Skuteczność mundurka

No proszę! Mimo że większość moich polemistów ma inny pogląd na to, co się dzieje w nowym, młodym polskim teatrze, wszyscy zgadzają się co do jednego: że nie jest to staw ze stojącą mętną wodą, a raczej rwący strumień przemian.

07.08.2006

Czyta się kilka minut

fot. T. Augustyn /
fot. T. Augustyn /

Przede wszystkim dziękuję za dyskusję i polemiki. Niektóre z nich uczyniły mnie mądrzejszym, czasami wsparły, inne pouczały, a jeszcze inne wychowywały (brrr! tego nie lubię). Zostałem też posądzony o krytyczne oszołomstwo (?), co nie jest dla mnie rzeczą nową. Przywoływany stale przez adwersarzy mój tekst "Młodsi zdolniejsi" nie budzi dziś kontrowersji, uznawany jest za klasyczny, i nikt już zdaje się nie pamięta awantury, jaką wywołał w momencie opublikowania, zgorszenia, że jakiś Warlikowski czy inny Jarzyna będą narzucać ton w polskim teatrze. A tak przecież było.

Nowi niezadowoleni (podobnie zresztą jak młodsi zdolniejsi) to nie jest żaden artystyczny manifest, pisany zresztą nie wiadomo w czyim imieniu. To moja próba podsumowania tego, co w ostatnim czasie w teatrze wydało mi się szczególnie silne i nowe, choćby w stosunku do sposobu uprawiania teatru przez młodszych zdolniejszych, którzy zresztą, wbrew złośliwościom Jacka Sieradzkiego, tworzą teatr mistrzowski, do którego młodsi odnoszą swoje dokonania. Wystarczy obejrzeć spektakle tak odległe jak "Sen nocy letniej" Mai Kleczewskiej i "Norę" Agnieszki Olsten, żeby zobaczyć jak wpływa na nie Krzysztof Warlikowski. I zdaję sobie przecież sprawę z tego, że piszę o twórcach, którzy nie współpracują ze sobą, nie ustalają programów, co zdaje się zarzucać mi Łukasz Drewniak. Zastanawiam się też jednak nad tym, czy na przykład twórcy renesansowi byliby zadowoleni, że funkcjonują w "jednym worze" renesansu? Nowi niezadowoleni to próba nazwania nowego tonu, który bardzo wyraźnie usłyszałem w naszym teatrze. I w gruncie rzeczy, wszyscy polemiści się z moją diagnozą zgadzają, choć każdy znajduje w niej inne mankamenty.

---ramka 440282|lewo|1---Małgorzatę Dziewulską, która nie chce jechać ze mną na bezludną wyspę, oburzył brak poszanowania dla dorobku teatru polskiego lat 80. i jego twórców: Jarockiego, Grzegorzewskiego, Wajdy czy Lupy. Hm, czy mam udowadniać, że nie jestem wielbłądem? Pisząc od kilkunastu lat na łamach "TP", miałem nadzieję, że nie muszę zawsze wszystkiego wyjaśniać od początku. Ale może rzeczywiście powinienem. Swoją drogą, zdziwił mnie surowy osąd dokonań "pokolenia Rozmaitości" (to nie moja metka!), które zdaniem Dziewulskiej nie stworzyło arcydzieła. A może stworzyło? I może krytyka "nie wikła się w zachowania medialne", tylko po prostu jest działaniem w obszarze mediów? I to nie tylko tych najbardziej teatralnie wyspecjalizowanych? Zresztą, gdyby obraz polskiego teatru był taki, jak odzwierciedla go miesięcznik "Teatr", w którego radzie programowej figuruje Dziewulska, to myślę, że do Awinionu na festiwal jeździłyby spektakle Jana Englerta. Cieszę się, że Małgorzata Dziewulska jest niezadowolona, bo to w niej lubię znacznie bardziej, niż kiedy staje się zadowoloną, choć surową nauczycielką.

Jacek Sieradzki wychowuje mnie nie od dziś, aliści, jako że jestem strasznym ojcobójcą, powinien wiedzieć, że ojcowska troska wywołuje u mnie efekty przeciwne do zamierzonych. Tekst Sieradzkiego nie jest właściwie polemiką z moim artykułem, tylko kolejnym zapisem niewzruszonych przekonań krytyka, który uważa nowy teatr za głupi. Oczekuje, aż artysta, a nie byle kto, jak rozumiem, czyli jakiś Klata, albo Wojcieszek, albo Zadara, będzie miał wewnętrzną potrzebę sublimacji społecznego bólu w dzieło sztuki. Wynika z tego, że na razie wszystkie działania teatralne nowych reżyserów są czysto koniunkturalne, a krytyczna postawa wobec tego, gdzie i jak żyjemy, wynika z wyrachowania. Bo przecież, zdaniem Sieradzkiego, artyzm powinien być odtrutką na brud życia. Zgadza się, i w wielu wypadkach to się moim zdaniem udaje. Tyle że odtrutka to nie jest ucieczka. To tylko coś, co pozwala dalej żyć i zachować wpływ na kształtowanie świata. I proszę nie straszyć mnie, że szantażuję poprawnością polityczną. Młodsi zdolniejsi z surowym i bezstronnym Sieradzkim też nie mieli łatwo, trudno mi uwierzyć, że jego oschłe recenzje, a nawet wsteczne udowadnianie, że to, o czym się kiedyś pisało dobrze, jest całkiem jednak do niczego (casus Jarzyny), spowodowały, że dziś Sieradzki zaprasza "Kruma" jako główną atrakcję festiwalu "Interpretacje". Może o braku arcydzieł powinien porozmawiać z Dziewulską? Na bezludnej wyspie?

Tekst Anny Burzyńskiej prawdziwie mnie ucieszył i znacznie poszerzył pole obserwacji. Burzyńska, wyrastająca powoli na największą znawczynię teatru polskiego, czytanego w dodatku pięknie przez kontekst niemiecki, dodała do niego nowy rodzaj aktorstwa, który upowszechnia się w teatrach, choreografii, a przede wszystkim publiczności. Wylicza też minusy dobrej sytuacji debiutantów, na których z otwartymi ramionami czeka wiele teatrów. To ona pisze o tytułowej "skuteczności mundurków". Jestem przekonany, że jednym z najważniejszych obowiązków krytyka, oprócz opisu zjawisk, jest właśnie ich nazywanie. Mniej lub bardziej trafne, ale to jedyna droga do porządkowania teatralnych dziejów. Skoro z pierwszego opracowania historii teatru w Polsce po 1989 r., czyli książki "Strategie publiczne, strategie prywatne", wynika, zdaniem Burzyńskiej, że jedyny wniosek to brak wniosków, będę się upierał przy mundurkach, które mogą wprowadzić porządek, ale także tak zwany twórczy ferment.

Roman Pawłowski, z którym nie raz kłóciliśmy się o teatr, tym razem załatwił za mnie sporą część odpowiedzi na polemiki. Zauważył, bardzo słusznie, że nowi reżyserzy inaczej rozłożyli punkty ciężkości i ważności teatralnych zadań i powołania sztuki teatru. Dotyczy to także nowego dramatopisarstwa. Najważniejsza staje się komunikacja z widzem i poczucie odpowiedzialności za wspólne dla widzów i artystów miejsce. Pawłowski ma wyczulone oko na sprawy czysto społeczne i polityczne, dlatego uważa, że młodsi zdolniejsi byli zajęci wyłącznie sobą. Otóż, wydaje mi się, że pole spraw i tematów, za które czuje się odpowiedzialny nowy teatr, stale się poszerza i wprowadza do dyskursu stale nowe sprawy. Czy "Oczyszczeni" to był spektakl, w którym reżyser zajmował się sobą? No, może, ale dziś już nikt by tak nie pomyślał. Szokujące wtedy tematy, stały się, chwała Bogu, codziennymi dla debaty społecznej. Zresztą, może jest tak, że artysta zajmuje się zawsze sobą, tylko czasami jego przemyślenia i odkrycia wkraczają w obszar spraw publicznych i nagle zaczynają kształtować cały dyskurs.

Odkąd Łukasz Drewniak zamiast pisania recenzji zaczął opowiadać dowcipy, anegdoty z ciężkiego życia krytyka i rozmaite grepsy, straciłem potrzebę czytania go. Jego tekst polemiczny wydaje mi się jakąś dziwną aberracją, w której istnienie trudno mi uwierzyć, więc myślę, że jest cały jakimś nieudanym dowcipem. Drewniak ma bowiem pretensje o wszystko. Nawet o to, że młodzi ludzie wchodzący do teatru mają szanse na debiut! Zafrapowało mnie w jego tekście jedno zdanie: "Nie wierzę, że ktoś, kto ma szansę na rozwój artystyczny w jakimś kraju, jest z tego kraju niezadowolony". To brzmi jak fragment listu motywacyjnego z podania o pracę w jakiejś państwowej korporacji Giertycha. I w tej sytuacji nie mam, naprawdę, o co się kłócić z Drewniakiem.

Nie wiem, czy "nowi niezadowoleni" to dobra czy zła nazwa. Wiem, że nie jest to żadna współpracująca grupa twórcza. Ale wiem też, że teatr się zmienił, co próbowałem opisać w swoim tekście. Mam nadzieję, że artystyczne nieposłuszeństwo będzie jego najsilniejszą stroną. Połączone z obywatelskim nieposłuszeństwem, którego, póki co, próżno szukać poza teatrem. To co? Kiedy następna kolejka dyskusji?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2006