Kronika odchodzenia

08.02.2021

Czyta się kilka minut

 /
/

Na liście najważniejszych wydarzeń minionego roku powinno się znaleźć zakończenie pięciotomowej edycji „Dziennika” Sándora Máraiego. „Dziennik” jest wielkim dziełem, którego lektura uzależnia, a kronika odchodzenia, wypełniająca znaczną część tomu ostatniego, nie ma sobie równych w literaturze.

Márai zaczął pisać dziennik podczas II wojny. Był już wtedy czterdziestokilkuletnim autorem m.in. „Wyznań patrycjusza”, „Żaru” i powieści „Sindbad powraca do domu” – hołdu dla Gyuli Krúdyego, mistrza, do którego prozy wracał do końca („Każdej nocy Krúdy” – notuje tuż przed śmiercią). W 1948 r. wraz z żoną Lolą (Iloną Matzner) i adoptowanym synkiem opuścił Węgry na zawsze. W 1977 r. Máraiowie mieszkają od kilkunastu lat we Włoszech, w Salerno, wkrótce jednak zdecydują się osiąść w Kalifornii, w San Diego.

Tonacja zapisków stopniowo mrocznieje. Márai odwraca się od świata, dokonujące się w nim przemiany napawają go odrazą. Współczesna kultura wydaje mu się miałką podróbką, wraca do klasyków i do ukochanych poetów węgierskich. Jego uwagi na temat kwestii rasowych czy homoseksualizmu są dosyć bulwersujące. Nie wierzy w koniec komunizmu, wątpi w szczerość dysydentów. A politycy Zachodu? – ostatnim prezydentem USA godnym tego miana był jego zdaniem Truman.

Wszystko to równoważy niesłychana siła osobistego świadectwa. Najpierw – świadectwa przeżywania własnej starości, której postępy Márai obserwuje z precyzją przyrodnika. Dalej zaś – świadectwa miłości. Sándor i Lola byli razem ponad sześćdziesiąt lat, marzyli o jednoczesnej śmierci, co się jednak nie spełniło. Lola zaczyna chorować, dziennik staje się kroniką jej cierpienia, bezsilną skargą, że ktoś ukochany po prostu stopniowo znika, zredukowany do pojedynczych słów i gestów. Umiera Lola, umiera w niewielkich odstępach czasu rodzeństwo Máraiego, a potem jego niespełna pięćdziesięcioletni przybrany syn. Pisarz postanawia się zabić, wcześniej jednak zapisuje się na kurs strzelecki, by słabnąca ręka nie zawiodła…

21 lat temu nie znaliśmy jeszcze Máraiego, „Żar” miał się dopiero ukazać. Józefa Hennelowa wręczyła mi gruby maszynopis przysłany przez Feliksa Netza, przekład zapisków Máraiego z czterech ostatnich lat życia: „To wspaniałe, ale i straszne”. Byliśmy chyba pierwszym polskim pismem, które drukowało „Dziennik”. ©℗

SÁNDOR MÁRAI DZIENNIK 1977–1989, Wybór, przekład (wspaniały), opracowanie, przypisy i posłowie Teresy Worowskiej. Czytelnik, Warszawa 2020, ss. 408.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2021