Kryzys powołań

Co się stało? Jeszcze nie tak dawno mieliśmy wręcz nadmiar kandydatów do kapłaństwa, dlaczego dziś ich nie mamy?

01.11.2021

Czyta się kilka minut

 / Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP
/ Fot. Maciej Zienkiewicz dla TP

Rektor seminarium duchownego diecezji legnickiej ks. dr Piotr Kot, zapytany o kryzys powołań, odpowiada, że „trzeba mówić raczej o kryzysie powołanych, bo Pan Bóg na pewno nie przestał przemawiać do serc młodych ludzi. Jednak ci, którzy słyszą zaproszenie, mogą mieć różne opory” (serwis KAI z 12 października 2021 r.). Może być i tak, że Bóg „nie przestał przemawiać do młodych serc”, ale uznał, że w Polsce jest dość księży i tych, „do których serc przemawia”, jest po prostu mniej. Bo może nie wszystkie zarezerwowane dziś dla księży funkcje – administracyjne, gospodarcze, naukowe itd. – wymagają święceń kapłańskich. W niektórych krajach z powodzeniem już przejęli je świeccy.

Tak czy inaczej, liczby mówią za siebie. W tym roku do seminariów diecezjalnych i zakonnych zgłosiło się 356 kandydatów do kapłaństwa, to jest 20 proc. mniej niż w roku ubiegłym. Rok szkolny rozpoczynało 242 kleryków diecezjalnych i 114 zakonnych. Za parę lat czekają nas poważne problemy, bo wiadomo, że do święceń dochodzi 30-50 proc. wstępujących. Dwadzieścia lat temu wyświęcano ok. 600 księży rocznie, dziś ok. 340. Obecnie mamy w Polsce prawie 25 tys. księży. W 10 356 parafiach katolickich pracuje 20,5 tys. księży. Średnia wieku księdza to 52 lata. Już chyba nie jesteśmy „zieloną wyspą powołań” w Europie. „Potrzebuję szesnastu, a wyświęciłem siedmiu” – ubolewał niedawno opolski biskup Andrzej Czaja.


CZYTAJ TAKŻE

POWOŁANIOWY KRACH: Liczba chętnych do kapłaństwa w Polsce w tym roku zmniejszyła się aż o jedną piątą. Czy Kościół w Polsce czeka los katolickiej wspólnoty w Irlandii? >>>


Co się stało? Jeszcze nie tak dawno mieliśmy wręcz nadmiar kandydatów do kapłaństwa, dlaczego dziś ich nie mamy? Być może działały wiara i wpływ środowiska, przykład spotykanych księży i ukazywana w nauczaniu Kościoła porywająca wizja misji księdza. Pewnie też, świadomie lub nie, w grę wchodziły motywy niekoniecznie religijne. Eugen Drewermann w książce „Kler. Psychodram ideału”, w której, posługując się aparaturą psychologii głębi, bezlitośnie rozprawia się z potocznym rozumieniem „powołania”, dowodzi m.in., że wybór kapłaństwa może być sposobem realizacji „snu o szamaństwie” ludzi, którzy nigdy przez plemię za szamanów nie byliby uznani: „Jeśli w kulturach plemiennych przekonanie o własnym wybraństwie musiało być potwierdzone czynami i uznane przez plemię, to w przypadku kapłaństwa wystarczy pięć lat seminarium i święcenia. Bez szamańskich darów, lecz z namaszczenia przez instytucję. Są też inne, często podświadome motywacje wyboru kapłaństwa, jak niegdyś jako drogi klasowego awansu albo dziś – sposobu wejścia do »klasy« osób cieszących się społecznym prestiżem. Motywem mógł być lęk przed konfrontacją z groźnym światem i chęć ukrycia się w potężnej instytucji. Mogły to być – przynajmniej w chwili dokonywania wyboru – motywacje podświadome, wręcz uznawane za symptomy powołania”.

Dzisiaj te wątpliwe, acz silne motywacje przestały działać, a jednocześnie – jak mówi ks. dr Piotr Kot – „ze wszystkich stron jest utrwalany negatywny obraz Kościoła i kapłaństwa” oraz mnożą się publikacje, których autorzy (jako przykład przytacza kleryka usuniętego 10 lat temu z seminarium, winą za swoje odejście obarczającego system kościelny) „ewidentnie dążyli do zaprezentowania seminarium jako miejsca, w którym (...) brakuje wyższych wartości, a wszyscy zajmują się na okrągło realizacją popędu seksualnego i dążeniem ku bliżej nieokreślonej karierze zawodowej”. Choć ten negatywny obraz traktuje się w kościelnych środowiskach jako krzywdzące uogólnienie, to jednak jako remedium na kryzys podjęto reformę seminariów. W październiku 2019 r. biskupi przyjęli „Ratio institutionis sacerdotalis pro Polonia” – czyli dokument o formacji kapłańskiej wraz z uzupełnieniami ze strony Stolicy Apostolskiej. „Ratio” ma służyć „pasterskiemu upodobnieniu seminarzysty do Chrystusa”, a jednocześnie uformować lojalnego pracownika Kościoła-instytucji. Ma przygotowywać do profetycznej misji znaku „któremu sprzeciwiać się będą” i wprowadzić w kościelny (księżowski) styl życia, w jego dyscyplinę, tradycje, obyczaje, język itd. Historia takich księży jak choćby ks. Jan Zieja uczy, jak trudno to pogodzić i co z tego wynika.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2021