Lekcje (nie)odrobione

15 września 2008 r. upadek banku Lehman Brothers zapoczątkował Wielką Recesję. „Tak głęboki kryzys to szansa, której nie wolno zmarnować” – mówili wówczas współpracownicy Baracka Obamy. Co w USA zrobiono z tą szansą?

17.09.2013

Czyta się kilka minut

Kryzys wzmacnia separatyzm w Katalonii, która chce uniezależnić się od Hiszpanii. Na zdjęciu: fragment 400-kilometrowego łańcucha ludzkiego; Barcelona, 11 września 2013 r. / Fot. Lluis Gene / AFP / EAST NEWS
Kryzys wzmacnia separatyzm w Katalonii, która chce uniezależnić się od Hiszpanii. Na zdjęciu: fragment 400-kilometrowego łańcucha ludzkiego; Barcelona, 11 września 2013 r. / Fot. Lluis Gene / AFP / EAST NEWS

Ambicją Obamy – od listopada 2008 r. prezydenta-elekta – było nie tylko uzdrowienie gospodarki, ale też reforma sektora finansowego. Dziś, po pięciu latach, ekonomiści twierdzą, że gospodarka USA wychodzi na prostą: rośnie konsumpcja, spada bezrobocie, indeksy giełdowe pną się w górę, widać oznaki ożywienia na rynku nieruchomości. Ale znakomita większość Amerykanów tych zmian nie odczuwa. Są rozgoryczeni. Wiele wskazuje, że na kryzysie zyskali najbardziej ci, którzy poniekąd do niego doprowadzili – wąska grupa najbogatszych.

W POCZUCIU PRZEGRANEJ

Z badań prowadzonych przez ekonomistów na Uniwersytecie Berkeley wynika, że kryzys jeszcze bardziej pogłębił i tak ogromne już dysproporcje materialne: w ubiegłym roku ponad połowa wszystkich amerykańskich dochodów przypadła w udziale 10 procentom społeczeństwa. A najbogatsi – jeden procent – zarobili jedną piątą tego, co wszyscy pozostali.

Z prób uzdrowienia sektora finansowego niewiele dotąd wynikło. Owszem, dzięki zapomogom państwa (czyli podatników) inwestorzy z Wall Street odbili się od dna. Dzięki wzrostowi cen nieruchomości, akcji, dywidend i dochodów największych korporacji poprawiła się kondycja najlepiej sytuowanych rodzin.

Jednak ponad dwie trzecie społeczeństwa ma poczucie przegranej. W sondażu, który na początku września przeprowadził instytut Pew Research Center, aż 69 proc. badanych twierdziło, że beneficjentami działań rządu były głównie duże banki i instytucje finansowe, a 67 proc., że największe korporacje. Tylko mniej niż jedna trzecia była zdania, iż rząd troszczył się o interesy klasy średniej lub drobnych przedsiębiorców.

Nie są to odczucia bezpodstawne. Odsetek Amerykanów, którzy mają pracę, jest dziś najniższy od 35 lat – to zaś oznacza ogromną presję na płace. Frustrację pogłębia przekonanie, że niewiele zrobiono, aby wzmocnić system finansowy.

Czy więc historia może się powtórzyć? Blisko dwie trzecie badanych uważa, że gdyby znów doszło do tąpnięcia, gospodarka USA byłaby równie bezradna jak pięć lat temu. Również te lęki nie są bezpodstawne.

LEHMAN BROTHERS

Istniał od półtora wieku. Przetrwał bankructwa magnatów kolejowych i stalowych, Wielką Depresję lat 30. XX wieku i pęknięcie internetowej bańki w latach 90. Bank Lehman Brothers był jedną z najbardziej szanowanych instytucji w historii Wall Street, czwartym największym bankiem inwestycyjnym świata. W jego biurach, rozsianych od Szanghaju po Nowy Jork, pracowało 25 tys. osób. Powtarzano, że jest zbyt wielki, by upaść, że nic podobnego nigdy się nie wydarzyło. Że jeśli będzie zagrożony, Rezerwa Federalna USA zainterweniuje, bo rząd nie może dopuścić do takiego bankructwa – miałoby ono nieobliczalne konsekwencje dla globalnego rynku.

15 września 2008 r. niewyobrażalne stało się faktem: Lehman upadł. Wkrótce potem przestał istnieć bank inwestycyjny Merill Lynch (został przejęty przez Bank of America). Na skraju bankructwa znalazła się największa firma ubezpieczeniowa świata AIG. Był to początek Wielkiej Recesji.

Decyzję sekretarza skarbu USA Henry’ego Paulsona, który odmówił pomocy Lehmanowi, oceniano potem jako tragiczny błąd. Francuska minister skarbu Christine Lagarde (dziś na czele Międzynarodowego Funduszu Walutowego) określiła to posunięcie jako „horrendalne”. Mówiono o efekcie domina i o tym, że amerykański system finansowy zawalił się jak domek z kart. Reperkusje do dziś odczuwane są w wielu miejscach na świecie.

Czy gdyby Paulson uratował Lehmana, kryzysu udałoby się uniknąć?

EUFORIA NA KREDYT

Oznaki pogorszenia koniunktury można było dostrzec już w 2007 r. W marcu 2008 nad przepaścią stanął bank inwestycyjny Bear Stearns. Interwencję rządu USA – zastrzyk w wysokości 29 mld dolarów i przejęcie instytucji przez bank JPMorgan Chase – przyjęto z niedowierzaniem.

Było to odroczenie wyroku. Latem czarne chmury zaczęły się zbierać nad Fannie Mae i Freddy Mac: instytucjami finansowanymi z kieszeni podatników, stworzonymi jeszcze w ramach „New Dealu” Roosevelta, które w USA gwarantują lwią część kredytów hipotecznych udzielanych przez banki komercyjne. Na początku września rząd zasilił każdą z nich kwotą 100 mld dolarów.

Liczni eksperci od dawna byli zaniepokojeni przegrzaniem rynku nieruchomości. Niska inflacja, niskie bezrobocie i niskie stopy procentowe nakręcały konsumpcję. Mówiono o „nieracjonalnej euforii”. Fundamentem, na którym opierała się owa euforia, a także konsumpcja – kruchym, jak się wkrótce okazało – był rynek tzw. instrumentów pochodnych, zwanych derywatami. Przez jednych uważane za najwspanialsze zdobycze nowoczesności, przez innych porównywane do bomby wodorowej – derywaty pozwalały na „transfer ryzyka” i wielkie zyski. To m.in. dzięki nim pojawiły się nisko oprocentowane kredyty subprime, których banki udzielały klientom niemającym odpowiednich dochodów.

Wszystko to było możliwe dzięki daleko idącej deregulacji przepisów nadzoru bankowego i finansowego w latach 90. Kamieniem milowym było unieważnienie przez Kongres USA w 1999 r. szeregu postanowień „aktu Glass-Steagall”, wprowadzonego jeszcze w okresie Wielkiego Kryzysu. Teraz, po ponad siedmiu dekadach, zniesiono podział między bankami komercyjnymi i inwestycyjnymi; zliberalizowano też przepisy o zaciąganiu kredytów przez te ostatnie. Pasywa banków (tj. udzielane przez nie pożyczki) zaczęły wielokrotnie – nawet 20-30 razy – przekraczać ich aktywa.

NACZYNIA POŁĄCZONE

Derywaty powstawały m.in. jako ubezpieczenia od inwestycji na rynkach kapitałowych, stając się potem przedmiotem tak skomplikowanych operacji, że nawet wielu finansistów nie było w stanie ich zrozumieć. W efekcie powstała przedziwna, abstrakcyjna sieć. I gdy doszło do tąpnięcia, bezprecedensowe okazały się nie tylko rozmiary kryzysu, ale też skala powiązań między instytucjami finansowymi: w chwili katastrofy nikt nie był bezpieczny, nawet ci, którzy inwestowali ostrożnie. Sytuację porównywano do zaawansowanego raka z rozległymi przerzutami; operacja przeprowadzona na jednym fragmencie nic nie załatwiała.

Z tego właśnie powodu interwencja Paulsona – 16 września 2008 r., wbrew składanym dzień wcześniej zapowiedziom, udzielił 85 mld pożyczki firmie AIG – niewiele mogła już zmienić. Indeksy giełd spadały na łeb na szyję, banki przestały udzielać kredytów, rosły tylko ceny złota.

Administracja USA zdecydowała się na ostateczność: wykupienie toksycznych aktywów wszystkich banków. Temu miał służyć przyjęty przez Kongres program TARP (Troubled Asset Relief Program), opiewający na 700 mld dolarów. Podatników przekonywano, że nie ma wyboru. W przełknięciu gorzkiej pigułki pomóc miały im zapewnienia, że nie skończy się na rozdawnictwie i sektor finansowy zostanie poddany gruntownym reformom; że konieczne jest zaostrzenie nadzoru bankowego i większa przejrzystość.

Mówiono też o zmianie zasad działania agencji ratingowych. Dotąd agencje – opłacane przez banki, którym wystawiały swe oceny – nie miały żadnego interesu w przygotowywaniu rzetelnych analiz. Niespełna tydzień przed upadkiem Lehman Brothers, agencja Standard & Poor przyznała mu doskonałą ocenę „A”. Inna agencja, Moody, z obniżeniem swej oceny czekała do 13 września.

Odrazę i sprzeciw budziła też filozofia too big to fail: przekonanie, że największe banki mogą postępować bezkarnie, bo jakkolwiek błędne byłyby ich decyzje, rząd (czyli podatnicy) nie może pozwolić sobie na ich upadek i przyjdzie im z pomocą.

ZBYT WIELKIE, BY JE OKIEŁZNAĆ

Czy to chciwość, nieuczciwe praktyki, nadmierna skłonność do ryzyka? Robert B. Reich – były sekretarz pracy w administracji Clintona, a obecnie profesor na Uniwersytecie Berkeley – zauważa na łamach „Huffington Post”, że do katastrofy doprowadziła zwłaszcza ślepa wiara, ideologia. „Kryzys, w wyniku którego miliony ludzi nadal pozostają bez pracy, był wynikiem niezachwianej wiary, że deregulacja rynków zawsze jest zbawienna, a dbający o własne interesy bankierzy uczynią świat lepszym” – pisze Reich.

Przyjęty przez Kongres i podpisany przez prezydenta Obamę w lipcu 2010 r. pakiet ustaw, znany jako Dodd-Frank Act (od nazwisk kongresmanów, którzy zainicjowali nad nim pracę), był efektem – czy może próbą – zmiany takiego sposobu myślenia. Na ile skuteczną?

Jednym z elementów reformy miała być zasada Volckera – zaproponowana przez byłego szefa Rezerwy Federalnej i współpracownika prezydenta Reagana, dziś doradcę Obamy. Przejrzysty, zawarty na niespełna dwóch kartkach zapis przewidywał, że banki nie będą mogły spekulować kapitałem własnym. Do prac nad wdrożeniem w życie tej reguły przystąpiły sztaby urzędników i prawników – i lobbystów. Jak donosi „Wall Street Journal”, obecna wersja dokumentu liczy już ponad 900 stron. Czy wejdzie w życie? Autorzy mają nadzieję, iż wkrótce zakończą pracę. To tylko jeden zapis pakietu.

A w międzyczasie na rynku bankowym USA doszło do dalszej konsolidacji – zwraca uwagę Reich w rocznicowym artykule. „Czego nie nauczyliśmy się w ciągu ostatnich pięciu lat”. Pod koniec 2006 r. kapitał 10 największych banków wynosił łącznie 6,8 bilionów dolarów; dziś prawie 11 bilionów. „Too big to fail, too big to jail, too big to curtail” – stwierdza Reich. W wolnym tłumaczeniu: „Zbyt wielkie, by upadły; zbyt wielkie, by ludzie nimi zarządzający poszli siedzieć; zbyt wielkie, by je okiełznać”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2013