Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ogólnie jest bardzo dobrze: mamy piękne i liczne powołania, w miarę pełne kościoły, księża są zadowoleni. Nasz Titanic płynie, nikt nawet nie pomyśli, że za dziesięć, piętnaście lat wymieni się pokolenie, a z nim mentalność ludzi. Dobrobyt, dostępny dziś dla pewnych wąskich grup, stanie się wówczas udziałem dużej części społeczeństwa, a wraz z tym coś, co się nazywa »większym poczuciem bezpieczeństwa socjalnego«. Jeśli zamiast tych ludzi, którzy żyją w ciężkich warunkach materialnych i chodzą do kościoła modlić się o to, żeby przeżyć kolejny tydzień, pojawią się młodzi dorobkiewicze, którzy będą jeździć na Majorkę, to jaką rolę będzie odgrywać Kościół i ksiądz, który krzyczy na nich z ambony? Ludzie będą niezależni materialnie, a to mocno wpływa na psychikę (syndrom nowobogackiego). Będą wołać: »co mi będzie mówił ten ksiądz, który się nie zmienił od dwudziestu lat, który ciągle ma do powiedzenia to samo?«. Nikt go nie będzie słuchał. I Titanic zacznie tonąć...".
To nie jest jedyny scenariusz - zaraz obok następuje optymistyczny, bynajmniej zresztą nie łatwy. A mówi to duszpasterz, o. Tadeusz Bartoś, dominikanin, w majowym żałobnym numerze miesięcznika dla młodzieży, w rozmowie, która nosi tytuł okładki numeru: “Wielki Janie Pawle, co z nami będzie?".
I nie jest to ani popłoch, ani zwątpienie, tylko poczucie odpowiedzialności za teraz i za jutro. Zabiera głos także drugi duszpasterz, o. Jacek Prusak, zabiera głos redakcja. Z pytania o dziedzictwo zmarłego Papieża wynikają ostrzeżenia i projekty. Jeden z nich, chyba najważniejszy, mówi o synodzie - dialogu ze świeckimi, których duchowość tak naznaczyła “narodowe rekolekcje" po odejściu Jana Pawła II. O tym, jak uniknąć niebezpieczeństwa, że religijne przeżywanie wyczerpie się na emocjach bez przenikania do teologii sakramentów - a nawet o oczekiwaniu nowej encykliki. I wreszcie o konieczności rozstawania się z dotychczasową uspokajającą koncepcją “my Kościół, czyli księża".
Kwietniowe zawirowanie lustracyjne związane z osobą o. Konrada Hejmy nikomu nie wyszło na dobre, od przełożonego polskiej prowincji dominikanów po prezesa Kieresa. Ale dominikański “List" pozostaje dalej najlepszym w moim przekonaniu pismem dla młodzieży, czego numer majowy jest kolejnym potwierdzeniem. Warto dodać, że i tu nie skupiono się tylko na przyszłości. Refleksja o. Tomasza Kwietnia nad historycznymi znaczeniami i sensem słowa “Amen", ostatniego słowa Jana Pawła, otwiera czytelnikowi przestrzenie, których wagi nawet się nie przeczuwa co dzień powtarzając pacierz. Więc czytajmy “List". Nawet gdy nie jesteśmy młodzieżą.