Księgi narodu

W czytelni głównej jest miejsce dla ponad sześciuset osób. Siedzą głowa przy głowie, rząd po rzędzie, jak okiem sięgnąć. Ile myśli, tęsknot i pragnień, wątpliwości i pytań, zrodziło się przy tych stołach?

28.06.2011

Czyta się kilka minut

Olśniewająca splendorem i rozmiarami czytelnia główna uważana jest za najbardziej demokratyczne pomieszczenie Ameryki / fot. Magdalena Rittenhouse /
Olśniewająca splendorem i rozmiarami czytelnia główna uważana jest za najbardziej demokratyczne pomieszczenie Ameryki / fot. Magdalena Rittenhouse /

Intelektualno-kulturalne skrzyżowanie" - tak o Nowojorskiej Bibliotece Publicznej mówi jej dyrektor Paul LeClerc. Stworzona dzięki determinacji i szczodrości wielkich amerykańskich filantropów, a dziś utrzymywana ze środków publicznych i prywatnych, jest jedną z najwspanialszych bibliotek świata.

Przechowywane tu zbiory - ponad 50 mln książek, dokumentów, fotografii i pamiątek - to 140 km półek. Niezwykła składnica, archiwum zbiorowej pamięci: od liczących ponad 4 tys. lat summeryjskich tabliczek z gliny po i-Pady, na których biblioteka - z okazji swych urodzin - udostępniła imponującą aplikację Biblion.

Ale New York Public Library (NYPL) to znacznie więcej niż magazyny i regały, cyfrowe pliki i pamiątki. W ciągu minionych stu lat biblioteka była miejscem, gdzie marzenia przekuwano w rzeczywistość. Pełniła rolę obywatelskiej szkoły. Była i jest symbolem demokratycznych i egalitarnych aspiracji USA.

Schronisko i symbol

Na pomysł jej stworzenia wpadła pod koniec XIX w. grupa wizjonerów - był wśród nich Samuel Tilden, gubernator stanu Nowy Jork i niedoszły prezydent kraju.

Na Manhattanie istniały już wówczas dwie publiczne czytelnie. Jedną stworzył imigrant z Niemiec John Jacob Astor, który doszedł do fortuny handlując nieruchomościami (gdy umierał, był najbogatszym człowiekiem w USA). Druga należała do naukowca i bibliofila Jamesa Lenoxa. Jednak obie były małymi bibliotekami, do których dostęp mogła mieć co najwyżej garstka wybrańców.

Tymczasem Nowy Jork rósł jak na drożdżach - miał więcej mieszkańców niż Paryż, zaraz miał przegonić Londyn. Zaś Tilden i kilku podobnych mu zapaleńców wierzyło, że wspaniałe miasto musi mieć wspaniałą bibliotekę.

Instytucja taka jawiła im się jako symbol cywilizacji: dowód, że Ameryka dogania Europę nie tylko na polu handlu czy przemysłu, ale także życia intelektualnego. Myśleli również o imigrantach, którzy stanowili blisko połowę mieszkańców miasta. Znakomitej większości z nich brakowało wykształcenia, często nie znali nawet angielskiego. Bardziej niż "białe kruki" i eleganckie wnętrza potrzebne im było coś w rodzaju intelektualnego schroniska.

Publiczna i prywatna

Tilden, z wykształcenia prawnik, na rzecz biblioteki zapisał w testamencie ponad 4 mln dolarów (spadkobiercy darowiznę zmniejszyli do 2,5 mln). Zainspirowani przezeń Astor i Lenox postanowili podarować jej swoje kolekcje. W projekt włączyło się miasto, przeznaczając dla NYPL jeden z najbardziej atrakcyjnych na Manhattanie kawałków gruntu. Na koniec do przedsięwzięcia przyłączył się Andrew Carnegie: stalowy magnat ofiarował 5,3 mln dolarów na stworzenie w Nowym Jorku sieci dzielnicowych wypożyczalni. Ale postawił warunek: miały być utrzymywane przez lokalne wspólnoty.

W ten sposób założyciele NYPL stworzyli precedens: publiczna biblioteka miała być finansowana zarówno przez podatników, jak i ze środków prywatnych.

Dziś - sto lat później - miasto, stan i rząd federalny dostarczają około jednej trzeciej budżetu NYPL; reszta pochodzi z grantów i darowizn. Np. jednym z dobroczyńców był ostatnio Stephen Schwarzman - milioner z Wall Street, który na rzecz modernizacji biblioteki przekazał 100 mln dolarów (decyzja, aby główny gmach nazwać odtąd jego imieniem, wywołała spory - tym bardziej że jako były dyrektor banku Lehman Brothers, którego upadek stał się w 2008 r. symbolicznym początkiem wielkiego kryzysu, Schwarzman nie u wszystkich budził pozytywne skojarzenia).

Ale biblioteka utrzymywana jest nie tylko przez krezusów. Jednym z niedawnych pomysłów było zaproszenie czytelników, aby setne urodziny instytucji uczcić przekazaniem niewielkiego datku. W zamian ofiarodawcy mogą napisać na stronie internetowej NYPL o ulubionej książce: dlaczego jest ważna, jak zmieniła ich życie. "Wirtualna półka" ma być interaktywną listą lektur i pomóc w nawiązywaniu kontaktów czytelnikom na całym świecie.

Książki dla każdego

Pierwszy jej szkic John Shaw Billings - przyszły dyrektor biblioteki - wykonał ołówkiem na kawałku tektury. Pomysł, by ogromną czytelnię umieścić na najwyższym, drugim piętrze wydawał się dziwny. Billings chciał jednak, aby czytelnia znajdowała się jak najdalej od zgiełku ulicy i była pełna naturalnego światła.

W konkursie na projekt zwyciężyła mało znana firma architektoniczna, założona przez pochodzącego z Wenezueli Johna Mervena Carrere i nowojorczyka Thomasa Hastingsa. Rozciągający się wzdłuż Piątej Alei gmach z marmuru zajmuje długość dwóch przecznic, między 40. i 42. Ulicą. Wejścia z obu stron strzegą kamienne lwy, które w 1916 r. wyrzeźbił Edward C. Potter; stały się one symbolem biblioteki (ich wizerunek jest znakiem zastrzeżonym NYPL). Podczas Wielkiego Kryzysu lat 30. ówczesny burmistrz Fiorello La Guardia, chcąc, by stanowiły inspirację dla zgnębionych mieszkańców, nadał lwom imiona: Patience (Cierpliwość) i Fortitude (Hart Ducha).

Wzorem i inspiracją dla twórców NYPL były najwspanialsze biblioteki świata - te nieistniejące, w Aleksandrii i Pergamonie, oraz te powstałe w oświeceniowej Europie: Bibliotheque Nationale de France, British Library - instytucje powołane do gromadzenia i propagowania wiedzy. Ale w Nowym Jorku wprowadzono jedno, jakże amerykańskie proviso: biblioteka miała być otwarta dla wszystkich. Każdy mógł wejść i otrzymać dowolną książkę: za darmo, szybko i bez żadnych pytań.

Tak jest do dziś. - Jedynym kryterium, które decyduje, czy ktoś może korzystać z biblioteki, jest ciekawość świata - podkreśla z dumą dyrektor Paul LeClerc. Co roku NYPL odwiedza 16 mln ludzi: turyści i bezdomni, wariaci i nudziarze, uczniowie szkół i nobliści, dystyngowane panie z koliami pereł i kloszardzi.

Demokratyczny

pałac

Przekraczając próg, wchodzą oni do najbardziej demokratycznego pałacu, jaki można sobie wyobrazić. Marmurowe klatki schodowe - surowe, acz pełne splendoru, obejmujące z dwóch stron wnętrze budynku - wiodą do najważniejszego pomieszczenia: czytelni głównej.

Nazywana jest "Pokojem 315". Zajmuje długość dwóch nowojorskich przecznic - ma prawie 100 metrów długości i 24 metry szerokości. Jeśli nie liczyć znajdujących się pośrodku stanowisk, przy których zamawia się i odbiera książki (dzielą one czytelnię na część północną i południową), to ogromne pomieszczenie stanowi całość. Brak w nim kolumn czy ścian działowych. Są tylko rzędy masywnych stołów. Zbudowane z marmuru pokrytego drewnem (każdy waży ponad ćwierć tony), tworzą wrażenie solidności i porządku. Podobnie jak stojące przy nich obszerne krzesła, mosiężne lampy i wszystkie inne elementy wystroju - nawet takie jak kontakty, klamki, kosze na śmieci czy ścienne fontanny z wodą pitną - wszystko zaprojektowała pracownia Carrere & Hastings. Tworzą piękno, które ma zachęcać do pracy.

W czytelni głównej jest miejsce dla ponad 600 osób. Siedzą głowa przy głowie, rząd po rzędzie, jak okiem sięgnąć. Przedziwna mozaika: starzy i młodzi, pogrążeni w książkach albo w marzeniach, z nosami w laptopach, z głowami zadartymi w kierunku zdobionego sufitu. Jedni czytają, inni myślą. Raz po raz zdarza się ekscentryk, który coś do siebie mamrocze. Tu i ówdzie ktoś ukradkiem przysypia.

Choć obowiązuje cisza, rozmiary czytelni sprawiają, że o prawdziwej ciszy mowy być nie może. Stukot klawiatur, szelest kartek, szuranie krzeseł, szepty i szmery zlewają się w przedziwny szum. Bywa, że trudno się skupić. Ale jest coś inspirującego w tej fabrycznej hali: jej rozmiary i rozmach, ów przedziwny szum i tłum, świadomość, że od stu lat, każdego dnia, w "Pokoju 315" zasiadali ludzie, których marzenia były większe niż oni sami.

Ile myśli, tęsknot i pragnień, ile pytań i wątpliwości zrodziło się przy tych stołach, w świetle tych lamp, wokół półek, na których prężą się grzbiety słowników, atlasów, monografii? Kto miał w ręku nudną i napuszoną książkę poświęconą nowojorskiej awangardzie, którą próbuję właśnie czytać? Kto chwycił za czerwoną kredkę i nabzdyczonej pani krytyk zadedykował na marginesie krótkie: "O czym ona do cholery bredzi?!". Nie wiem i się nie dowiem. Ale pewnie moglibyśmy się zaprzyjaźnić.

Regał

"Regał, który pomieści 4500000 woluminów" - głosił nagłówek artykułu, który ukazał się w 1905 r. na łamach "New York Timesa". Donosząc o ukończeniu "wspaniałej stalowej sieci słupków i poprzeczek", dziennik zapewniał, że "niczego podobnego nie można znaleźć w żadnej bibliotece Starego Świata". I że nawet w Bibliotece Kongresu metody magazynowania książek nie dorównują temu, co będzie miała do dyspozycji biblioteka nowojorska. "Monstrualnych rozmiarów regał stanie się sercem całej tej konstrukcji, skarbem, dla ochrony którego ów marmurowy pałac jest wznoszony".

Monstrualnych rozmiarów regał posiadał własny fundament, zajmował siedem (sięgających piwnic) kondygnacji i zawierał 114 tys. półek. W maju 1911 r., kilka dni po uroczystym otwarciu biblioteki, szkic przedstawiający przekrój całego magazynu pojawił się na okładce pisma "Scientific American". Zamówienia z tytułem i numerem katalogowym książki wysyłano do piwnic pocztą pneumatyczną (jej fragmenty używane są do dziś). Książki dostarczano na górę za pomocą zmechanizowanej taśmy, przypominającej pionową karuzelę. Dyrektor Billings chciał, by nikt na realizację zamówienia nie czekał dłużej niż 20 minut.

Uroczyste otwarcie biblioteki nastąpiło 23 maja 1911 r. (w 16. rocznicę utworzenia Fundacji Astora, Lenoxa i Tildena). Kiedy otworzyła podwoje przed czytelnikami - w pierwszym dniu miało ją odwiedzić 50 tys. osób - na stalowych regałach prócz 400 tys. rękopisów i woluminów z kolekcji Lenoxa i Astora znajdowało się już ponad 600 tys. nowych tytułów. Był wśród nich niewielki pamflet rosyjskiego autora N.I. Grota, poświęcony twórczości Lwa Tołstoja i Fryderyka Nietzschego pt. "Nrawstwiennyje ideały naszego wremenia" ("Etyczne ideały naszych czasów"). Tę książkę o godzinie 9.08 zamówił pierwszy czytelnik. Otrzymał ją niespełna siedem minut później.

Gościnność

intelektualna

Co kolekcjonuje biblioteka? Wszystko. "Gdyby diabeł napisał książkę, też chcielibyśmy ją mieć" - mawiał ponoć jeden z następców Billingsa, Edwin Hatfield Anderson. Zapełniając mile regałów, pracownicy biblioteki kierowali się zasadą intelektualnej gościnności: chcieli jak najpełniej dokumentować ludzkie poczynania we wszystkich ich przejawach - to, co wywoływało zachwyt i co budziło strach lub odrazę; przykłady kultury wysokiej i niskiej; to, co miało szansę wejść do kanonu, zyskując uznanie szerokiej publiczności, ale także to, co wydawało się efemeryczne i dziwne.

W zbiorach NYPL znajduje się więc np. list Kolumba z 1493 r., w którym informuje o odkryciu Nowego Świata; spisana ręcznie przez Jeffersona Deklaracja Niepodległości USA; list niewolnika do żony, sprzedanej nowemu właścicielowi. Są dzieła Mao Tse Tunga, Biblia Guttenberga i "Mein Kampf" Hitlera. Są komiksy i powieści za centa (odpowiedniki polskich "Harlequinów") oraz partytury Bacha i Beethovena. Jest rękopis "Ziemi jałowej" T.S. Eliota, z poprawkami naniesionymi przez jego przyjaciela Ezrę Pounda (niemal wszystkie jego sugestie Eliot uwzględnił).

Zbiory NYPL odzwierciedlają przekonanie, że ludzka wiedza czy mądrość to więcej niż informacje. Składają się na nią także najrozmaitsze doświadczenia, emocje, interakcje. Dlatego obok listów, pamiętników czy rękopisów, biblioteka przechowuje kule Jacka Kerouaca (korzystał z nich przez jakiś czas po tym, jak doznał kontuzji podczas meczu amerykańskiego futbolu), laskę Virginii Woolf (miała ją ponoć przy sobie, gdy wchodziła do rzeki, by popełnić samobójstwo), wykonany z kości słoniowej nożyk Charlesa Dickensa (pisarz otwierał nim listy, a rączką jest zabalsamowana łapa jego ukochanego kota Boba).

W dziale dziecięcym, w szklanej gablocie, spoczywają pluszowy miś, jego przyjaciel osioł i prosiaczek - zabawki, które w sierpniu 1921 r., z okazji pierwszych urodzin swego syna Christophera, ofiarował mu Aleksander Milne, przyszły autor "Kubusia Puchatka".

Globalizacja

kiedyś i dziś

Nowojorska biblioteka - prywatna, nie powiązana z instytucjami rządowymi czy akademickimi - położona była i jest w sercu kosmopolitycznego miasta, szczycącego się tolerancją i pulsującego energią. Z jednej strony stwarzało to ogromne możliwości, z drugiej stanowiło rodzaj zobowiązania.

Dlatego w latach 20. ubiegłego wieku jej dyrektor, mający zdecydowanie antybolszewickie sympatie, wysłał do Rosji sowieckiej dwóch zaufanych współpracowników. Przez ponad rok chodzili na wiece i koncerty, odwiedzali biblioteki i teatry, nawiązywali kontakty z antykwariuszami, artystami, działaczami. Rosyjskie zbiory NYPL z tego okresu - książki, plakaty, nagrania, fotografie - należą do najbardziej imponujących na świecie.

Niezwykle bogata jest też kolekcja w języku hebrajskim i jidysz. Nie przez przypadek działy słowiański i judaistyczny były pierwszymi specjalistycznymi działami stworzonymi w tej bibliotece - żydowscy imigranci z Europy Południowej i Wschodniej stanowili w tamtych czasach najszybciej rosnącą grupę etniczną Nowego Jorku.

Dziś, w dobie globalizacji, zwłaszcza w miejscu takim jak Nowy Jork, wielokulturowość - słowo wyświechtane - jawi się jako coś absolutnie oczywistego. Ale w czasach, gdy biblioteka powstawała, decyzja, aby gromadzić zbiory z najprzeróżniejszych stron świata i w najróżniejszych językach, stanowiła przejaw odwagi i dalekowzroczności.

Odnaleźć przyszłość

Choć biblioteka skończyła właśnie sto lat, nie ma w sobie nic ze staruszki. Zamiast urodzinowego tortu, zorganizowano grę: wspólne pisanie książki przez czytelników z całego świata, którzy mogli wejść na stronę internetową nypl.org i wziąć udział w wirtualnym poszukiwaniu skarbów. Zatytułowana "Find the Future" (Odnaleźć przyszłość), gra potrwa do końca roku.

Na dobry początek, pięciuset nowojorczyków zostało zaproszonych do spędzenia w bibliotece nocy. Podzieleni na zespoły, zaopatrzeni w smartfony i laptopy, otrzymywali tajemnicze kody, które miały pomóc w odnajdywaniu określonych książek i przedmiotów. Niczym amulety, owe skarby miały dostarczyć inspiracji: pomóc im w odkrywaniu przyszłości. Autorka gry Jane McGonigal (według własnych słów, zajmuje się tworzeniem wirtualnych gier zmieniających rzeczywistość) twierdzi, że nie chodzi o jej przewidywanie, ale kształtowanie: "Zależało nam, by do biblioteki przyciągnąć młodych ludzi. Chcieliśmy ich zachęcić, by odważnie marzyli. Ta biblioteka to wspaniałe, zapierające dech w piersiach źródło. Chcemy, by inspirowała do wielkości. Gra pokazuje, że wiedza to coś, co tworzymy obcując i współpracując z innymi ludźmi". Książka, której pisanie zaczęło się na stołach czytelni - w tamtą noc przypominała ona wielobarwny cygański obóz - zostanie opublikowana w 2012 r.

Na razie wydawnictwo Penguin opublikowało - w ramach urodzinowego prezentu - nieco bardziej tradycyjny zbiór. Stu zasłużonych nowojorczyków (pisarzy, muzyków, artystów, naukowców) poproszono o opisanie ulubionego przedmiotu w NYPL. Egzemplarze wydanej pro bono książki rozdawały na ulicach Manhattanu dwa lwy: Patience i Fortitude. Ci, którzy nacieszą się prezentem, proszeni są o przekazanie książki kolejnym czytelnikom. W odróżnieniu od zbiorów bibliotecznych, można zostawić ją na parkowej ławce lub w autobusie.

"Czytanie - oczywiście po to przychodzimy do biblioteki" - tak napisał w swym eseju muzyk i kompozytor Josh Ritter (jego ulubiony przedmiot w kolekcji NYPL to rękopis wiersza W.B. Yeatsa "Ego Dominum Tuum"). Ale są przecież jeszcze inne powody. Ritter: "Czasami do bibliotek przychodzimy po prostu po to, by przypomnieć sobie o ogromie ludzkich doświadczeń, znaleźć się wśród nich. Gdy szwendamy się wśród regałów, nieświadomie przesuwając ręką po grzbietach książek, zdarzają się momenty, kiedy cała historia ludzkiego rodzaju - wszystkie jej głosy połączone w jeden - pochłaniają nas niczym fala. Po to, by po chwili wyrzucić nas w górę i pozwolić nam poczuć, że każdy z nas jest częścią czegoś wzniosłego, chaotycznego; czegoś, czego nie sposób poznać. Czegoś wielkiego".

***

Od czasu, gdy sto lat temu do "Pokoju 315" weszli pierwsi czytelnicy, wiele się zmieniło. Biblioteka była wytworem określonego momentu w historii Nowego Jorku. I podobnie jak pełna energii metropolia, także ona nieustannie ewoluuje, próbując wychodzić naprzeciw potrzebom i aspiracjom mieszkańców miasta.

Ale jest jedna rzecz, która pozostaje niezmienna. To przekonanie, że książka - któryś spośród kilkudziesięciu milionów tomów, znajdujących się w czeluściach wirtualnego katalogu - może odmienić czyjeś życie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2011