Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nim wydano po polsku “Żar", opublikowaliśmy w “Tygodniku" tłumaczone przez Feliksa Netza fragmenty ostatniej części “Dziennika", wstrząsający lapidarnością i bezwzględnością wobec własnych emocji zapis umierania ukochanej żony, później zaś - przygotowań do śmierci własnej. Teraz otrzymujemy - w wyborze, przekładzie i opracowaniu Teresy Worowskiej, która wcześniej spolszczyła “Wyznania patrycjusza" - nieporównanie większą próbkę “Dziennika": około jednej piątej sześciotomowej całości obejmującej lata 1943-1989. Jak się jednak dowiadujemy z posłowia tłumaczki, owa całość też jest tylko częścią. Pięć tomów wydanych za życia Máraiego to autorski wybór ze znacznie obszerniejszego diariusza, którego niepublikowane wcześniej partie ukazują się od 1991 r. jako “Zapiski wyłączone". Do chwili obecnej wydano już sześć tomów, a sięgnęły one dopiero roku 1955...
Wszystko to oczywiście byłoby jedynie edytorską ciekawostką, gdyby nie fakt, że chodzi o dzieło doprawdy niezwykłe, być może jedno z ważniejszych świadectw artystycznych minionego wieku. “Dziennik" rozpoczyna się w chwili, gdy II wojna osiąga apogeum; wkrótce rządy na Węgrzech przejmą faszyści, rozpocznie się eksterminacja węgierskich Żydów. Potem Armia Czerwona przyniesie zmianę władzy, w 1948 Máraiowie z adoptowanym synem wyjadą z kraju na zawsze. Tłem reszty zapisków będą zmieniające się wygnańcze postoje: Szwajcaria, Włochy, Ameryka. “Dziennik" (przynajmniej w tej postaci, jaką po polsku otrzymaliśmy) nie jest jednak kroniką wydarzeń ani spowiedzią emigranta, ale czymś znacznie więcej: wyjątkowo przenikliwą diagnozą cywilizacyjnej zmiany. Chciałoby się cytować go całymi akapitami, na każdej stronie znajduję fragment, który uderza trafnością czy oryginalnością sądu.
Więc niech zostanie chociaż jeden: “Utwory, które zostały zrobione jakby nie z prawdziwego materiału, lecz z tworzywa sztucznego. Wygląd, barwa, forma, ton, wszystko takie, jak żywe pismo - ale materia, z której zostały wykonane, to syntetyk". Diariusz Máraiego, choć starannie przemyślany i skomponowany, syntetykiem na pewno nie jest. (Czytelnik, Warszawa 2004, s. 638. Przekład, opracowanie, przypisy i posłowie: Teresa Worowska.)
Lektor