Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Márai zanotował te słowa w styczniu 1972; wkrótce skończy 72 lata, a 17 lat później odbierze sobie życie. Dziennik, który zaczął pisać w 1943 r., będzie prowadził do samego końca. Wybór z ogromnej całości, którego dokonała niezawodna Teresa Worowska, obejmuje pięć tomów – ten jest przedostatni.
W maju ’67, po piętnastoletnim pobycie w Nowym Jorku, Máraiowie wracają do Europy. Kolejnym przystankiem ich emigranckiej odysei staje się Salerno. Pisarz, wdzięczny Ameryce za przyznanie obywatelstwa i uważający ją za krainę wolności, nie umiał się w niej odnaleźć, odstręczał go zalew kultury masowej, z ulgą też zakończył współpracę z węgierską Wolną Europą. I choć wszędzie czuł się obywatelem umarłego świata, Włochy – ich pejzaż, ludzie, kultura – były mu najbliższe, mimo politycznej niestabilności i terroryzmu. Wyniszczającą chorobę żołądka leczy najpierw w Neapolu (bezskutecznie, ale pobyt w szpitalu przyniósł kilka stron wspaniałej prozy), potem w Szwajcarii (skutecznie). No i finalizuje ważne projekty: powieści „Sąd w Canudos” (o społeczno-religijnym buncie w brazylijskim stanie Bahia) i „Ziemia! Ziemia!...” (o końcu wojny na Węgrzech).
Z rzadka, ale dobitnie komentuje wydarzenia bieżące. Nieprzejednany antykomunista, krytykuje wszelkie formy nowego appeasementu wobec ZSRR. Jest nawet (jak nasz Józef Mackiewicz) podejrzliwy wobec sowieckich dysydentów, do Sołżenicyna i Sacharowa przekonuje się stopniowo, węgierskim pisarzom, którzy przyłożyli rękę do budowy stalinizmu, nie potrafi wybaczyć, nawet jeśli potem wzięli udział w rewolucji 1956 i trafili do więzienia. Ale jego dziennik to przede wszystkim kronika starości i przeczucia śmierci. „Ze starości nieustannie woła jakiś głos. Krzyczy: »To nieprawda!«. Co? Wszystko: to, że między ludźmi panuje pokój, że istnieje przyjaźń i miłość, że jest przebaczenie, życie po śmierci. (...) A co jest prawdą? Chwila. Tylko chwila. Chwila seksu, chwila myślenia, chwila poznania, chwila dotknięcia rzeczywistości. (...) Ale ona może być jak bomba atomowa, w jej zgęszczeniu kryje się energia megaton”. ©℗
Sándor Márai, DZIENNIK 1967–1976. Wybór, przekład, opracowanie, przypisy i posłowie Teresy Worowskiej. Czytelnik, Warszawa 2019, ss. 440.