Mancewicz: Kapusta

Warto właśnie teraz przemyśleć pewne kwestie, a należy to zrobić prędko, zanim sushi zamieni się w bigos. Oczywiście tylko z polskiej perspektywy będzie to transformacja oczywista i nieunikniona.

13.03.2023

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Bigos, popatrzmy, poza tym, że jest realnym skarbem narodu, jest celem, do którego wszystko zmierza. Jest takoż wyśnioną parabolą naszych rozumów i po wielokroć przywoływaliśmy tę potrawę, traktowaną przez nas w naszych znakomitych analizach czasem jako wypełniacz, ale też jako bezceremonialnie używane zastępstwo nauk wszelakich, nie tylko wyzwolonych. Jako synonim myśli tutejszej, nawet tej skrzydlatej. Bigos, ktoś tu teraz słusznie powie, nie jest rdzennie polskim wynalazkiem. Nie jest, to prawda, ale jakaż inna potrawa oddałaby lepiej i czytelniej zmieszanie wszystkiego ze wszystkim, jeśli idzie o pomyślunek, kojarzenie i kompozycję?

To pytanie retoryczne. Bigos jest po prostu najwygodniejszym, bo najczytelniejszym symbolem braku jakiejkolwiek dyscypliny, też umysłowej, znakiem anarchii, dowolności i pełnego miszmaszu oraz fiksum-dyrdum. Jest produktem – o czym zapominać nie wolno – z kapusty, a kapusta kształtem przypomina głowę. Słyszymy teraz liczne głosy oburzenia, że znów, bez upoważnienia, w imieniu ogółu brniemy w samobiczowanie, że padamy na kolana, że z tych kolan nie wstajemy, że to narracja wstydu albo coś w tym guście. Rzecz jasna żaden z tych zarzutów nas nie może dotyczyć. Oto od zawsze głosimy wszem i wobec, że jeśli idzie o myślenie, klęcznik jest najgorszym z możliwych mebli, że najlepiej myśli się pod pierzyną albo w wannie. Kto się upiera i powiada, że to nieprawda, nigdy nie leżał ani w wannie, ani w łóżku, słowem, nie ma na koncie koniecznych doświadczeń z kulturą, technologią i cywilizacją.

Bigos w głowie to prawie zawsze problem. Poważniej robi się, gdy bigos w głowie ulega awarii. Oto gdy innym nacjom nie rozkładają się panele słoneczne na statkach orbitujących, padają wielkie serwery, rakiety im nie lecą w wymarzonych kierunkach, nowe auta rdzewieją, wszechświaty wypełniają się nowymi treściami, to w tym czasie tu, w głowach, psuje się bigos. Awaria bigosu w głowie jest wadą jakby archaiczną, wydaje się fabryczną, niestety niepodlegającą reklamacji. Jest i kropka. Ktoś – słyszymy – szeptem prosi, byśmy przestali, byśmy wreszcie zaczęli mówić wprost, bez udziwnień. Jak jest. Nie ma problemu.

Kochamy każdą tradycję, byle własną, może być zmyślona przez byle kogo. Zamach na tradycje uruchamia w Polsce niesamowitą, wulkaniczną energię. Jednostek i mas, energię organizacji, partii i kościołów. Tą energią można by bez problemu zasilić najbardziej zaawansowane projekty, innowacyjne rewolucje, cokolwiek, co mogłoby służyć rozwojowi. Jest jednak inaczej, owa energia grzeje bigos, albo go schładza, słowem: bezustannie służy owemu bożkowi dla jego dobrostanu. Gdy bigos ma być zimny – energia go chłodzi, gdy ma być wrzący – grzeje. Onże, jak lawa, bądź zastyga, bądź paruje. Pachnie.

Mieliśmy w ciągu ostatnich dni kilka wybuchów histerii związanej z myśleniem na wskroś tradycyjnym. Zasililiśmy owe erupcje niesłychaną dawką drogiej energii, większość z tych wydarzeń to sprawy oczekiwane, drzemiące, gdzieś pozornie jakby stygnące, z gigantycznym potencjałem awaryjności myślenia i totalnego zbigosowania. Wydarzenia w powszechnej ocenie niebezpieczne. Rzec jednak musimy, że naszą uwagę przykuła inna szarża, inny bój o wszystko, inna potrzeba uderzenia lancą w pędzący tank, na marginesach dzisiejszych odlotów: politycy polskiej prawicy sprzeciwili się zdecydowanie, na forach międzynarodowych, ze łzami w oczach, z pieśnią na ustach, propozycji ograniczenia stosowania pestycydów w hodowli roślin. Tak. Z dbałości o tradycję. Niech żyją i trwają, też w kapuście, wszelkie bakteriocydy, fungicydy i herbicydy, defloranty i defolianty, zoocydy, atraktanty i repelenty oraz insektycydy owe fosforanoorganiczne i koniecznie te polichlorowe. Nie będzie nam lewak mówił, czym Polak ma pryskać. Do boju!©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Kapusta