Lincz nasz codzienny

"Moja psychika nie jest już w wystarczającym stopniu odporna na stres. Oświadczam, że definitywnie kończę karierę reprezentacyjną". Te słowa Doroty Świeniewicz wywołały burzę w internecie. Odpowiedzialnością za swoją decyzję siatkarka obarczyła bowiem... internautów.

11.08.2009

Czyta się kilka minut

Dorota Świeniewicz podczas meczu z Belgią, 17 lipca 2009 r. /fot. Darek Delmanowicz / PAP /
Dorota Świeniewicz podczas meczu z Belgią, 17 lipca 2009 r. /fot. Darek Delmanowicz / PAP /

Ściśle rzecz biorąc, słowa "internet" czy "internauci" nie pojawiły się w oświadczeniu odczytanym przez Dorotę Świeniewicz, po zwycięskim meczu reprezentacji z Japonią. Kluczowy fragment tekstu, w którym autorka mówi o powodach decyzji, brzmi następująco: "Ogromna szkoda, że właśnie teraz, kiedy zapanowała w kadrze właściwa atmosfera i naprawdę odrodził się duch zespołu, grupa wytrawnych »znawców« materii wzięła w ogień krytyki nasze poczynania i wytworzyła nieznaną nam do tej pory presję. ­Owszem zdarzały się w przeszłości opinie krytyczne ze strony dziennikarzy i tzw. ludzi z branży, ale dzisiaj w dobie pozornie pełnej anonimowości kilka osób z licznej rzeszy sympatyków siatkówki postanowiło wziąć sprawy mojej siatkarskiej kariery w swoje ręce. Nie mam i nigdy nie miałam pretensji do fachowej i bezstronnej krytyki, ale maniakalne atakowanie mnie musiało w końcu przynieść skutki".

Zamknij laptopa

Dopiero z komentarzy, m.in. byłego trenera kadry Andrzeja Niemczyka, dowiedzieliśmy się, że chodzi o ataki na forach internetowych. "Dorota nie powinna była otwierać laptopa", stwierdził w jednym z wywiadów Niemczyk. Obecny trener reprezentacji Jerzy Matlak był bardziej enigmatyczny. Pytany o powody, dla których Świeniewicz podjęła decyzję o odejściu, powiedział, że czuła się zaszczuta "przez, nazwijmy to w cudzysłowie, kibiców", ale "mówiła też o ludziach z branży". Określenie to mogłoby oznaczać zarówno działaczy, jak dziennikarzy, ale trener Matlak (w charakterystyczny dla języka sportu i polityki sposób) uchylił się od jego interpretacji: "Ja nie wiem, kogo miała na myśli, ale ona na pewno wie, o kim mówiła. Jeżeli będzie kiedyś chciała o tym mówić, to na pewno powie".

Cytuję te głosy tak dokładnie, ponieważ są ważne dla oceny całej sprawy. Z oświadczenia nie wynika jednoznacznie, co spowodowało, że wracająca do formy zawodniczka nagle wycofała się z gry w reprezentacji. Jeżeli znaczącą rolę w jej decyzji odegrały komentarze internetowe, dlaczego nie powiedziała o tym wprost, lecz poprzestała na aluzyjnych sformułowaniach w rodzaju: "w dobie pozornie pełnej anonimowości"? Czy podejrzewa, że te anonimowe głosy były przez kogoś inspirowane? Nie jest tajemnicą, że fora internetowe służą niekiedy do załatwiania prywatnych porachunków. Może udało jej się ustalić tożsamość owych "anonimów"? Może oprócz presji na forach, wywierano na nią presję również w inny sposób?

W każdym razie przypadek Doroty Świeniewicz rozważany jest jako casus sportowca, którego karierę złamały agresywne komentarze internautów. To nowa odsłona dyskusji na temat internetu i związanych z nim zagrożeń. Ale też - dyskusji na temat naszych obyczajów i sposobów ich formowania.

Życie na żółto

Pisała o tym niedawno "Polityka": na polskich forach internetowych komentuje się życie osób publicznych w sposób bardziej agresywny i złośliwy niż w innych krajach europejskich. Można ten fakt rozmaicie interpretować. Być może moderatorzy polskich stron są bardziej liberalni: mając w pamięci to, że w Polsce cenzura zniknęła zaledwie 20 lat temu (a zawsze znajdzie się "forumowicz", który im o tym przypomni), uważają, że interweniować należy tylko w naprawdę skrajnych przypadkach. Ale możliwe też, że dokonują selekcji w obrębie znacznie gorszego materiału. Dyskusje prowadzone w internecie szybko i często przeradzają się u nas w pyskówki, w których przede wszystkim chodzi o to, żeby poniżyć przeciwnika. Komentarze dotyczące wyglądu znanych osób (zwłaszcza kobiet) czy ich kompetencji, to niekiedy popisy najzwyklejszego chamstwa. Kiedy czytam - rzadko mam okazję, bo życie tzw. celebrities niewiele mnie obchodzi - otóż kiedy czytam tego typu głosy, przypomina mi się znany rysunek, na którym dwóch pijaczków ogląda plakat z ponętnie wyglądającą aktorką i jeden mówi do drugiego: "Nie uwierzysz mi, ale ją miałem...".

Czy potrzeba "ulżenia sobie" i symbolicznej zemsty "na życiu" jest u nas rzeczywiście większa niż gdzie indziej, skoro badania pokazują, że stajemy się społeczeństwem ludzi coraz mniej sfrustowanych i coraz optymistyczniej patrzących w przyszłość? Czy to "ulewanie się żółci" należy traktować jako uboczny efekt owej zmiany - w ten sposób "przegrana mniejszość" odreagowuje niepowodzenia - czy raczej jako sygnał, że w polskiej duszy dzieje się coś niedobrego? Jakoś nie wierzę, by wśród polskich "przegranych" (daję cudzysłów, żeby zaznaczyć, że nie jest to określenie wartościujące) było wielu takich, którzy buszują po internecie. Moim zdaniem za większością niewybrednych opinii ukrywają się ludzie, którzy mają ze sobą zupełnie inny kłopot. Natura tego kłopotu pozostaje dla mnie zagadką. Chcą odreagować jakieś "niepowodzenia" - ale jakie?

Chwała zwyciężonym

W opiniach dotyczących decyzji Doroty Świeniewicz powraca wątek odporności na stres wywołany złośliwymi komentarzami. Zawodniczka przyznała, że nie potrafi sobie z nim poradzić. Podniosły się głosy, że skoro nie radzi sobie nawet z takim stresem, to słusznie zrobiła, wycofując się z gry w kadrze. Nawet jednak ci, którzy decyzję zawodniczki przyjęli ze zrozumieniem, zastanawiają się, czy to dobrze, że powiedziała głośno: dłużej tego nie zniosę! Czy nie zachęci to najbardziej agresywnych "forumowiczów" do atakowania kolejnych osób?

"Przeciw potwarzy nie masz na świecie obrony / pozwólmy więc rozprawiać ludziom na wsze strony. / I bez względu jak życie nasze sądzą inni, / nam niech starczy, że w sercu jesteśmy niewinni" - powiada jeden z bohaterów Moliera. W sporcie obowiązuje etos męstwa: nie należy się przejmować nawet najbardziej jadowitymi opiniami innych, jeżeli w duchu jest się przekonanym o słuszności swoich wyborów. Dlatego rzadko się zdarza, żeby sportowiec otwarcie mówił o własnej słabości. Przeciwnie, właśnie od niego oczekujemy, że będą mężnie znosić ciosy i niepowodzenia.

"Trzeba znać swoją wartość, możliwości i głęboko w nie wierzyć", mówi w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" Katarzyna Skowrońska-Dolata, koleżanka Świeniewicz ze "złotej" reprezentacji. "Czytałam w sieci wiele bzdur na swój temat, ale na mnie to nie ma wpływu. To wszystko zależy od danej osoby. Jednej, tak jak mnie, obelgi czy epitety w ogóle nie sprawiają bólu, a u innej zawodniczki będzie to siedziało w głowie".

Z oświadczenia Doroty Świeniewicz wynika, że anonimowe opinie, które czytała, sprawiały jej ból. Może nie tylko jej? Może przeważyła chęć ochrony najbliższych? Uwagi na temat Świeniewicz, jakie pojawiały się w internecie, dotyczyły nie tylko jej umiejętności, ale też wyglądu: opalenizny, śladów po ciąży. Siatkarka wróciła do sportu po urodzeniu dziecka, walczyła o miejsce w reprezentacji dla przedstawicielek "starej" kadry. Moim zdaniem, miała prawo bronić swojego dobrego imienia. Wybrała sposób, który uznała za najwłaściwszy: publiczny apel, który zwróci uwagę na problem. Cel osiągnęła: jej oświadczenie rozbudziło na nowo dyskusję o tym, jakich granic nie powinno się przekraczać nawet w imię wolności wypowiedzi.

Rasiak ofiarny

To, co dzieje się na forach internetowych, jest częścią szerszego procesu emocjonalizacji mediów. Na całym świecie operują one w coraz wyższych temperaturach, konkurując w "podgrzewaniu" wybranych tematów. Emocjonalizuje się też język; są takie media, które z "podkręcania" języka uczyniły zasadę swego działania.

W sporcie, który w końcu zawsze do emocji się odwoływał, ta zmiana jest szczególnie widoczna. Dawniej, jeśli siatkarze gryźli parkiet i mimo to ulegli przeciwnikom 2:3, mówiło się po prostu o przegranej. Dziś mówi się o porażce, klęsce, ogromnym rozczarowaniu. Co w takim razie powiedzieć o rzeczywistych klęskach, gdy np. piłkarski mistrz Polski daje się "na stojąco" wyeliminować piłkarskiemu mistrzowi Łotwy? Internetowe wpisy idą oczywiście dalej, ale mieszczą się w tej ogólniejszej tendencji.

Taki język odpowiada potrzebom kibiców. Każdy, kto zna trochę życie sportowe, wie, że kiedy sprawy danej drużyny idą źle, kibice wybierają spośród zawodników kozła ofiarnego. I nieważne, że w sporcie zespołowym wina rozkłada się na wiele osób, także i takie, które nigdy na boisku się nie pojawiają. Mechanizm wyłaniania kozła jest silniejszy od jakichkolwiek analiz; owszem, bierze pod uwagę słabe strony poszczególnych zawodników i popełnione przez nich błędy, ale bynajmniej nie kieruje się sprawiedliwością. Wszyscy mogą grać jak nogi, ale winny będzie zawsze Rasiak. Decyduje zasada echa: opinie sformułowane dosadniej, agresywniej, liczyć mogą na większy rezonans.

Na forach internetowych można przeczytać właściwie to samo, co słyszy się na stadionach czy przy stolikach w pubie po meczu. Tyle że tutaj przemawia się nie do grupy kolegów, lecz właśnie "na forum", publicznie. Możliwość ukrycia tożsamości stanowi dodatkową podnietę. Anonimowy, więc bezkarny, mogę mówić, co myślę i jak myślę. Mogę ubliżać, ranić, wyśmiewać - i w ten sposób demonstrować swoją "siłę". Bez konsekwencji.

Jak się temu przeciwstawić?

Sygnał został wysłany

Są sposoby, żeby opanować chamstwo na stadionach Europy: kibiców, którzy ubliżają zawodnikom czy sędziom, wyłapuje się za pomocą kamer i nie wpuszcza na mecze. W internecie zrobić coś podobnego jest znacznie trudniej. Ale można naciskać na moderatorów, by okazywali się mniej wyrozumiali. Niektóre fora mają własne dekalogi: jeśli chcesz, żeby pojawił się na nich twój wpis, musisz przestrzegać określonych zasad. Granicę między nieco złośliwą, ale jednak rzeczową krytyką a manifestowaniem chamstwa nie jest znowu tak trudno wyznaczyć. Inna sprawa, że nieraz fora dosłownie zalewane są agresywnymi wpisami. Kolega, który prowadzi sportowego bloga, opowiadał mi, że zdarzyło mu się po jednym z meczów przez kilkadziesiąt minut "wycinać" napływające komentarze, w których roiło się od akcentów rasistowskich...

Jest też prawo, które ma instrumenty pozwalające obywatelowi bronić swego dobrego imienia. Te instrumenty wydają się nam słabe (trudno sformułować zarzuty, procesy trwają długo, opinia publiczna na ogół nie sprzyja tym, którzy "włóczą ludzi po sądach" z powodu obrazy, itd.), niemniej bywają skuteczne. Nie mają one jednak zastosowania do prywatnych opinii, nawet najgłupszych i dla kogoś nieprzyjemnych; dotyczą jedynie takich wypowiedzi, których szkodliwość dla drugiej osoby jest niewątpliwa. Za rozpowszechnianie - również w internecie - nieprawdziwych informacji, które mogą kogoś "poniżyć lub narazić na utratę zaufania" potrzebnego do wykonywania danego zawodu, grozi kara więzienia nawet do dwóch lat.

I wreszcie są... media. Tak, te same rozemocjonowane media, które częściowo ponoszą odpowiedzialność za narastanie opisywanych zjawisk. Mediami rządzi prawo akcji i reakcji. Oświadczenie Doroty Świeniewicz zostało rozpowszechnione w internecie, poinformowały o nim radio, telewizja, a także większość gazet. Sygnał został wysłany, jest o czym pomyśleć. Pojawiły się komentarze naświetlające problem z różnych stron. Niektóre są krytyczne wobec pani Doroty, inne się z nią solidaryzują. Część stara się ukazać sprawę w szerszym kontekście. Bez mediów nie byłoby tej dyskusji, która może niejednego użytkownika internetu otrzeźwi.

***

Na koniec uwaga ogólniejsza. Broniąc wolności wypowiedzi, trzeba równocześnie pokazywać jej granice. Broniąc granic, nie wolno zapominać, że nie mogą one tłumić wolności, lecz mają jej pomóc się rozwijać. Wolność jest najbardziej paradoksalnym z darów i tego paradoksalnego charakteru nigdy nie straci. Chyba że któregoś dnia zechcemy...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2009