Biblioteki przyszłości

Najnowsza książka kanadyjskiej pisarki Margaret Atwood, wymienianej wśród kandydatów do Nobla, jest niemal gotowa, ale... ukaże się za sto lat.

22.09.2014

Czyta się kilka minut

Margaret Atwood i Katie Paterson / Fot. Giorgia Polizzi
Margaret Atwood i Katie Paterson / Fot. Giorgia Polizzi

Wcześniej nikt nie pozna jej treści. Wiemy jedynie, że opowieść dotyczy wyobraźni i czasu. Takie zadanie postawiła przed pisarką szkocka artystka Katie Paterson, autorka projektu zatytułowanego Biblioteka Przyszłości.

Atwood jest pierwszym ze stu autorów, którzy zostaną zaproszeni do udziału w przedsięwzięciu. Co rok przez najbliższe stulecie jeden pisarz będzie tworzył jedną książkę na potrzeby antologii przeznaczonej do czytania w roku 2114.

Pomysł Paterson ruszył latem. Pod Oslo zasadzono las tysiąca drzew. Zostaną ścięte właśnie po stu latach i przetworzone na papier, który posłuży do wydrukowania literackiej kolekcji zgodnie z technikami stosowanymi przez nas obecnie. Do tego celu przygotowana została maszyna drukarska, która przeczeka cały wiek w Bibliotece Publicznej w Oslo. Tam też znajdzie się specjalnie zaprojektowane pomieszczenie, zawierające opisane imieniem i nazwiskiem manuskrypty.

„To przepyszny pomysł – powiedziała dziennikarzom o projekcie Margaret Atwood. – Przypomina mi dziecięcą radość zakopywania różnych przedmiotów w ogródku z nadzieją, że kiedyś ktoś je odkopie i pomyśli: »Co za wspaniała paczka landrynek! Ciekawe, kto je tu ukrył?«”. Nie przeszkadza jej, że przez sto lat nikt nie przeczyta jej utworu: „Nawet, gdy publikuję teraz, nie wiem, kto ani kiedy przeczyta moje książki. Nie znam czytelników, ich płci, narodowości. Książki zawsze były listem w butelce. Bardzo się cieszę, że nie będzie mnie tu, gdy pochwały za dobre recenzje zgarnie mój wydawca, a poczucie winy za złe recenzje będę musiała dźwigać sama. Zresztą, dlaczego miałabym wierzyć recenzjom?”.

Katie Paterson daje autorom całkowitą swobodę: „Ważne jest tylko, by teksty odzwierciedlały czasy, w których powstają, bo w ten sposób przyszli czytelnicy będą mieli szansę refleksji nad tym, jak żyliśmy w danej chwili”.

Przyszłość tej literackiej antologii także pozostaje niewiadomą – większość tworzących ją pisarzy jeszcze się nie urodziła. Do zabezpieczenia losów projektu powołana została rada sprawująca opiekę nad lasem i rękopisami czy oryginalnymi kopiami, bo każdy autor wybiera formę dostarczenia dzieła. Atwood kupiła specjalny rodzaj nierozkładającego się papieru, a tekst przekaże w próżniowej skrzynce. Wypytywana o temat opowieści, milczy jak zaklęta. Podpisała klauzulę poufności.

W 2018 r. niedaleko portu w Oslo stanie nowy gmach wspomnianej biblioteki. Będzie niemal całkowicie przeszklony i energooszczędny, zapewni widok na marinę i rozbudowywane od kilkunastu lat nabrzeże. Wewnątrz działać będzie biblioteka multimedialna, z sekcją dziecięcą i przyjazną przestrzenią. Tam właśnie, w niewielkim pokoju, dzieła Atwood i kolegów po piórze będą oczekiwać swej przyszłości.

Być jak Steve Jobs

Jakie będą biblioteki za sto lat? W jakiej rzeczywistości zbudzi się opowieść Atwood? Oby nie w tak mrocznej, jak prognozowana przez Raya Bradbury’ego w roku 1953 w dystopijnej powieści „451 stopni Fahrenheita”. Główny bohater to strażak odpowiadający za rozniecanie, nie zaś gaszenie pożarów. W epoce, w której wszelka myśl intelektualna i twórcza jest zakazana jako niebezpieczna, do obowiązków strażaków należy palenie książek. Pozostaje mieć nadzieję, że w tym aspekcie przewidywań Bradbury się pomylił, choć trafnie przepowiedział nam używanie przenośnych słuchawek oraz trójwymiarowe kino.

Zaskakująco precyzyjny opis elektronicznego czytelnictwa stworzył Arthur C. Clarke w „2001: Odysei kosmicznej”, w 1968 r. Jej bohater korzysta z tabletu na pokładzie statku kosmicznego i przegląda wszelkie ziemskie gazety. Floyd powiększał wyświetlające się obrazki wielkości znaczka pocztowego, a gdy rozszerzyły się na cały ekran, czytał je wygodnie, choć z narastającym poczuciem, że tej masy treści nigdy nie zdoła objąć ani przetworzyć.

Brzmi znajomo? Zupełnie jak instrukcja postępowania dla projektantów firmy Apple. To właśnie biografia Steve’a Jobsa, założyciela tej innowacyjnej firmy, która w ogromnym stopniu przyczyniła się do szybkiego aplikowania nam kolejnych dawek przyszłości, zainspirowała Nelsona Wolffa, dyrektora biblioteki publicznej w San Antonio, do stworzenia wyłącznie elektronicznego księgozbioru. Od jesieni 2013 r. działa tam pierwsza na świecie biblioteka bez książek, a dokładniej – bez fizycznych wolumenów. Zamiast alejek otoczonych półkami są aleje stanowisk komputerowych i ekranów oraz zbiór urządzeń elektronicznych, które można wypożyczać i załadowywać treściami – tekstami, muzyką, filmami. Specjalną sekcję tabletów wypożycza się dzieciom. Można też przyjść z własnym czytnikiem czy komputerem i pobrać książki lub multimedia. Co ciekawe, Wolff jest entuzjastą czytania na papierze, ma w prywatnym księgozbiorze tysiące białych kruków. Ale tworząc bibliotekę, myślał o potrzebach lokalnej społeczności i o szybko zmieniającym się świecie. Jedynym dowodem na jego staromodność są ustawione w bibliotece drukarki – można tu zamówić papierową wersję każdej e-książki.

Kurs oblekania guzików

Nowe media i nowe potrzeby społeczne to dwa główne kierunki zmian, które wprowadzane są teraz w bibliotekach na całym świecie. Aby mieć przyszłość, te – w większości monumentalne – świątynie wiedzy muszą zaadaptować się do nowych ról i adekwatnie zmienić swoje przestrzenie i zasoby. Biblioteki nie przetrwają jako statyczne instytucje serwujące nam wiedzę, lecz staną się miejscem wspólnej produkcji nowych treści, centrami edukacyjnej współpracy i wytwórniami pomysłów rodzących się dzięki interakcji z innymi ludźmi i z technologiami.

W bibliotece publicznej w Chattanooga w Tennessee oprócz książek są już inne zasoby przyciągające użytkowników: drukarki 3D, laserowe obcinarki, maszyny do szycia, sale warsztatowe. Dyrektorka tej placówki zrewolucjonizowała jej funkcjonowanie w zaledwie dwa lata i zdobyła tytuł Bibliotekarza Roku przyznawany przez amerykański „Library Journal”. Zgodnie z jej filozofią biblioteka jako skład informacji to koncept przestarzały. Dlatego usunęła część księgozbioru, powstały pokoje do prac grupowych, gdzie można uczyć się programowania komputerowego albo oblekania guzików. Część pomieszczeń jest wynajmowana przedsiębiorcom, którzy korzystając z otoczenia wiedzy i technologii, rozwijają nowe biznesy. Biblioteka ma kawiarnię, pokój zabaw dla dzieci, zmianie uległa też polityka literackich zakupów – w sekcji nowości dominuje literatura popularna.

– Do biblioteki publicznej przychodzi się po Johna Grishama, nie po Davida Hume’a – uzasadniła pani dyrektor. I trudno z nią dyskutować, bo frekwencja wzrosła o 150 proc. Dalszy rozwój bibliotek na świecie ma czerpać z wzorca internetu, który pierwotnie także był statycznym zbiorem stron www, ale szybko przekształcił się w dynamiczne środowisko współpracy. To znaczy, że już niedługo do bibliotek będziemy przychodzić, by tam samodzielnie nakręcić film, zbudować stronę www albo trójwymiarową instalację. Biblioteki będą wypożyczalniami nowych technologii, zbyt drogich, byśmy je kupowali dla indywidualnego użytku, ale udostępnianych nieodpłatnie zgodnie z modelem shared economy (wspólna gospodarka), w którym wymieniamy się dobrami i zasobami. Na takiej zasadzie działają np. wypożyczalnie rowerów miejskich obecne już w Polsce.

W bibliotece bliskiej przyszłości, dzięki dostępnym tam programom, urządzeniom i systemom, będziemy samodzielnie tworzyć i natychmiastowo publikować, a więc dzielić się swoimi osiągnięciami. To może gwałtownie przyspieszyć cywilizacyjny rozwój wiedzy, dotąd hamowany przez brak łączności umożliwiającej błyskawiczny transfer.

Pożycz sobie wiertarkę

Internet przyspiesza, czy raczej wymusza, ewolucję bibliotek.

Odkąd mamy wyszukiwarki i wirtualny dostęp do wiedzy porównywalnej z całym dorobkiem zgromadzonym w legendarnej Bibliotece Aleksandryjskiej, podstawowe staje się pytanie: po co iść do biblioteki? Placówki w wielu krajach poszerzają ofertę: od lekcji zumby i wirtualnych kręgli dla seniorów, po warsztaty z zarzynania i sprawiania wieprzy. Taki pokaz przyciagnął tłumy w pewnej bibliotece miejskiej w USA. Jako kolejną atrakcję zaplanowano tam wspólne rozwalanie samochodowego wraku, który zostanie wcześniej pomalowany i udekorowany przez dzieci.

W Berkeley w Kalifornii oprócz książek można wypożyczać narzędzia – młoty pneumatyczne, wiertarki i piły. Dyrektor biblioteki zamierza rozbudowywać zbiory przedmiotów, mieszkańcy mogą zgłaszać propozycje najbardziej potrzebnych rzeczy. Przybywa bibliotek, które rywalizują nie z instytucjami naukowymi, ale kawiarniami zapewniającymi darmowy dostęp do internetu i klubami oferującymi rozrywkę. Bibliotekarze organizują koncerty (w USA furorę biblioteczną robi muzyczny duet Harry and The Potters) oraz spektakle (zwykle komediowe, dzięki którym gmachy wypełnia wcześniej zabroniony głośny śmiech).

Nie ma jednak powodów martwić się o to, że biblioteki porzucą swą główną, edukacyjną działalność. Wiele wskazuje, że będą ją dostosowywać do nas i rozwijać. Zrobią to nawet instytucje tak nobliwe jak Nowojorska Biblioteka Publiczna, która stworzyła śmiałe plany przeniesienia całego księgozbioru fizycznego do New Jersey i uwolnienie interaktywnych przestrzeni: na wzór najnowocześniejszych bibliotek, jak Turku City Library w Finlandii, gdzie stoją sofy i samoobsługowe stanowiska wypożyczeń. Plan na razie złagodzono i odsunięto w czasie, m.in. dlatego, że podobnie jak wiele słynnych bibliotek i ta jest podtrzymywana piętrowymi konstrukcjami półek na książki (to spopularyzowany w początkach XX w. model Snead Bookshelf Company z Louisville). Ich usunięcie, tak jak w bibliotekach na Harvardzie, Columbii czy w Watykanie, groziłoby dosłownie zawaleniem się budynku.

Laboratoria wyobraźni

Czy biblioteki bez książek mogą przetrwać? Owszem, a nawet więcej – taka zmiana zapewni im przyszłość. Oferując otwarty dostęp do wiedzy, staną się ośrodkami innowacji w społeczeństwie sieciowym, bo w ocenie wielu ekspertów edukacji nic nie jest w stanie zapewnić takiej mocy twórczej, jak bezpośrednia, fizyczna interakcja, czyli ludzie pracujący wspólnie nad jakimś pomysłem.

Twórcy projektu „Biblioteka jako inkubator” pokazują, jak łatwo można rozsiewać wiedzę, np. udostępniając posiadaczom karty bibliotecznej piosenki lokalnych zespołów muzycznych albo odwrotnie, gromadząc stworzone przez ludzi notesy, pamiętniki, szkicowniki. Biblioteki mogą być dla swoich społeczności archiwami prywatnej twórczości i pamięci oraz miejscami promocji.

Już działają biblioteki wspierające self-publishing i fizyczną produkcję książek z pomocą np. Espresso Book Machine, która w kilka minut zmienia zaprogramowany tekst w tom z okładką. Digital Public Library of America z siedzibą w Bostonie buduje potężne zasoby historyczne, łącząc prace naukowe z archiwami domowymi – ludzie dostarczają zdjęcia trzymane na strychu i listy miłosne swoich dziadków. Łączenie zasobów fizycznych i wirtualnych to już oczywisty trend rozwoju bibliotek. Przybywa też miejsc, w których technologie udoskonalają tradycyjne funkcje. W bibliotece im. Jamesa B. Hunta na uniwersytecie stanowym Karoliny Północnej pracują roboty. Podają zamówione książki, w kilka minut dostarczą każdy z dwóch milionów tomów przechowywanych w stalowych kontenerach. Książkę można zamówić z telefonu czy komputera, a dzięki nowemu systemowi ich przechowywania zajmują dziewięć razy mniej miejsca, niż gdyby stały na regałach.

W bibliotece Hunta można rysować po ścianach i meblach, korzystać z pokojów głośnej i cichej pracy oraz z najnowszych technologii. Swobodny dostęp do nich spowodował, że studenci różnych specjalizacji zaczęli te technologie gwałtownie rozwijać, angażując indywidualną wrażliwość i pomysłowość. Tak stało się m.in. w tamtejszych laboratoriach wizualnych, gdzie profesorowie, uczniowie i producenci gier komputerowych niezobowiązująco ze sobą rozmawiając doszli do nowatorskich rozwiązań. I tak docieramy do największego wyzwania bibliotecznego, jakie ludzkość dopiero ma przed sobą.

Cyfrowy klucz wiedzy

Vint Cerf, twórca internetu, jest zaniepokojony. Martwi się, że nie zdołamy zapisać i zarchiwizować naszego wspólnego dorobku – zachowamy skrawki, nie mając szans odczytać z nich sensu w przyszłości. Problem tkwi w ogromnej ilości wiedzy i treści, którą tworzymy teraz z pomocą nowych technologii. Jak je uporządkować, a przede wszystkim przechować na długo, skoro technologie tak szybko się starzeją? Cerf ostrzega, że jeśli nie wynaleziemy zupełnie nowego konceptu biblioteki cyfrowej, cała nasza wiedza wyląduje w skrzyni, do której nie będzie żadnego klucza – miliardów danych nie da się już odkodować. Jego zdaniem grozi nam niebezpieczeństwo utraty największego przywileju w dziejach – posiadania dostępu do całej mądrości na wyciągnięcie ręki.

Biblioteki przyszłości są zatem częścią większej zmiany – nowego rozumienia edukacji, które coraz mniej ma wspólnego z sięganiem do przeszłości i uznanych prawd, a znacznie więcej z uprawianą grupowo zabawą w odnajdowanie nowych rozwiązań. Nauczyciele przyszłości nie znają odpowiedzi, nie muszą – odpowiedzi są przecież wszędzie. Już nie musimy nic wiedzieć ani przechowywać w głowach treści, wystarczy, że potrafimy się ich dowiedzieć w odpowiednim momencie.

Najważniejsza staje się więc zdolność stawiania właściwych pytań. W przyszłości prawdopodobnie znikną szkoły jako systemy uczenia całych grup tego samego w tym samym czasie – będziemy się uczyć nawzajem i wspólnie, choć każdy z nas w indywidualny sposób (opracowany już został futurystyczny program edukacyjny „Knewton”). W takim scenariuszu przyszłości biblioteki są idealnym „trzecim miejscem”, nie domem i nie pracą, ale przestrzenią, w której wspólnie tworzymy informacje i gdzie wydobywamy z siebie wszystko, co najlepsze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicystka, reportażystka i pisarka. Za debiut książkowy „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii” (2011) otrzymała w 2012 r. nagrodę Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fiedlera. Jej książka była też nominowana do Nagrody Nike, Nagrody Literackiej Angelus oraz… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2014