Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mimo że najgłośniejszy wypadek (śmierć trojga rodzeństwa) wydarzył się w Darłówku, morze pozostaje jednym z bezpieczniejszych miejsc. – Podchodzimy do niego zwykle z większym respektem, czego nie da się, niestety, powiedzieć o pływających w jeziorach i rzekach – mówi „Tygodnikowi” Piotr Jabłoński z krakowskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Ratownik podaje przykład: śmierć 26 latka, który mimo szybkiej reakcji służb utopił się niedawno w Wiśle. Przyczyna – zażycie przed kąpielą substancji psychoaktywnych – staje się (obok alkoholu i brawury) coraz częstszym powodem tragedii.
Zapytany o najczęstsze mity dotyczące bezpieczeństwa nad wodą, Jabłoński odpowiada bez wahania: przekonanie, że topieniu się towarzyszą spektakularne okoliczności. – Nic nie odbiega bardziej od realiów – mówi ratownik. – Tonący jest zdesperowany i nie zużywa resztek energii na odgłosy czy gwałtowne ruchy. Tonie w ciszy.
I często z powodu braku wiedzy. Według WOPR-owców zawodzą polskie szkoły. – Odwiedzamy te chętne, dając darmowe wykłady – mówi Jabłoński. – I mimo że jest ich z roku na rok więcej, to wciąż w niewielkim odsetku placówek odbywa się jakakolwiek edukacja dotycząca bezpieczeństwa nad wodą.©℗