Królobójca

Zaczyna się od końca. Makbet we współczesnym mundurze polowym, znanym z telewizyjnych relacji z najnowszej wojny Ameryki i części Europy, leży na scenie paląc spokojnie papierosa. Kurtyna jest zamknięta. Obok skamle Lady Makbet. I Seyton, który przyniósł złą nowinę. Że las zaczął iść.

04.07.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

To koniec. Seyton umiera odpowiadając bardzo konkretnie na pytanie Makbeta: “Nie chcesz żyć?" - “Nudzi mnie to". Zaczyna się od końca, by nie budować napięcia wokół anegdoty. Wszystko jest dane i znane. To nie los kierował Makbetem. Makbet kierował swoim losem.

Zaczyna się od końca, ale kiedy dzieje się “Makbet" Krzysztofa Warlikowskiego? Współcześnie - na pewno, ślad iracki co chwila powraca. W czasach narodzin faszyzmu - na pewno, wystarczy kilka detali scenografii, eleganckie żyrandole art deco, reprezentacyjny mundur Duncana powracającego z wojny, przypominający galowe mundury Wehrmachtu. W czasie drugiej wojny światowej i tuż po jej zakończeniu, na zgliszczach - na pewno. Jedna z projekcji w czasie spektaklu to fragmenty z filmu “Niemcy w roku zero" Roberto Rosselliniego. Współcześnie, nie tylko z powodu Iraku. Biała fasada zamku Makbeta ziejąca rzędem prostokątnych okien dziwnie przypomina dzisiejsze bloki i biurowce. Czasów akcji jest wiele, nielinearnie splatają się w epokę nieludzkiej wojny. Nieważne, której. To czas, w którym ludzie zabijają ludzi. “Makbet" Warlikowskiego zaczyna się wtedy, gdy kończy się “Zmierzch bogów" Viscontiego.

Hierarchia wartości już dawno została rozmontowana. Nie legła bohatersko w gruzach, tylko bez wdzięku się zapadła. Co zobaczył Makbet, który powrócił ze zwycięskiej bitwy? Dworski burdel, jakiś nieznośny kontredans, który nie przystawał do jego wojennego doświadczenia krwi, zabijania, mordowania. Przebrany w smoking, zmniejsza się bardzo w stosunku do przeskalowanej mundurem sylwetki. Przez szklane ściany korytarza obserwuje powitanie Duncana. Mierzi go to rozszczebiotanie konwenansu. Kiedy wkroczy do sali balowej, nie włączy się w kretyńskie węże i korowody. Odbędzie z braćmi broni pojedynek “na klaty", skacząc jak kogut zepchnie przeciwników z pola, zaburzy układność przyjęcia na cześć króla. Kiedy był sam, odizolowany od zgromadzenia, zarażony wojną i krwią podjął decyzję o zabiciu króla. W jego świecie to była jedyna możliwa decyzja.

Nie można powrócić z wojny. Zresztą - nie ma do czego. Makbet, kiedy jest sam, niecierpliwie zapuje w swoim “kinie domowym": “Bulwar Zachodzącego Słońca" Billy Wildera, “Nibelungi" Fritza Langa, “Noc myśliwego" Laughtona i wspomniany już film Rosseliniego. Wielkie obrazy atakują Makbeta.

Kim jest Lady Makbet? Zepsutą żoną ważnego faceta. Możną panią tego świata, zupełnie wypaloną. Żoną prezydenta. Pałubą amerykańskich pierwszych dam. Kobietą zatrutą własną ambicją i niespełnieniem. Bohaterką równoległą dla Lady Makbet jest Norma Desmond z “Bulwaru Zachodzącego Słońca". Stara gwiazda kina niemego usiłująca powrócić przed kamerę, która osiąga swój cel mordując młodego kochanka. Zbrodnia przyciąga tłum reporterów. Delikatna, młoda aktorka obsadzona w tej roli przez Warlikowskiego pogrąża się w upiornym transie krwi.

Krew leje się strumieniami. Nadmiernie, dekoracyjnie, teatralnie. Duncan krwawi jak wieprz z poderżniętego gardła. Banquo ginie w łóżku zalany gęstą czerwoną cieczą z butelki po winie, jak gdyby utopiony we krwi. Krew przelana w chwili mordu to tylko rekwizyt. Zło jest ukryte głęboko. I o nim rozprawia Warlikowski, świadomie budując obrazy ocierające się czasem o kicz horroru. Bo tylko one mogą ujawnić perwersyjny charakter świata “Makbeta".

Nie potrzeba już nawet wiedźm. W świecie Szekspira to one uosabiały i rozsiewały dziwność świata. Stanowiły zagrażający porządkowi niepokój, wprowadzały trujący chaos. Niewiadomego pochodzenia, wysłane przez wyższą instancję zła. Ich przepowiednia była motorem działań Makbeta. Samospełniającym się szatańskim proroctwem. U Warlikowskigo wiedźmy to dzieci. Ubrane w peruki, pomalowane, w wyzywających strojach dziwek. Wiedźmy najpierw mówią tekstem Hanny Krall, nie Szekspira. W lakonicznych wypowiedziach wspominają gwałty, jakim zostały poddane. One nie są tu żadnym losem, lecz ironią losu, jego ofiarami. Cóż z tego, że znają przyszłość wojownika, skoro same nie panują nad swoim przeznaczeniem. Dzieci wojny? Nie, chyba że wojną nazwiemy całą naszą współczesność.

To pierwsza rewelacja spektaklu Warlikowskiego. Żyjemy w świecie wojny. Mimo pozorów spokoju. Dziwność wynika właśnie z tego niemożliwego połączenia wojny i pokoju, agresji, przemocy i spokoju. Dzieci na scenie jest zresztą więcej. Próbują odnaleźć się wśród mordów będących nową zasadą świata. Kiedy Banquo w głębi sceny opowiada synowi o otchłannym porządku wszechświata, systematyzując wiek i ruch planet, docierając aż do kwazarów, Makbet równolegle relacjonuje swoją wizję krwawego noża. Dzieci muszą być w tym świecie bardzo dorosłe, rozumieć sprawy honoru i zdrady i wiedzieć, że śmierć również ich dotyczy. Spirala obłędu nie omija nikogo.

***

Scena jest właściwie pusta. Z prawej strony ściana luster, do niej przytwierdzona łazienka Lady Makbet. Umywalka i prysznic, pod którym będzie czytała na początku list od Makbeta relacjonujący przepowiednie wiedźm. Łazienka od razu “wykręca" przestrzeń projektu Małgorzaty Szczęśniak w stronę prosektoryjnej trupiej higieny. A Lady Makbet ujawnia resztki człowieczeństwa. Ona, królowa, niewiadoma prezydentowa, myje się jak inni ludzie.

Z prawej strony sypialnia Lady Makbet. To tam zostanie zamordowany Banquo i tam Lady Macduff odbędzie rozmowę z synem. Lady Macduff grana przez tę samą aktorkę, co Lady Makbet, macierzyńska wersja złej królowej. I kolejne dziecko skazane na dojrzałość. I śmierć.

Z prawej strony proscenium fragment innego pokoju. Tapeta w agresywne różowe wzory, dwa krzesła i radio. Wszystko z lat 60. Radio przekazuje informacje z pola walki. Na początku waleczność Makbeta, na końcu zapowiedź nowych porządków zaprowadzonych przez Malcolma. Dzisiejsza wersja posłańca, który nie ocali jednak widzów przed krwawymi widokami.

Jest jeszcze szklany korytarz, dodający przestrzeni ceremonialności. Korytarz można przestawiać. To w nim po raz drugi pojawią się przed Makbetem wiedźmy. Tym razem w upiornych maskach. Trupich i nieruchomych. Przyszłość umarła. Ma trupie, odrażające oblicze. Pusta przestrzeń sceny stwarza idealne warunki do symultanicznego rozegrania spektaklu. Wszystko zaczyna dziać się naraz, cały “Makbet" wypada z linearnych struktur.

Spektakl Warlikowskiego osuwa się w transowy rytm krwawego obłędu. Racjonalność wyparowała z tego świata dużo wcześniej niż zaczęło się przedstawienie. Pozostały jakieś niewidoczne wektory przemocy i szaleństwa, które co chwila krzyżują się na drogach bohaterów. Nihilistyczna przestrzeń zniewala pięknem obrazów. To znana już z innych przedstawień Warlikowskiego anestezjologia teatralna. Rozpada się jedynie Lady Makbet, odmierzając postęp zepsucia dokonywanego przez kolejne zbrodnie. Najpierw naga pod prysznicem, w całym pięknie kobiecego ciała. Potem w wieczorowej sukni i w stroju koronacyjnym godnym Lady D. Dalej w wyzywającej czarnej bieliźnie i długowłosej peruce, w której zaśpiewa piosenkę Goldfrap “Are you human or a dud?". W końcu w złotawej sukience i nieuczesanych sterczących białych włosach, jak popsuta lalka, przerażająca konająca. W tym stroju pełza u boku Makbeta także na początku przedstawienia, który jest zarazem jego końcem.

Równie przerażający jest kwartet smyczkowy, który także traci swoją dworską elegancję i w końcowej części spektaklu pojawia się na scenie w piżamach. Muzycy mają zawiązane czarnymi przepaskami oczy. Grają ciągnięty na jednym dźwięku utwór Adama Falkiewicza (świetny młody kompozytor debiutujący w teatralnej robocie). Muzyka wypełnia przestrzeń spektaklu dobudowując jej piąty wymiar strachu.

Królobójstwo, którego dopuszcza się Makbet w tym spektaklu, nie jest zbrodnią wywołaną przez Wielki Mechanizm opisany przez Jana Kotta. To nie jest “wędrówka po schodach historii". Kott także wyczuwał, że “Makbet" wykracza poza ramy jego genialnego wynalazku interpretacyjnego. Warlikowski, jeden z najuważniejszych czytelników Kotta, prowadzi swego bohatera ścieżką prywatną. Znowu pałac staje się wynaturzonym domem rodzinnym, relacje królewskie są relacjami rodzinnymi. Majestat królewski bezpowrotnie stracił boskie namaszczenie. Historia jednak musi być w nim obecna jako przeszłość przemocy. Żyjemy w świecie ponoszącym konsekwencje za zdarzenia minionych dziesięcioleci. Nie możemy mierzyć współczesności historyczną miarą rozumu, tylko dzisiejszym bezmiarem szaleństwa. Wiedźmy już dawno weszły w nas i wypluły w nasze mózgi swoje niewiadomego pochodzenia przepowiednie. One nic nie wiedziały do końca i na pewno. To my uznaliśmy je za jasnowidzące. Może tak było nam wygodniej?

***

Paradoks polega na tym, że Warlikowski zrobił swój spektakl o wojnie, która jest w nas - w Niemczech, kraju, który w minionym wieku zabijał Europę dwukrotnie, ale dziś histerycznie ucieka przed wojną, także tą w Iraku. A co takie zrozumienie dramatu Szekspira oznacza dla Polski? Wiecznej ofiary i męczennicy, która teraz do wojny przystąpiła? Osaczony Makbet poddany zostaje obdukcji, identycznej z tą, jaką przeprowadzono na pojmanym Husajnie. Wtedy mogliśmy mieć poczucie słuszności sprawy, w której bierzemy udział. A dzisiaj? Co nam szepczą wiedźmy? Uważajmy, bo może one też tylko oglądają telewizję i stamtąd czerpią swoje rewelacje?

William Szekspir, “Makbet". Reżyseria: Krzysztof Warlikowski, scenografia: Małgorzata Szczęśniak, reżyseria światła: Felice Ross, muzyka: Adam Falkiewicz, projekcje wideo: Denis Gueguin, premiera 14 czerwca w Schauspielhannover, w czasie festiwalu Theaterformen 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2004