Ludzie w futrach

Szturm na Kapitol był w każdym sensie wydarzeniem niezwykłym.

11.01.2021

Czyta się kilka minut

Warszawska afera ambasadorska, nawijająca się w sposób – przyznajmy – atrakcyjny, a wciąż przecież mająca potencjał sceniczny, spadła właśnie z hukiem z afisza, czy – jak kto woli – zgasła jak świeca. Zgasił ją podmuch szalonego amerykańskiego widowiska, będącego brutalną odpowiedzią na nasze naiwne próby robienia niepokojącego moralnie teatru na wschodnioeuropejskim poziomie.

Nie da się ukryć – do stu tysięcy zjełczałych dawek szczepionki na COVID-19 – że możliwości amerykańskie, jeśli idzie o rozmach w każdym sensie, zwłaszcza w rozrywce, są jednak nieograniczone. Nasze scenariusze, scenografie, zasoby – za przeproszeniem – ludzkie, nasze deklamacje i melorecytacje są szalenie kameralne. Są one, powiedzmy sobie szczerze, rozdzierająco lokalne i tylko takoż zrozumiałe. Nasze próby zglobalizowania rodzimej rozrywki wychodzą zawsze smętnie i przyznajmy się: taka opinia to wcale nie samobiczowanie bądź wypluwanie kompleksów w efekcie noworocznego przepicia. Tak jest po prostu od wieków. Nie da się zdobyć Hollywood tak konstruowaną dramaturgią, nie da się tym porwać widza skądinąd niż z Mazowsza czy Kujaw. Bo do tego potrzebne jest to coś, jakiś prosty przemawiający motyw, jakiś myk tu wszystkim umykający, ot, choćby przebranie się za bizona, a nie – pardon – za ambasadora.

A więc szturm na Kapitol był w każdym sensie wydarzeniem niezwykłym. Charakteryzacja i kostiumy szturmujących w niewiele ponad kwadrans weszły do klasyki ikonografii, w której mamy i wizerunki marynarzy kronsztadzkich, i ludzi zdobywających Pałac Zimowy czy ongiś Bastylię. Ktoś mniej niż mało zorientowany historycznie zechce tu zapewne wtrącić swe trzy grosze i dopisać na przykład szturm na galerie handlowe, magazyny meblowe bądź salony pielęgnacji bród po lockdownie. Okej, niech będzie. Oczywiście natychmiast zgodzimy się na tę parabolę, bowiem uważamy, że każda jest dobra, póki coś żywo ilustruje, i nie jest nadmiernie wulgarna.

Popatrzmy: brodaci ludzie w futrach, z warkoczami, w rogatych czapkach, wytatuowani po pachy, wyposażeni w niezliczone, wielobarwne chorągwie i totemy, wymawiający magiczne formułki, w osobliwy sposób ryczący do kamerek w telefonach, wspinający się po ścianach, drapiący się po genitaliach. To wszystko, rzec trzeba, musi być znakiem nowej ery. Ale było też przede wszystkim widowiskiem, od którego nie sposób było oderwać oczu choćby na sekundę. Atak na siedzibę amerykańskiego parlamentu, taki atak, w takiej aurze i kolorystyce, zlecony przez urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych, to, zważmy, czysta magia, to wydarzenie wcześniej nie do zmyślenia, choć zmyśla się przecież od wieków różne dramatyczne historyjki. To mogło się wydarzyć tylko w Stanach, gdzie pokłady tego, co niewyobrażalne, są grubo grubsze niż tradycyjna polska gościnność i tolerancja.

By na koniec rzucić garstkę spostrzeżeń dotyczących oficjalnych, polskich reakcji na wydarzenia w Waszyngtonie, wypada pierw odnotować, że wszyscy, nie tylko wschodni i środkowi Europejczycy, poczuli powiew dziwnego uczucia, dla jednych miłego, dla innych wstrętnego i przykrego. Oto przez tyle dziesięcioleci Ameryka kładła nam do głowy jak żyć – od 6 stycznia zapewne długo tego robić nie będzie. Wypada wyrazić też odrobinkę żalu i współczucia, że doprawdy nie jest dziś łatwo być tradycyjnym republikaninem czy człowiekiem prawicy w starym stylu. A teraz nasi. Oto przez dłuższy czas zastanawialiśmy się, jak ująć funkcję, a może rolę polskiej polityki i polskich – za przeproszeniem – liderów po 1 stycznia 2021 r. Pisaliśmy na brudno jedno zdanie, za nim drugie, zmienialiśmy szyk, dodawaliśmy przymiotniki albo je usuwaliśmy, zdania były podrzędnie bądź współrzędnie złożone, głównie – mówiąc wprost – przekombinowane, więc na koniec uznaliśmy, że takie wystarczy: Nie ma głupstwa, którego polityk polskiej prawicy nie jest w stanie powiedzieć publicznie. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2021