Dlaczego polska piłka nie wstaje z kolan

Dziesięć lat temu Andrzej Duda napisał sławetne zdanie zestawiające stan naszych gier zespołowych z kondycją naszego państwa. Chyba żadne inne słowa przyszłego prezydenta nie okazały się równie skrzydlate.

16.09.2023

Czyta się kilka minut

Robert Lewandowski po meczu Albania–Polska. Tirana, 10 września 2023 r. Fot. FLORION GOGA / Reuters / Forum

Dwanaście prostych słów, napisanych równo przed dekadą na Twitterze, zrobiło w ciągu ostatnich lat karierę niemal równie oszałamiającą co ich autor. „Stan polskiego sportu, zwłaszcza gier zespołowych, jest smutnym odzwierciedleniem stanu polskiego państwa” – skomentował niespodziewaną porażkę siatkarzy z Bułgarią, 24 września 2013 r., poseł Andrzej Duda. Od tamtej pory w kraju zmieniła się władza, poseł został europosłem, a później prezydentem, jego formacja zaś od ośmiu lat snuje narrację o Polsce wstającej z kolan – ale wystarczy jeden przegrany mecz piłkarzy, by ta fraza wracała jak czkawka.

A opis implozji, jakiej podlega w trakcie burzliwego roku 2023 futbolowa reprezentacja Polski, wydaje się niepokojąco zbieżny z tym, co dzieje się w kraju.

Santos i geniusz

Fernando Santos, jak głosi ubiegłotygodniowy, oszczędny komunikat Polskiego Związku Piłki Nożnej, przestał pełnić obowiązki selekcjonera. „Chociaż kończymy naszą współpracę, jestem wdzięczny za to, że prowadziłem polską reprezentację i życzę wszystkiego najlepszego Polsce i jej mieszkańcom, którzy tak dobrze mnie przyjęli, kiedy tu mieszkałem” – zadeklamował na pożegnanie 68-letni Portugalczyk. Wcześniej, na powitanie, namawiał nas do „wykorzystywania takiego geniusza, jakim jest Lewandowski”, tak jak wykorzystywaliśmy „geniusz Chopina”.

Jemu samemu nie udało się żadnego geniusza wykorzystać. Podczas ośmiomiesięcznego pobytu w Polsce prowadzona przez Santosa reprezentacja rozegrała sześć spotkań. Przegrała trzykrotnie, więc awans na mistrzostwa Europy – turniej, do którego i ze względu na powiększenie liczby uczestników do 24, i ze względu na korzystne losowanie rywali w eliminacjach, dostać się najłatwiej w historii – stoi pod znakiem zapytania.

Obietnice składane w momencie rozpoczęcia pracy przez szkoleniowca, który kilka lat temu z Portugalią wygrywał mistrzostwa Europy i Ligę Narodów UEFA, nie zostały spełnione. Santos „nie poprawił wizerunku drużyny narodowej i nie odbudował zaufania kibiców”, nie wykazał się też „długofalowym pomysłem na dalsze funkcjonowanie reprezentacji oraz kierunek jej rozwoju”. Te trącące korporacyjną nowomową cytaty wziąłem z komunikatu PZPN o nieprzedłużeniu umowy z jego poprzednikiem, Czesławem Michniewiczem – ale do następcy też dobrze pasują.

Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się stało, jest złożona. Niewykluczone, że profil trenerski Portugalczyka (nazwijmy go „pragmatycznym” – w tym sensie nie różnił się zbytnio od Michniewicza) po prostu rozwój uniemożliwiał. Niewykluczone, że Santos przyjechał do Polski jako człowiek już nasycony, bez energii wymaganej do czyszczenia stajni Augiasza (albo zakładał – w polskich warunkach dość naiwnie – że praca selekcjonera nie polega na babraniu się w brudach). Być może decydując się na podpisanie lukratywnego kontraktu liczył po prostu, że „jakoś to będzie” – że mając do dyspozycji tak klasowych piłkarzy, jak Robert Lewandowski, Piotr Zieliński czy Wojciech Szczęsny, dociągnie do kolejnego w swoim życiu turnieju, a tam sprawy zaczną się toczyć wedle innej logiki.

W sumie nieważne: jak to ujął jeden z najlepszych dziennikarzy sportowych w tym kraju Michał Trela, „to Polska przychodziła do Santosa i to jej zależało”. Zależało, dopowiedzmy, z przyczyn głównie wizerunkowych: Polska przychodziła do Santosa nie dlatego, że chciała, by jej reprezentacje – dorosła i młodzieżowe – grały tak jak Portugalia pod jego wodzą. Atuty selekcjonera sprowadzały się do czegoś, co jest przekleństwem nie tylko futbolu – do dobrego PR-u. Zatrudnienie trenera z zagranicy, z niezłą twarzą i życiorysem pełnym sukcesów, głaskało nasze ego i pozwalało wyciszyć burzę po nieudanym mundialu. Wizja reform, strategia, myśl szkoleniowa zostały na drugim planie.

Powiedzmy od razu, że aż do czerwcowej porażki w Kiszyniowie, kiedy w ciągu 45 minut Polacy stracili dwubramkowe prowadzenie z Mołdawią, sądziliśmy, że Santosowi się uda. Problem w tym, że ostatecznie się nie udało, bo – jak pisze Trela – nikt nie docenił skali rozkładu drużyny. Czy tylko drużyny?

Kulesza i klasa

Napisać, że stan polskiej kadry narodowej jest ponury, to nic nie napisać. Cezary Kulesza jest prezesem PZPN od sierpnia 2021 r. Kilka miesięcy później pracę z drużyną porzucił trener Paulo Sousa, pod którym – niezależnie od trybu rozstania – polscy piłkarze po raz ostatni próbowali grać futbol nowoczesny, zgodny z aspiracjami nie tylko samych zawodników, ale przede wszystkim kibiców. 

Z następcą Sousy, Czesławem Michniewiczem, udało się wprawdzie pojechać na mundial, a tam wyjść nawet z grupy, ale odbywało się to w stylu, którego podsumowaniem były kończące katarskie występy wywiady Lewandowskiego czy Zielińskiego o tym, jak bardzo w dzisiejszym futbolu potrzebne są radość z gry i odwaga. Tą ostatnią ówczesny selekcjoner wykazywał się głównie atakując dziennikarzy, którzy mieli czelność pytać, czy Michniewicz, mający w swoich billingach 711 połączeń z hersztem ustawiającej mecze mafii, jest aby właściwą osobą do piastowania funkcji wymagającej (kto nie wierzy, niech spojrzy na trenera Anglików Garetha Southgate’a) kompetencji w zasadzie ambasadorskich. 

Poczucie zamknięcia w oblężonej twierdzy i brak zaufania biły z każdej wypowiedzi Michniewicza, nawet z tych wygłaszanych w strefie komfortu, jaką dawał mu zaprzyjaźniony Kanał Sportowy – brak zaufania nie tylko do otaczającego go świata, ale przede wszystkim do umiejętności podopiecznych.

To w trakcie mundialu wybuchła afera do dziś kładąca się cieniem na relacjach wewnątrz drużyny. Złożoną przez premiera Morawieckiego obietnicę wypłacenia zawodnikom premii za dobry występ w Katarze Robert Lewandowski nazwał w niedawnej rozmowie z Mateuszem Święcickim „niemoralną propozycją”, ale liczba sprzecznych relacji (złożyli je m.in. selekcjoner, kapitan i rezerwowy bramkarz Łukasz Skorupski) na temat tego, w jaki sposób piłkarze zamierzali dzielić te pieniądze, każe dojść do wniosku, że wśród wypowiadających je ludzi są kłamcy. 

Minęło dziewięć miesięcy i wciąż nie mamy jasności: spierali się o kasę długo czy załatwili rzecz w pięć minut; premię chcieli dzielić po równo, czy proporcjonalnie do wkładu w grę drużyny; ile miało przypaść pozostałym członkom ekipy? Targi jak przy układaniu list wyborczych albo obsadzaniu stanowisk w spółkach, i to w czasie, gdy trzeba było skupić się na strategii rozegrania meczu z mistrzami świata… Czy tylko ja mam w tym miejscu poczucie „smutnego odzwierciedlenia stanu polskiego państwa”?

W wywiadzie ze Święcickim piłkarz Barcelony mówił, że „na pewnych stanowiskach trzeba oczekiwać i wymagać klasy” i że „poziom pewnych osób jest żenujący”. Kontekst był oczywisty: kierowana przez Cezarego Kuleszę instytucja wsławiła się nie tylko zatrudnieniem w roli ochroniarza kadry członka gangu terroryzującego swego czasu Białystok (z którego skądinąd pochodzi sam prezes) albo zaproszeniem na wyjazd do Mołdawii działacza mającego w przeszłości kilkadziesiąt zarzutów korupcyjnych.

PZPN często przedstawia się jako relikt PRL-u, ale moim zdaniem zarządzany jest raczej tak, jak któraś z flagowych spółek skarbu państwa, w których ogłada jest wyłącznie elementem wizerunkowego treningu, a prawdziwe oblicze prezesów poznajemy dzięki wyciekającym do mediów nagraniom czy mailom. 

Afera goni tu aferę: po przegranym meczu w Kiszyniowie media obiegły rewelacje o gorszących scenach z udziałem pijanych gości Związku w samolocie wiozącym piłkarzy. „Jak ktoś pana zaprosi, to co, siedzicie tak bez niczego? Nie wyobrażam sobie, żeby zaprosić kogoś i siedzieć bez niczego” – tłumaczył prezes PZPN w rozmowie z radiem RMF, w zasadzie udowadniając tezę Lewandowskiego. I znowuż: czym skandale w związku piłkarskim różnią się od tych ujawnianych przez media w świecie polityki?

Lewandowski i osobowość

O tym, że naprawdę mówimy o stajni Augiasza, świadczy również wypuszczona na dzień przed ubiegłotygodniowym meczem z Albanią plotka, że krytyczny wobec działaczy kapitan nie zapłacił za zorganizowaną przezeń (w celu zintegrowania kadry) kolację w luksusowej katarskiej restauracji. Plotkę oczywiście szybko zdementowano, ale trudno nie być zszokowanym logiką dintojry, jaka kierowała ludźmi, którzy kolportowali ją w takim akurat momencie – jakby odwet za krytyczny głos piłkarza był ważniejszy od zwycięstwa reprezentacji. Jakieś myślenie o wyższej racji, interesie państwa, to jest, przepraszam, drużyny? 

Przypomina się zdanie innego obcokrajowca, Leo Beenhakkera, żegnającego się w 2009 r. z naszą kadrą (w okolicznościach zresztą dość podobnych, bo opis obyczajów obecnego prezesa PZPN przypomina rządzącego wówczas Związkiem Grzegorza Latę) frazą: „przez cały ten czas nie spotkałem w Polsce nikogo, komu by na polskiej piłce naprawdę zależało”.

O „smutnym odzwierciedleniu spraw polskiego państwa” świadczą również inne wątki wypowiedzi Lewandowskiego. „Brakuje nam osobowości na boisku” – brzmiała diagnoza sytuacji w samej drużynie; jej kapitan skarżył się, że kiedyś młodsi koledzy „podchodzili, prosili o rozmowę i radę, ale teraz już tego nie robią”. 

Z tego wywiadu wyłaniał się smutny obraz ludzi, którzy nie rozmawiają ze sobą otwarcie i nie ufają sobie nawzajem. Którzy nie szukają wspólnie wyjścia z kryzysu, tylko knują za plecami, a czasem wręcz grożą sobie prokuratorem, jak Grzegorz Krychowiak i lekarz reprezentacji Jacek Jaroszewski, niepotrafiący dojść do ładu w sprawie łączącego ich niegdyś biznesu.

Wygląda na to, że oni reprezentują Polskę także jeśli idzie o poziom zaufania społecznego, zgodnie z tym, o czym mówił w jednym z wywiadów były reprezentant kraju Cezary Kucharski: „Piłkarze naszej kadry mają odpowiednią mentalność, bo bez niej nie byliby tam, gdzie są, czyli bardzo dobrze opłacani w zachodnich klubach. Raczej problem tkwi w braku prawdziwej wspólnoty celów, solidarności między nimi, lojalności wobec siebie, chęci poświęceń jeden dla drugiego, w egocentryzmie”.

Pytanie tylko, czy Lewandowski podświadomie nie nazwał również własnego problemu. O tym, że nie umie odcisnąć piętna na grze drużyny, powie większość ekspertów i statystyki z ostatnich spotkań. 

Nawet jeśli opinie, że kapitanowi reprezentacji chodzi jedynie o własny wizerunek (i że w trosce o niego niebawem zrezygnuje z dalszych występów w koszulce z orłem), są przesadzone – wypada powiedzieć, że narracji o trosce, jaką kierował się napastnik Barcelony recenzując w rozmowie ze Święcickim swoich młodszych kolegów, boisko w Tiranie nie zweryfikowało pozytywnie. Lewandowski był równie niewidoczny jak reprezentacyjna młodzież. Na pobudzonych wyglądali, owszem, powołani niespodziewanie przez Santosa będący już sportowo u progu emerytury Krychowiak czy Kamil Grosicki – jednak akurat takiego pobudzenia, powiązanego ze stratami piłki i faulami na rywalu, reprezentacja nie potrzebowała.

Można byłoby oczywiście zrobić w tym miejscu uwagę na temat toksycznego stanu polskiego kibicowania, które w błyskawicznym tempie odwróciło się od Lewandowskiego w momencie tak naprawdę pierwszego sportowego kryzysu w jego karierze (problem nie dotyczy tylko jego gry w reprezentacji, lecz także w Barcelonie) – choć przecież takiemu Jakubowi Błaszczykowskiemu trybuny pozostawały wierne niezależnie od formy i stanu zdrowia. 

Może więc lepiej skonstatować, że trybuny wyczuwają, iż również nasz najlepszy piłkarz nie jest z nami szczery. Słuchając, jak odpowiada na pytania Święcickiego, miałem poczucie, że nie wywiadu ze sportowcem słucham, a z politykiem.

Lasso i wiara

W ostatnich dniach algorytmy mediów społecznościowych podsuwały mi nie tylko wyniki sondaży wskazujących, jak wielu rodaków czuje, że nie ma na kogo głosować. Równie często natrafiałem na obrazek, imitujący niemal idealnie oficjalny komunikat PZPN. „Ted Lasso trenerem reprezentacji Polski” – brzmiał podpis pod zdjęciem aktora wcielającego się w serialową postać sympatycznego Amerykanina, który choć nie ma o piłce pojęcia i w brutalnym świecie angielskiego futbolu klubowego znalazł się przypadkiem, przy pomocy samych tylko miękkich kompetencji prowadzi skazywaną na pożarcie drużynę do sukcesów (jeśli ktoś jeszcze nie widział „Teda Lasso”, zalecam – to nie jest serial o sporcie...).

Tęsknota, którą wyrażają autor obrazka i udostępniający go rodacy, jest oczywista – podobnie jak tęsknota autora plakatu rozdawanego trenerom pracującym z dziećmi i młodzieżą podczas niedawnej konferencji Akademii Grassroots. „Słownik nowoczesnego trenera: gramy proaktywnie, gramy z inicjatywą, gramy odważnie, gramy wyżej, ryzykujemy, atakujemy, działamy, kiwamy” – czytamy w credo, któremu dorosła reprezentacja od lat nie jest wierna. To tęsknota za najprostszymi kwestiami, z którymi kojarzy się sport i szerzej: robienie czegoś z innymi i dla innych. Za reformatorską wizją, znów pozwalającą gonić świat, a nie kisnąć w świecie wzajemnych pretensji i wojen podjazdowych. Także za radością.

Oglądając spotkanie Polski z Albanią czułem się, jakbym już je widział – i to niejeden raz. Mogło to być np. jakieś trzy dekady temu, w czarnej dziurze lat 90., kiedy zbolały Dariusz Szpakowski podsumowywał mecze na długo przed ich zakończeniem, a kibice futbolu też siedzieli tak bez niczego, że sparafrazuję prezesa Kuleszę. 

Bez niczego, czyli bez wiary i nadziei, o miłości nie wspominając. Bez złudzeń, że niekorzystny wynik da się odwrócić. Bez chęci do wspierania „naszych”; ba, bez poczucia, że to „nasi” – wrażenie wyalienowania entuzjastycznych zwykle fanów na Stadionie Narodowym podczas meczu z Wyspami Owczymi może być dla polityków wróżbą dotyczącą wyborczej frekwencji. Bez poczucia, że ostatni selekcjoner był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, ale i bez zaufania do władz PZPN, że szukając jego następcy będą się kierowały innymi kryteriami niż kolesiostwo. Bez wiary w deklaracje zarówno kapitana, jak i pozostałych członków drużyny – tych będących jej trzonem, i tych pozostających na zapleczu. „Smutne odzwierciedlenie stanu polskiego państwa”?

Słowo „nieradość” jest tytułem zbioru opowiadań Pawła Sołtysa. Pożyczam je nie bez poczucia winy – bo jak tu zestawiać gęstą frazę ich autora z mulistym pejzażem polskiego futbolu. Pożyczam je zarazem licząc na zrozumienie, bo przecież Sołtys też jest kibicem i w trakcie meczu z Albanią rzucił na jego temat zdanie, które ów stan nieradości, w jakim tkwią dzisiaj kibice polskiego futbolu (czy szerzej, zgodnie z frazą Andrzeja Dudy, kibice polskiego państwa), opisało w mistrzowskim skrócie. „To się już wygrało i igła szoruje po talerzu”, napisał na Twitterze.

Konsekwencją tego, że „to się już wygrało”, jest zaciśnięcie przez Kuleszę zębów i wynegocjowanie z Santosem rozwiązania umowy za porozumieniem stron. Tylko co dalej? Najgorsza w stanie, w jakim znaleźliśmy się po ośmiu miesiącach pracy Portugalczyka, jest niewiara, że nowy szkoleniowiec cokolwiek zmieni. Że jesienne przestawienie zwrotnicy będzie się wiązało z początkiem rewolucji, której dokończenie przekracza horyzont jednej kadencji Sejmu, to jest, chciałem powiedzieć, zarządu PZPN. Że ludzie tęskniący za światem Teda Lasso, światem proaktywności, inicjatywy, odwagi itd., mają na kogo głosować. To jest, chciałem powiedzieć, mają komu kibicować. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Polska piłka, czyli nieradość