać punkty przed kampanią prezydencką 2008 r., do udziału w której się przymierza. Na razie akcją dowodzi gen. Russel Honore, południowiec o sposobie bycia Johna Wayne’a.

A telewizje i gazety pokazują prezydenta w krańcowo różnym świetle, w zależności od swych politycznych sympatii. Lewicowy “New York Times" cytował oburzonych polityków Demokratów: senatora Franka Lautenberga z New Jersey i kongresmana Harolda Forda z Tennessee. Ten ostatni powiedział, że “ból ofiar nie jest dobrą okolicznością do okazywania bezradności". Z kolei prawicowy “New York Post" wydrukował ogromne zdjęcie, na którym wstrząśnięty Bush przytula młodą Murzynkę. Obok wielki tytuł: “Prezydent podnosi ludzi na duchu słowami: Poradzimy sobie!".

Poza polityką jest jeszcze kulturowe tło nieszczęścia. Nowy Orlean to stare francuskie miasto, nieporównywalny z żadnym innym miejscem w Ameryce skansen.

W dalszym ciągu obowiązują tu przepisy napoleońskiego kodeksu, zasadniczo różne od anglosaskiego prawa precedensowego. Luizjana jest jedynym stanem podzielonym na parafie, a nie hrabstwa. Dominuje tu katolicyzm i staromodne, jak na USA, grzebanie zmarłych na tradycyjnych cmentarzach (gdzie indziej zwykle kremuje się zwłoki). Teraz nowoorleańskie nekropolie zalała woda, a na jej powierzchni dryfują setki wypłukanych białych trumien.

Zniszczone miasto to stolica bagiennego bluesa, robionego z kukurydzy bourbona i wielkiego dramaturga Tennessee Williamsa. Do Nowego Orleanu przybyła jego bohaterka Blanche Dubois, upadła południowa piękność. Do mieszkania swej ciężarnej siostry Stelli dojechała “Tramwajem zwanym Pożądaniem". Nosiła nieskromne suknie z prześwitującej organdyny, jakby utkane przez pająka. Sama była jak tarantula: wabiła mężczyzn, później kąsała. Na żarówkę w swym pokoju założyła chiński lampion, by w półmroku ukryć niby wiek, a naprawdę rozwiązłą przeszłość.

Dzisiejszy Nowy Orlean jest jak Blanche. Obnażony, upokorzony, zniszczony. Religijni kaznodzieje ogłosili, że miasto spotkała zasłużona kara za wyuzdanie. Co roku przed Środą Popielcową centrum rozkwitało kolorowym karnawałem, a festiwal zwany Południową Dekadencją czynił zeń natenczas światową stolicę gejów. Dziś romantyczno-apokaliptyczne wizje tragedii towarzyszą prawie każdemu publicystycznemu komentarzowi na temat powodzi. Fala zmiotła ostatni zabytkowy tramwaj, który niegdyś jeździł do dzielnicy Pożądanie.

A ludzie? Najszczęśliwsi są ci, którzy mogli uciec przed huraganem. Gorzej z tymi, co nie mieli czym i dokąd. Część czeka na dachach, by zabrały ich helikoptery. Brakuje im wody i jedzenia. Dziesiątki chorych umierają z wycieńczenia, pragnienia i upału.

Dopóki działały telefony komórkowe, Jason Newton dostawał sms-y od swej dziewczyny, rezydentki szpitala uniwersyteckiego w Nowym Orleanie. Pisała, że sytuacja staje się nie do zniesienia, nawet dla tych o najtwardszych nerwach. Ostatnia wiadomość, jaką dostał Jason, brzmiała: “Żadnych wiadomości. Woda się podnosi. Słychać strzały. Niebezpiecznie".

O tym, że zapanowała anarchia, donoszą wszystkie media i świadkowie, jakim udało się przenieść w bezpieczniejsze miejsca. Ludzkie sępy pojawiły się już w kilka godzin po przejściu wichury. Zaczęło się plądrowanie sklepów, domów, samochodów z pomocą humanitarną. Gangi ukradły z marketów sieci Wal-Mart tysiące sztuk broni. Osaczeni mieszkańcy ogłosili kampanię “You loot, we shoot" (“Ty rabujesz, my strzelamy").

Sytuacja w Luizjanie dowiodła roztropności Ojców Założycieli Ameryki, którzy układali ponad 200 lat temu konstytucję. Druga Poprawka mówi, że dobrze zorganizowana milicja jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa, a prawo obywateli do posiadania i noszenia broni nie może być naruszone. I tak jest do dziś: ustawa zasadnicza daje ludziom możliwość obrony w obliczu nieludzkiego zagrożenia zbrodnią i rozbojem.

Tłumaczenie takie może budzić obawę, czy przypadkiem nie trąci zasadą “nie ma zmiłuj". Ale też sytuacja jest wyjątkowa i nie można gubić się w akademickich rozważaniach nad sensem prawa do noszenia broni. Intelektualne zadęcie nowojorskich liberałów musi ulec wobec rosnącego w Nowym Orleanie poczucia apokalipsy. Region zaczął przypominać hobbesowski świat dzikiego “stanu natury", w którym litera prawa nie istnieje.

W Memphis atmosfera jest spokojniejsza. Szacuje się, że w mieście znalazło schronienie ponad 10 tys. osób. Życie toczy się normalnie, tylko dla przyzwoitości odwołano przesłuchania do kolejnej edycji amerykańskiej wersji “Idola".

Gdy sytuacja wróci do względnej normy, rozpocznie się odbudowa uśmierconego Nowego Orleanu. Szacowana na dziesięciolecia i setki miliardów dolarów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2005