Latanie na cenzurowanym

Obrońcy środowiska krytykują obyczaj, który, przez analogię do angielskiego "binge-drinking", czyli picia na umór, określają jako "binge-flying" - latanie samolotem na okrągło. Leci się, bo można.

23.09.2008

Czyta się kilka minut

Pewnego dnia w połowie czerwca na czterech brytyjskich lotniskach - London City, w Manchesterze, Edynburgu i Newcastle - pojawiło się niezwyczajne grono stewardów i stewardess z obsługi naziemnej. Zatrzymywali przylatujących pasażerów, namawiając ich, by w drogę powrotną udali się już nie samolotem, lecz pociągiem. Na zachętę wciskali im w ręce bilety kolejowe.

Bardzo szybko wyszło na jaw, że rzekomy personel lotniczy to działacze organizacji ekologicznej Greenpeace. Czy i ilu pasażerów udało im się wówczas przekonać do komunikacji kolejowej, tego pewnie nikt się nigdy nie dowie, nawet oni sami. Policja zresztą szybko i sprawnie usunęła aktywistów Greenpeace.

Skromna, ale dobrze pomyślana akcja pokazała jednak jasno i czytelnie, że komunikacja lotnicza popada w coraz większy konflikt z innymi rodzajami transportu, zwłaszcza kolejowym i samochodowym.

Z punktu widzenia obrońców środowiska (bo nie jest to jedyny punkt odniesienia) jest tak dlatego, że lotnictwo awansowało do grona największych zatruwaczy świata. Richard Chartres, biskup Londynu i przewodniczący komisji ds. ochrony środowiska Kościoła Anglii, uważa nawet, że podróżowanie samolotem, gdy nie ma po temu ważkiej przyczyny, to po prostu grzech - grzech braku poczucia odpowiedzialności. Sam radykalnie ograniczył latanie.

Latać na umór

Póki podróżowanie samolotami było rzeczą ekskluzywną i na tyle kosztowną, że dla zwykłego śmiertelnika praktycznie niedostępną, problem właściwie nie istniał. Wiadomo było, że niektóre typy samolotów są cichsze i emitują mniej spalin, a inne wprost przeciwnie. Ale ta wiedza nie musiała się przekładać na powszechne obawy.

Wszystko zmieniło się z chwilą, gdy na rynku przewozów lotniczych pojawiły się tanie linie.

Komunikacja lotnicza zeszła w lud, stała się masowa. Wojaże lotnicze odbywają już nie tylko biznesmeni w podróżach służbowych i zamożni turyści udający się na kosztowne wakacje za granicą. Z tanich linii korzystają wszyscy - na krótkie wyjazdy weekendowe i do pracy za granicą, gdy jadą daleko i gdy bardzo blisko. Ale loty, które idą w tysiące, to zarazem tysiące ton emitowanych w powietrze gazów cieplarnianych, przede wszystkim dwutlenku węgla.

Z raportu opracowanego na zlecenie ONZ wynika, że na lotnictwo przypada około 3 proc. światowej emisji CO2. Główną przyczyną szkodliwości transportu lotniczego jest fakt, że spalanie paliwa w górnych warstwach atmosfery przebiega inaczej niż na powierzchni Ziemi.

Według Wojciecha Stępniewskiego z ekologicznej organizacji WWF, jedna tona CO2 wyemitowana na wysokościach przelotowych samolotów z powodu jednoczesnej emisji tlenków azotu i pary wodnej aż do pięciu razy bardziej wpływa na zmiany klimatyczne niż ta sama tona CO2 wyemitowana przy powierzchni Ziemi.

Rozbieżności pojawiają się, gdy trzeba ocenić, w jakim tempie będzie rosnąć udział branży lotniczej w zatruwaniu świata. Nie wszyscy godzą się z oceną, że będzie ona najszybciej rosnącym źródłem emisji gazów cieplarnianych.

Producenci samolotów czy pracownicy linii lotniczych, żywotnie zainteresowani rozwojem komunikacji lotniczej, siłą rzeczy są skłonni bagatelizować zagrożenie.

Alarmistyczne prognozy są, ich zdaniem, mocno przesadzone. Stowarzyszenie brytyjskich pilotów twierdzi na przykład, że w Wielkiej Brytanii w 2050 r. lotnictwo będzie odpowiedzialne za zaledwie 6 proc. ogólnej emisji dwutlenku węgla. ONZ ocenia jednak, że emisja CO2 przez lotnictwo będzie rosnąć na poziomie 3-4 proc. rocznie. Raport holenderskiej organizacji konsultingowej CE Delft zdaje się nie pozostawiać złudzeń: sektor lotniczy w 2005 r. wyprodukował 217 kton CO2. Bez poważnych zmian w 2012 r. liczba ta wzrośnie do 307 kton, w 2020 przekroczy zaś 2020 kton. Spółki lotnicze zamierzają do 2020 r. przewozić 30 mln pasażerów więcej rocznie.

Obrońcy środowiska uważają, że przyczyną całego zła jest wytworzenie się obyczaju, który, przez analogię do angielskiego "binge-drinking", czyli picia na umór, określają jako "binge-flying" - latanie samolotem na okrągło, dlatego tylko, że jest tanio i przy gęstej sieci połączeń można, zamiast spędzać weekend w domu, wybrać się samolotem do Barcelony, Paryża czy Londynu. Leci się, bo można lecieć.

Zielony post

W powstaniu tego obyczaju, z najzupełniej oczywistych powodów, mają udział linie lotnicze i nic dziwnego, że wypowiedzi przestrzegające przed masowym lataniem spotykają się z ostrą reakcją ich przedstawicieli. Doświadczył tego nawet wspomniany biskup Richard Chartres, trzeci rangą, po arcybiskupach Canterbury i Yorku, hierarcha anglikański, który kieruje przy tym kościelną kampanią na rzecz redukcji emisji dwutlenku węgla (do 2050 r. ilość CO2 emitowanego w instytucjach kościelnych ma spaść o 60 proc.). Jego wypowiedź: "Egoistyczne decyzje, takie jak latanie samolotem na wakacje czy kupowanie wielkiego samochodu, to grzech. Grzech bowiem nie sprowadza się do ograniczonej listy pomyłek moralnych. Grzechem jest takie życie, w którym nastawieni jesteśmy tylko na siebie i lekceważymy skutki swych czynów" - wzburzyła samego Michaela O’Leary, szefa Ryanair, najpotężniejszych tanich linii.

O’Leary w odpowiedzi nie szczędził Chartresowi złośliwości.

Według niego biskup nie przypadkiem nakłania ludzi do pozostania w domu. - Kościół świeci przecież pustkami i  biskup liczy na to, że wierni, którzy zrezygnują z wojaży, pojawią się w świątyni. To jedyna szansa, by ktoś zechciał słuchać jego kazań - ironizował O’Leary.

Rzecz w tym, że biskup Chartres nie poprzestał na słowach, zadeklarował bowiem jednocześnie, że przez rok cały nie wsiądzie do samolotu. Słowa dotrzymał, choć musiał przez to odrzucić wiele zaproszeń zagranicznych, również na konferencje ekologiczne. Ale ani przez chwilę nie żałuje swej decyzji. "Nie żałuję, bo wstrzymanie się od latania było jak post, który stanowi bodziec i zachętę" - wyjaśnił dziennikowi "The Guardian".

Podobną konsekwencją nie wykazał się natomiast książę Karol, znany przecież z zaangażowania na polu ochrony środowiska.

W ubiegłym roku następca tronu brytyjskiego otrzymał prestiżową nagrodę Global Environmental Citizen Prize. By odebrać ją z rąk poprzedniego laureata Al Gore’a, udał się, wraz z kilkunastoosobową świtą, do Ameryki. Czy powinien, skoro wcześniej ogłosił, że wszystkie jego podróże będą "przyjazne dla środowiska"? Działacze ekologiczni uważali, że dałby dobry przykład, gdyby poprzestał na odebraniu nagrody za pośrednictwem mostu wideo. "Książę mógłby raczej zostać nagrodzony za zieloną hipokryzję" - oświadczył Joss Gorman, rzecznik

"Plane Stupid", organizacji, która stawia sobie za cel uświadamianie szkodliwości podróży lotniczych.

Parawan dla interesów

Czy nie jest to przesadna ortodoksja w podejściu do problemu latania? Czy w takiej kwestii odwoływanie się wyłącznie do etyki ma w ogóle sens? Organizacjom ekologicznym trudno odmówić dobrych intencji, choć bywa, że charakterystyczne dla nich dostrzeganie jednego tylko aspektu rzeczywistości osłabia wymowę ich zabiegów i akcji.

Sprawa się komplikuje, gdy dochodzimy do kosztów. Okazuje się bowiem, że kwestie ekologiczne bywają zgrabnym parawanem maskującym interesy. Czy na przykład należy przesiąść się do pociągów? Postulat taki brzmi bardzo rozsądnie, zwłaszcza gdy chodzi o loty na krótkich dystansach, szczególnie w obrębie jednego kraju. Szybkie pociągi, na które postawiły Francja, Niemcy i Włochy, a ostatnio Hiszpania, to z wielu powodów (czas, wygoda, dojazd wprost do centrum) doskonała alternatywa dla samolotów. Czy jednak wśród tych powodów najważniejsza ma być akurat emisja CO2?

Coraz częściej linie lotnicze walczą o pasażerów, odwołując się do poczucia odpowiedzialności za środowisko. Transport lotniczy również chce być ekologiczny. Linie Brussels Airlines zapowiadają zmniejszenie szybkości i obciążenia samolotów, by zredukować zużycie paliwa i emisję zanieczyszczeń. EasyJet postuluje obciążenie linii lotniczych "zielonym podatkiem", zależnym od poziomu emisji gazów. To czytelna zachęta do latania liniami, które, jak EasyJet właśnie, dysponują nowszymi maszynami i jako mniej obciążone podatkiem byłyby w stanie zaoferować tańsze bilety. Brytyjskie tanie linie Flybe z kolei chcą prezentować pasażerom parametry pracy maszyn, w tym poziom emisji CO2, by klienci mogli sobie wybrać trasę i samolot najmniej szkodliwe dla środowiska.

Dla większości pasażerów bowiem rzecz rozgrywa się głównie w sferze kosztów, a komunikacja lotnicza bywa, jak się okazuje, tańsza niż inne środki lokomocji. Podróżowanie koleją czy autobusem - daleko, do Australii, ale także blisko, do Toskanii - jest, jak wyliczyła BBC, kilkakrotnie droższe od podróży samolotem, również dlatego, że dłużej trwa i zawiera koszty noclegów. Zielona propaganda przewoźników lotniczych pada więc na dobry grunt.

Może jednak zdarzyć się i tak, że katastroficzne prognozy ekologów się nie spełnią. Już teraz słychać, że wzrost cen paliwa spowoduje załamanie na rynku lotniczym. Tanie linie likwidują połączenia, koszty biletów idą szybko w górę. Ale trudno sobie wyobrazić, by transport lotniczy znowu stał się ekskluzywną przygodą dla wybrańców.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2008