Koniec naszego snu

Obywatele sprowadzeni wyłącznie do roli pracowników i konsumentów nie będą korzystać z demokracji.

17.10.2017

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / WOJTEK GÓRSKI
Rafał Woś / WOJTEK GÓRSKI

RADOSŁAW KORZYCKI: Co się stało z naszą pracą?

RAFAŁ WOŚ: Jej wartość znacząco spadła. Znam takich, którzy mówią, że w 1989 r. za przeciętną pensję Polak mógł kupić jedną trzecią mikrofalówki, a 20 lat później dziesięć mikrofalówek. A jak im odpowiadam, że człowiek nie żyje po to, żeby maksymalizować liczbę posiadanych mikrofalówek, to patrzą na mnie jak na idiotę. Albo udają, albo nie widzą podstawowego problemu. Że wartość pracy w społeczeństwie spadła, została odarta z godności. Praca dla zbyt wielu Polaków nie jest dziś ani kotwicą stabilnego życia, ani źródłem samorealizacji. To jest wielki kryzys sensu, który zagraża podstawom naszego społeczeństwa.

Wielu ludzi naprawdę uważa, że z pracą nie ma w Polsce problemu.

Pewnie. Łatwo odnieść takie wrażenie, patrząc tylko na ten wąski paseczek transformacyjnego sukcesu. Przypomina mi się stary dowcip: spotyka się dwóch kolegów i się martwi, że Unia Demokratyczna dostanie w wyborach 80 proc., bo przecież „ja na nich głosuję, ty na nich głosujesz. I mój brat z żoną też na nich głosują”. Podobnie jest z transformacyjnym sukcesem. Jak masz czas i ochotę, żeby się nad tym zastanawiać, to prawdopodobnie należysz do wąskiej grupy zwycięzców. Do tej grupy, której przemiany przyniosły szereg nowych perspektyw i radość z pracy. Oni chuchają i dmuchają na ten sukcesik. Denerwują się okropnie, jak ktoś go podważa. Mój ulubiony raper Łona ma taki kawałek: „a wycie, cóż wycie, no w gruncie rzeczy nic. W końcu ucichnie. Tutaj jest długa tradycja przeczekiwania wyć”. W Polsce po 1989 r. zbyt długo zajmowaliśmy się „przeczekiwaniem wyć” docierających z rynku pracy.

Kto pierwszy pogardzał pracą?

Oj, mógłbym wielu takich wskazać.

To ja zaproponuję obywateli greckiej polis. Arystoteles uważał, że praca, która prowadzi do znoju fizycznego, jest obrzydliwością i upodabnia człowieka do zwierzęcia.

Ten przykład łatwo można pożenić z sytuacją w późnym kapitalizmie. Pod względem pogardy nic się nie zmieniło. Niestety jest tak, że kapitalizm wpycha człowieka w sytuację, w której ma albo pracować, albo konsumować. Ale przecież jeśli zredukować człowieka tylko do pracy i konsumpcji, to zostaje ogryzek życia. Przeciw temu buntowały się kolejne pokolenia tych, co byli przed nami. Z lewa i z prawa. Z jednej strony marksizm i jego niezgoda, żeby człowiek się sprowadzał tylko do walki o byt. Z drugiej społeczna nauka Kościoła piętnująca dokładnie to samo. Niestety obie krytyki neoliberalizm zneutralizował i został sam na placu boju.

Kiedyś niewolnicy rekrutowali się z tych, którzy dosłownie przegrali. Zostali podbici w walce i musieli służyć zwycięzcom. Czy dziś nie dochodzimy do tego, że odpowiednikami niewolników stają się ludzie nieposiadający kapitału?

I tego nie da się pogodzić z demokracją. Żyjemy w społeczeństwach, które chcą się nazywać demokratycznymi i twierdzą, że bronią demokracji przed barbarzyńcami. Ale patrząc na to przez soczewkę pracy, wielu obywateli z demokracji nie korzysta, bo sprowadzono ich do roli pracowników i konsumentów. Im więcej czasu będzie nam zabierała praca, tym mniej go będzie na realizację człowieczeństwa w miejscach koniecznych do rozwoju demokracji i partycypacji obywatelskiej. Odkąd pamiętam, powtarza się narzekanie, że Polacy nie interesują się życiem publicznym, nie chodzą na wybory, nie czytają książek. To nie jest wina ludzi. Społeczeństwo zostało w taką sytuację wepchnięte. Możemy się wyśmiewać i potępiać ludzi, którzy ignorują spotkania wspólnoty mieszkaniowej, czyli poniekąd sprawy swojej własności, a tymczasem oni nie mogą się zaangażować, bo albo pracują, albo nie mają po pracy siły. Trzeba się zastanowić, jak odwrócić tę logikę i sprawić, żeby praca była lepiej płatna i dawała więcej satysfakcji, a jednocześnie żeby było jej mniej i żeby pozwalała gromadzić oszczędności. Moim zdaniem da się to stopniowo zrobić.

Cały dyskurs o degradacji Kodeksu pracy schował się za słowem „elastyczność”. Pracodawca mówi o „elastycznych godzinach pracy”, a w rzeczywistości odbiera prawa pracownikom.

Istotnie. Jestem ostatnio pod wrażeniem książki prawnika Arkadiusza Sobczyka, który uważa, że dopóki się godzimy, że praca to jest kontrakt, to nie ruszymy z miejsca. Daje on taki przykład: daliśmy się przekonać, że relacja pracy to jest taki sam kontrakt jak kupno roweru. I wobec tego cały Kodeks pracy wydaje się aberracją, bo potem się okazuje, że ten nabywca roweru ma jeszcze dodatkowe zobowiązania, że musi płatny urlop dać, związki zawodowe pozwolić założyć.

Z perspektywy pracodawcy faktycznie może to wyglądać jak horrendum. Dlatego trzeba się cofnąć i powiedzieć, że praca nigdy nie była kontraktem, bo praca nie jest towarem. I wówczas będzie można się domagać swoich praw na mocy konstytucji, która bierze pracę pod opiekę.

Niestety od początku polskiej transformacji poszło to w drugą stronę. Daliśmy się przekonać, że skoro prywatyzujemy gospodarkę, to prywatyzujemy też stosunki pracy. I to był fundamentalny błąd. Skoro sprywatyzowaliśmy stosunki pracy, to zasadne jest jej uelastycznienie, prace tymczasowe, sekowanie związków zawodowych. Uważam, że była możliwa inna droga. Jak ktoś twierdzi, że była tylko jedna, to prawdopodobnie sam jest z nią związany i chce zrzucić z siebie odpowiedzialność. Co to znaczy, że nie było innej?

Dziś tzw. rynek produkuje tak niesprawiedliwe sytuacje, że nawet ludzie, którzy wychodzili z pozycji antysocjalistycznych i antyetatystycznych, coraz częściej przyznają, że opowieść „im ciężej pracujesz, tym dalej zajdziesz” w warunkach późnego kapitalizmu jest bez sensu. A my w Polsce i tak mamy szczęście, bo nie ma tu wątku rasowego. Kiedy ten wchodzi w grę, wtedy dopiero wszystko się zaczyna komplikować.

Jak na moim, amerykańskim podwórku. Nierówności dochodowe są ściśle związane z nierównościami rasowymi.

Oczywiście, ale z drugiej strony proszę spojrzeć na biedniejszych białych, którzy wierzyli, że kapitalizm polega na tym, że się ustawiasz w kolejce i czekasz, i jak będziesz robił to, co trzeba, to się w końcu doczekasz tego domku. Nagle widzą, że politycy wsadzają im bez kolejki ludzi o innym kolorze skóry, imigrantów. A dodatkowo jeszcze kolejka się ­zatrzymała, wszyscy się zatrzymali. Cały gniew sprekaryzowanych kieruje się w stronę albo mniejszości etnicznych, albo liberalnego establishmentu, który akcję afirmatywną wymyślił. Taki resentyment prowadził do wyboru Trumpa. A tak naprawdę kolejka się zatrzymała z winy neoliberalizmu, który napędza nierówności.

Już 25 lat temu nawet konserwatywni krytycy kultury uważali, że reaganomika prowadzi do wzrostu nierówności, a American Dream jeszcze szybciej eroduje. Stany Zjednoczone są najbardziej na całym Zachodzie zamkniętym na awans społeczny społeczeństwem.

Polish Dream też się okazał fałszem, polegał głównie na wierze w mobilność klasową. Że jak się dobrze wykształcisz, to na tym skorzystasz. Wielu ludzi wykształciło się w PRL w publicznych szkołach, a w III RP swoje dzieci posyłało do prywatnych. Trudno ich o to winić, że chcieli dla dzieci jak najlepiej. Ale z drugiej strony to pokazuje, jak ta droga awansu się zamykała.

Warunki startowe były świetne na początku lat 90. I to najlepsze, co odziedziczyliśmy po PRL. Ale szczebelki drabiny awansu społecznego nie były remontowane, więc skorodowały i pękły. Nie do końca rozumiemy ów proces, bo to jest nie na rękę prawie wszystkim. Liberałowie go będą bronić z przyczyn wiadomych, ale prawica do pewnego stopnia też go usprawiedliwiała. Dzisiaj zagospodarowali poczucie powszechnego wyobcowania, ale przecież często się do niego przyczynili. Polish Dream się zawalił i trzeba zbudować nowy. I trzeba zacząć od pracy.

Jednym z Pana najważniejszych postulatów jest dochód gwarantowany.

To jeden z elementów całościowego podejścia. Nie sądzę, żeby jednym instrumentem dało się rozwiązać wszystkie problemy. Staram się budować pełną paletę i doradzam wprowadzenie wszystkich rozwiązań naraz, wychodząc z założenia, że nie wszystkie się udadzą. Na tej zasadzie pracę można wzmocnić na kilka sposobów. Albo dzieląc bogactwo już wypracowane – i to jest dochód podstawowy. Po drugie na zasadzie predystrybucji, czyli zanim wartość powstanie w gospodarce, i to jest tworzenie związków zawodowych, spółdzielni.

Spółdzielczość jest dość powszechnie wyśmiewana jako relikt komunizmu.

Teraz już nie jest. W kryzysie nawet Komisja Europejska zaczęła ją zachwalać. Wśród nowo zakładanych przedsiębiorstw spółdzielnie miały największą przeżywalność. Zresztą spółdzielnia jest w kapitalizmie dobrym sposobem na przetrwanie okresu turbulencji, a w kapitalizmie turbulencja co jakiś czas powraca.

Keynes nawet uważał, że kryzys jest sytuacją wyjściową.

Dlatego powinno się to brać pod uwagę. Trzecim etapem jest redystrybucja. Jest kłopotliwa, bo w dobie globalizacji łatwo się z zyskami ucieka. Poza tym żyjemy jednak w słabym państwie, które ma mało do powiedzenia w gospodarce. Teraz to się trochę zmienia, bo PiS je wzmacnia. Sporo obaw się z tym wiąże, część jest uzasadniona, ale większość z nich bierze się stąd, że nie było w Polsce tradycji silnego państwa. Jeśli chodzi o dochód gwarantowany, to jego poprzednikiem może być program 500 plus. To już istnieje i każdy kolejny rząd będzie się musiał do tego odnieść.

W Polsce lewica nie zaistnieje, jeśli nie wróci do rozmowy o pracy?

Nigdy nie zaistnieje. Chyba wszędzie miarą słabości lewicy jest to, że utraciła kontakt ze swoją niegdysiejszą bazą. Albo że została w tej roli zastąpiona przez populistyczną prawicę. Lewica to wodzowie indiańscy bez Indian. PiS, co obiecał, to dał. Oczywiście można mówić, że za mało albo że tym, którzy byli wierni, dał więcej, ale porównując z innymi liczy się, że po prostu coś dał. Nie tak łatwo będzie lewicy odzyskać klasę robotniczą. ©

RAFAŁ WOŚ jest dziennikarzem ekonomicznym, laureatem m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa i Grand Press Economy. Wydał książki: „Dziecięca choroba liberalizmu” i ostatnio „To nie jest kraj dla pracowników”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2017