Kto zabił Rafika Haririego?

Byłego premiera Libanu zamordowali najprawdopodobniej syryjscy agenci. Ale kto im to zlecił? Bo raczej nie prezydent Syrii...

27.02.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Gdy w 1992 r. Rafik Hariri - zamordowany 14 lutego były premier Libanu - zostawał szefem libańskiego rządu, popierał go ówczesny dyktator Syrii i zarazem główny rozgrywający w Libanie, Hafez al-Asad. Damaszek popierał Haririego także w 2000 r., gdy ten, po dwóch latach przerwy, powracał na stanowisko szefa rządu. Syryjskie poparcie skończyło się jednak, gdy w ubiegłym roku Hariri sprzeciwił się niezgodnemu z konstytucją przedłużeniu kadencji prezydenta Libanu Emila Lahuda, absolutnie lojalnego wobec Syrii. W dodatku niedawno Hariri przyłączył się do innych libańskich polityków domagających się wycofania wojsk syryjskich z ich kraju.

Prawdopodobne jest zatem, że Haririego zamordowali syryjscy agenci. Choć wcale nie musieli oni wypełniać rozkazów obecnego prezydenta Syrii, Baszara al-Asada (syna nieżyjącego od kilku lat Hafeza). Już od jakiegoś czasu najwyżsi syryjscy dowódcy wojskowi oraz szefowie służb wywiadowczych i bezpieczeństwa - którzy urośli w siłę za czasów Hafeza - narzekali, że Asad-junior jest politykiem miękkim, co zagraża panującemu w Syrii reżimowi. W istocie, syryjska dyktatura opiera się dziś na strachu, a nie na represjach. W przeciwieństwie do saddamowskiego Iraku, tutaj niewielu ludzi trafiło do więzień, a jeszcze mniej zostało zabitych.

Gdy jednak ktoś przestaje odczuwać strach, a więc wyraża brak szacunku dla władzy, musi być uciszony. W przeciwnym razie inni pójdą za jego przykładem i także przestaną odczuwać strach. Wtedy władza stanie przed wyborem: albo dokona masowych i brutalnych represji, albo upadnie. Były libański premier przestał okazywać strach, krytykował Syryjczyków i tym samym prowokował innych. Musiał więc zginąć. Bardzo możliwe, że Baszar al-Asad postanowił nie zabijać Haririego. Syn Hafeza to polityk dość głupi, ale nie pozbawiony hamulców.

Prawdopodobnie więc to dowódcy tzw. resortów siłowych zdecydowali inaczej. Ludzie, których rządy w Syrii opierają się na strachu, sami mają się czego bać. Należą do liczącej nie więcej niż 14 proc. populacji Alawitów, islamskiej mniejszości religijnej. Są znienawidzeni nie tylko dlatego, że kontrolują Syrię, ale także dlatego, że w tym biednym kraju zagarnęli olbrzymie majątki. I oczywiście są znienawidzeni z powodów religijnych. W teorii bowiem Alawici są po prostu kolejną szyicką sektą, jak przykładowo Ismailici [ugrupowanie religijno-polityczne w islamie szyickim, którego początki sięgają VIII w.; stworzyli w Egipcie i Afryce Północnej dynastię kalifów; niegdyś liczni i wpływowi, obecnie jest ich ok. 20 mln., głównie w Indiach i Tadżykistanie - red.]. Ale Alawici ponadto wierzą w reinkarnację. W praktyce więc fundamentaliści islamscy uważają ich za totalnych odszczepieńców, którzy zdradzili wiarę i za to powinni zginąć.

Kręgi rządowe w Syrii całkiem słusznie obawiają się, że jeśli reżim pokaże swą słabość i w końcu upadnie, wtedy tutejsi Alawici mogą zostać wymordowani - zwłaszcza mieszkające w Damaszku elity i ich rodziny (Alawici dominują jedynie w regionie przybrzeżnym). Z frustracją i niepokojem obserwowano więc, jak młody Baszar nie podejmował żadnych radykalnych kroków, gdy coraz więcej libańskich polityków przełamywało barierę strachu i domagało się wycofania wojsk syryjskich z Libanu. Te żądania skłoniły Francję i Stany Zjednoczone, a w końcu także Radę Bezpieczeństwa ONZ do zajęcia się sprawą przywrócenia Libanowi pełnej niepodległości.

Administracja Busha i prezydent Francji Jacques Chirac zastanawiają się teraz, czy możliwa jest wspólna akcja - zarówno dyplomatyczna, w Radzie Bezpieczeństwa, jak i bezpośredni nacisk na Syrię. Jeśli zrobią wystarczająco dużo, paradoksalnie okaże się, że to Baszar miał rację, a syryjscy wojskowi popełnili błąd - bo gdy ich reżim dozna upokorzenia i zostanie w końcu przegoniony z Libanu, wówczas dopiero może upaść.

Przełożył Andrzej Brzeziecki

EDWARD N. LUTTWAK jest politologiem, doradcą w Centrum Badań Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie. Autor wielu książek o polityce międzynarodowej. Stale współpracuje z “TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2005