Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Podobno Hiszpanie pocieszają się w trudnych chwilach powiedzeniem: "Jeszcze nie jest tak źle - zawsze jest przecież Portugalia". Carlos Saura, twórca do szpiku hiszpański, popatrzył na zachodniego sąsiada spojrzeniem pełnym miłosnej fascynacji, bez cienia kulturowej wyższości. Ale też bez roztkliwiania się nad słynnym portugalskim saudade - mieszaniną bliżej nieokreślonego smutku i nieuleczalnej melancholii, która określa charakter narodowy kraju tęsknie wpatrzonego w niezmierzony ocean. Ojczyzny Fernando Pessoi i Amálii Rodrigues.
75-letni twórca "Sevillanas" stworzył kolejny zachwycający każdym detalem poemat muzyczno-wizualny, po "Tangu", "Flamenco" czy "Iberii". Tyle że tym razem Saura porzucił znajome rejony, by przyjrzeć się specyfice bliskich, ale odmiennych w swej ekspresji "kuzynów". Recepta pozostała niezmieniona: zamknięci w studiu artyści odtwarzają w kolejnych odsłonach rozmaite style, inspiracje czy aspekty portugalskiej muzyki. A przyświeca im jedno magiczne słowo: "fado", odmieniane na tysiąc sposobów, będące samo w sobie bohaterem melancholijnych pieśni. Już ich interpretacja, nie mówiąc o melodyce czy tekstach, wiele mówi o emocjach, z których 200 lat temu wyrósł ów gatunek w spelunkach lizbońskiej Alfamy.
Pieśń sprawia wrażenie, jakby z trudem wyrywała się z piersi artystów, słowa więzną im w gardle, by zaraz uderzyć nieokiełznaną lawiną wyznań i skarg. Fado w dosłownym tłumaczeniu oznacza los. Zarówno męscy, jak i żeńscy fadistas, filmowani w dramatycznych zbliżeniach, wypowiadają nie tylko własne intymne uczucia, ale i burzliwą historię swego kraju: XIX-wieczne migracje do miast, koniec kolonialnej świetności, Rewolucję Goździków, która obaliła autorytarną władzę... Żywym wiernie towarzyszą umarli. Obok wielkich współczesnych gwiazd fado w rodzaju jasnowłosej Marizy, pojawia się w filmie duch boskiej Amálii, a także Marii Severy Onofriany czy Alfreda Marceneiro, który na archiwalnym filmie wyśpiewuje swój smutek nie przestając palić papierosa. W zaaranżowanym w studiu casa de fado śpiewacy wmieszani w biesiadujący tłum wstają po kolei, by toczyć ze sobą osobliwe pojedynki. Fado, pokazane przez Saurę z perspektywy czasu i przestrzeni, pozostaje tworem ciągle żywym, odwołującym się do samego rdzenia portugalskiej duszy.
Reżyser narzucił sobie wiele ograniczeń, ale w ich ramach zdołał opowiedzieć więcej niż niejeden serial dokumentalny prezentujący muzyczny i kulturowy fenomen fado. Angażując ciemnoskórych artystów, przywołał jego wielokulturowe korzenie, sięgające Ameryki Południowej czy Mozambiku. Zapraszając do współpracy didżejów i muzyków hiphopowych, wskazał na rozległość inspiracji, jakich ciągle dostarcza fado. Starym zwyczajem, obok młodych, gibkich tancerzy i pełnych erotycznej mocy śpiewaków wystąpili u Saury artyści w wieku podeszłym. Po raz kolejny możemy się przekonać, jak wielki dramatyzm i jak niezwykłe zmysłowe piękno można odnaleźć w starej, spracowanej kobiecie, która z przymkniętymi powiekami całą sobą usiłuje przekazać nam plątaninę swoich pragnień i emocji.
W tle przesuwają się pejzaże Lizbony, raz majestatyczne - z widokiem na ocean i przepływające statki, to znów plebejskie - z obskurnymi uliczkami i sznurami suszącej się bielizny. Pojawiają się także inscenizowane etiudy ilustrujące fado z epok minionych. Saura jest niestrudzony w pomnażaniu kontekstów, w których muzyka nieustannie opalizuje rozmaitymi znaczeniami. Przekracza granice krajów, wykracza poza progi zadymionych tawern, gdzie najchętniej zamknęlibyśmy fado jako turystyczną atrakcję.
FADOS - reż.: Carlos Saura, scen.: Carlos Saura, Ivan Dias, zdj.: José Luis Lopez-Linares, Eduardo Serra. Prod.: Hiszpania 2007