Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Brzeziecki, redaktor naczelny "Nowej Europy Wschodniej", współpracownik i bloger "Tygodnika", analizuje tok rozumowania politycznych architektów procesu Tymoszenko: - Stali się zakładnikami tego procesu w podobnym stopniu jak sama Tymoszenko - pisze. - Nie mogli po prostu przyznać, że żadnej sprawy nie było, że zarzuty owszem są jakoś zasadne, ale mogą dotyczyć jedynie odpowiedzialności politycznej, a nie karnej. Musieli Tymoszenko postawić w stan oskarżenia, potem aresztować i wreszcie skazać. A przecież zdawali (czy na pewno?) sobie sprawę, że to zepsuje ich wizerunek w świecie. Że skomplikuje relacje z Unią Europejską. Musieli wiedzieć, że na dłuższą metę Tymoszenko tylko wzmocni się na tym wyroku, że wyrok zmyje z niej wszystkie grzechy. Dlatego proces ciągnął się dłużej niż planowano - ciągle bowiem zastanawiano się, jak wyjść z tej afery z twarzą. A jednak logika procesu politycznego była nieubłagana - wyrok musiał zapaść.
Więcej na blogu Małgorzaty Nocuń i Andrzeja Brzezieckiego >>