Królestwo na zakręcie

Po brexicie i trzech falach pandemii w Wielkiej Brytanii czas na nowe otwarcie. Premier Boris Johnson ma nawet pomysł, ale dużo zależy od królowej Elżbiety. Oraz od jej następców.

24.05.2021

Czyta się kilka minut

Królowa Elżbieta II przed przemówieniem w Izbie Lordów. Londyn, 11 maja 2021 r. /  / CHRIS JACKSON / PA IMAGES / FORUM
Królowa Elżbieta II przed przemówieniem w Izbie Lordów. Londyn, 11 maja 2021 r. / / CHRIS JACKSON / PA IMAGES / FORUM

Na pierwszy rzut oka nie jest źle. Brexit, przynajmniej na krótką metę, zaszkodził Brytyjczykom mniej, niż przewidywano. Indyjski, bardziej zakaźny wariant wirusa SARS-CoV-2 może wprawdzie opóźnić znoszenie covidowych restrykcji, lecz kraj stopniowo wraca do normalności. Przeprowadzono tu jedną z najskuteczniejszych akcji szczepień. Mieszkańcom Wysp sprzyja też sytuacja międzynarodowa – zwłaszcza nowy, bardziej przewidywalny prezydent USA Joe Biden pozwala im ponownie poczuć, że liczą się w świecie.

Nadciągają jednak czarne chmury. Więzy łączące poszczególne części Zjednoczonego Królestwa – Anglię, Szkocję, Walię i Irlandię Północną – są najsłabsze od dziesięcioleci. A ostatnie wydarzenia w rodzinie królewskiej prowokują do pytań: co będzie, gdy zabraknie Elżbiety II?

Luźna unia

Na początku maja Szkocka Partia Narodowa pewnie wygrała w wyborach do autonomicznego parlamentu w Edynburgu, a jej liderka Nicola Sturgeon zapowiedziała chęć zorganizowania drugiego referendum w sprawie niepodległości Szkocji (w pierwszym, siedem lat temu, zwyciężyli zwolennicy unii z Londynem). Ustalenia handlowe z Unią Europejską wymusiły powstanie de facto granicy celnej na Morzu Irlandzkim, przyszłoroczna zaś, setna rocznica powstania Wolnego Państwa Irlandzkiego – poprzednika obecnej Republiki Irlandii – już teraz wywołuje dyskusje o ewentualnym zjednoczeniu z kontrolowaną przez Londyn Irlandią Północną [patrz tekst w tym numerze w dziale Świat – red.]. Nawet w Walii, kraju odrębnym kulturowo, lecz połączonym z Anglią m.in. systemem prawnym i sądowniczym, narastają nastroje separatystyczne.

Co gorsza, wiele wskazuje na to, że long-brexit – długotrwały efekt opuszczenia Unii Europejskiej – dopiero w kolejnych latach da o sobie znać w pełni. Opublikowany kilka dni temu raport, powstały przy współudziale naukowców z London School of Economics and Political Science, kreśli ponury scenariusz: jeżeli rząd natychmiast nie przystąpi do walki z rosnącymi nierównościami społecznymi, nie złagodzi kosztów przestawiania gospodarki w tryb zeroemisyjny oraz nie uporządkuje swojej współpracy z Unią, pod koniec tej dekady brytyjska gospodarka może wręcz przypominać niewydolną gospodarkę włoską z końca lat 90. XX w.

Na przyszły rok w całym Zjednoczonym Królestwie planowane są obchody Platynowego Jubileuszu, czyli 70. rocznicy wstąpienia na tron Elżbiety II – pierwsze takie w historii kraju. Przed miesiącem królowa skończyła 95 lat i choć to temat delikatny, nikt nie ma wątpliwości, że „druga era elżbietańska” powoli zbliża się ku końcowi. Śmierć księcia Filipa (99-letni małżonek Elżbiety zmarł na początku kwietnia) oraz echa wywiadu, jakiego amerykańskiej dziennikarce telewizyjnej Oprze Winfrey udzielili w marcu książę Harry i jego żona Meghan Markle – oba te fakty uprzytamniają, że – po pierwsze – czas jest nieubłagany. A także – to po drugie – że następca królowej może nie mieć charyzmy potrzebnej do utrzymania królestwa w ryzach.

Takt i umiar

To bowiem, że Elżbiecie II „wolno więcej”, widać nie od dziś. W dużej mierze to właśnie jej osobista popularność sprawiła, że po wspomnianym wywiadzie pary książęcej większość Brytyjczyków stanęła po stronie rodziny królewskiej – i to mimo silnie wybrzmianych zarzutów o rzekomy rasizm w rodzinie królewskiej.

W reakcjach na ten wywiad widać było różnice pokoleniowe i polityczne; widać było też, jak odmienne mogą one być po dwóch stronach Atlantyku. Prawie połowa (47 proc.) ankietowanych przez ośrodek YouGov Brytyjczyków uznała wywiad za „niestosowny” (to określenie, które po polsku brzmi delikatnie, w ustach Anglika nabiera zdecydowanie większej mocy). Mniej więcej taki sam procent Amerykanów nie dopatrzył się w wypowiedziach Harry’ego i Meghan (w gruncie rzeczy zwłaszcza Meghan) nic zdrożnego.

Dalej: im młodszych Brytyjczyków pytano, tym częściej uznawali traktowanie Harry’ego i Meghan przez członków rodziny królewskiej za niesprawiedliwe (ok. 60 proc. takich odpowiedzi w przedziale wiekowym 18-24 lata i tylko ok. 15 proc. wśród osób powyżej 65. roku życia). Emisja wywiadu nie wpłynęła znacząco na popularność Elżbiety II, która, po zsumowaniu ocen pozytywnych i negatywnych, cieszy się ponad 60-procentowym zaufaniem (dla porównania: książę Harry osiąga 10 proc., a w stosunku do Meghan Markle przeważają oceny negatywne).

Inny przykład: kiedy w 2019 r., w apogeum debaty na temat brexitu, premier Boris Johnson – ku oburzeniu wielu Brytyjczyków – poprosił królową o zgodę na precedensowe zawieszenie obrad parlamentu, Elżbieta II nie dość, że taką zgodę wydała, to jeszcze wyszła z całej sytuacji bez szkody na wizerunku. W 2014 r. zaś, tuż przed wspomnianym referendum niepodległościowym w Szkocji, ówczesny premier David Cameron, obawiając się rozpadu państwa, poprosił królową o interwencję. Elżbieta zaapelowała tylko do Szkotów, aby podejmując decyzję „bardzo uważnie zastanowili się nad przyszłością”. To wystarczyło – wielu komentatorów uważało wtedy, że gdyby z ust monarchini Szkoci usłyszeli bardziej dosadne słowa, wynik głosowania byłby inny.

Potrzeba odświeżenia

Kłopot w tym, że następca brytyjskiego tronu, 72-letni książę Karol, nie ma już tak dobrej prasy. A przede wszystkim, nie ma takiego taktu i wyczucia sytuacji. Coraz głośniej mówi się o tym, że jeżeli obejmie on tron, w praktyce usunie się w cień, większość publicznych obowiązków powierzając swojemu 38-letniemu synowi Williamowi.

To właśnie William jest dziś być może jedynym – oprócz Elżbiety – członkiem rodziny królewskiej, który wśród Brytyjczyków wzbudza niemal wyłącznie sympatię. Tymczasem monarchia bardzo potrzebuje odświeżenia wizerunku. Oprócz oskarżeń formułowanych przez książęta Sussexu (taki tytuł przysługuje Harry’emu i jego żonie), w ostatnich latach ród Windsorów postawił w dwuznacznym świetle zwłaszcza książę Andrzej, drugi syn Elżbiety i Filipa. Książę Yorku (taki tytuł przysługuje 61-letniemu dziś Andrzejowi) utrzymywał kiedyś zażyłe kontakty z Jeffreyem Epsteinem, amerykańskim finansistą i milionerem, skazanym za rozliczne przestępstwa seksualne.

Wywiad zmienił niewiele

Tuż po emisji wywiadu przeprowadzonego przez Oprę Winfrey z książętami Sussexu wydawało się, że może on otworzyć nowy front wojny kulturowej, która – gdy „druga epoka elżbietańska” dobiegnie już końca – odmieni Wielką Brytanię.

Po sprzeczce na wizji z jednym z kolegów ze studia wyszedł Piers Morgan, dziennikarz prowadzący popularny program śniadaniowy „Good Morning Britain” w telewizji ITV. „Nie wierzę ani jednemu jej słowu. Nie uwierzyłbym jej, gdyby czytała mi prognozę pogody” – tak mówił Morgan o Meghan Markle, odnosząc się m.in. do jej opowieści, jakoby miała problem z uzyskaniem pomocy psychologicznej ze strony rodziny królewskiej. Morgana – który nie krył się z tym, że nie lubi Markle (niektórzy twierdzą, że w przeszłości próbował ją poderwać, ale miała odrzucić jego względy) – dość powszechnie na Wyspach skrytykowano. Do Ofcomu, instytucji regulującej krajowe media, wpłynęło kilkadziesiąt tysięcy skarg od widzów na jego komentarze.

Dlaczego zajmujemy się tu w ogóle awanturą w studiu telewizji śniadaniowej? Ponieważ coraz głośniej mówi się, że Piers Morgan zasili jedną z dwóch tworzonych na Wyspach konserwatywnych stacji telewizyjnych. Jedną z nich zakłada Rupert Murdoch, właściciel amerykańskiej konserwatywnej stacji Fox News. Ich wciąż odkładany start zapowiadano jako rewolucję na brytyjskim rynku telewizyjnym, od dekad zdominowanym przez etos obiektywności publicznego radia i telewizji spod znaku BBC.

Mimo to jest mało prawdopodobne, aby wojna kulturowa – z takim czy innym udziałem rodziny królewskiej i zapewne wbrew jej woli – miała w najbliższych latach podzielić Brytyjczyków tak, jak dzieli dziś społeczeństwo Stanów Zjednoczonych. Hasło „Make Great Britain Great Again” (Uczyńmy Wielką Brytanię na powrót wielką) raczej się tu nie przyjmie.

Amerykański socjolog James Davidson Hunter, autor wydanej 30 lat temu książki „Culture Wars: The Struggle to Define America” („Wojny kulturowe. Walka o zdefiniowanie Ameryki”), która spopularyzowała ten termin, sam zauważał różnice między Stanami a Wielką Brytanią. W tej drugiej religia odgrywa mniejszą rolę, nie ma systemowej dyskryminacji i rasizmu. Mimo narzekań premiera Camerona sprzed kilku lat, że „multi-kulti” nie działa, mimo fali ksenofobii, której szczyt przypadł na referendum w sprawie brexitu w 2016 r., brytyjskie społeczeństwo wciąż sprawnie integruje kolejne pokolenia imigrantów i pozostaje otwarte.

Różnorodność wciąż jest OK

Dowodem służą statystyki. I tak, co piąty ankietowany mieszkaniec Wysp pochodzenia afrykańskiego doświadczył w Wielkiej Brytanii zachowania rasistowskiego w ciągu poprzednich pięciu lat – podczas gdy w Niemczech było to 48 proc.; średnia unijna wynosi tutaj 30 proc. (sondaż EU-MIDIs II, 2016 r.). W innym sondażu (YouGov, luty 2021 r.) połowa badanych członków mniejszości etnicznych uznała, że relacje rasowe są na Wyspach lepsze niż w USA (odwrotną opinię miał co dziesiąty).

Lata 2016-19 – czyli czas emocjonalnej debaty o brexicie oraz szczyt popularności Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa i jej ówczesnego lidera Nigela Farage’a – przyniosły wprawdzie wzmożenie retoryki antyimigranckiej, a nawet pojedyncze akty przemocy, ale codzienna uliczna wielokulturowość w wydaniu brytyjskim wciąż sprawdza się bardziej niż po drugiej stronie kanału La Manche.

Emisja wywiadu z Harrym i Meghan zaszkodziła jednak brytyjskiej monarchii, narażając ją na krytykę, przed którą akurat tej instytucji bardzo trudno się bronić – i widocznej tu nieufności widzów z USA raczej nie zmniejszyły późniejsze zapewnienia, że oskarżenia o rasizm w rodzinie królewskiej, które sformułowała Meghan, będą „analizowane prywatnie”.

Wywiad może pogłębić też podziały we Wspólnocie Narodów – tej luźno powiązanej grupie państw, byłych brytyjskich kolonii. Po tzw. skandalu Windrush – ujawnieniu faktu bezprawnych deportacji z Wielkiej Brytanii osób przybyłych tu wcześniej z byłych brytyjskich kolonii na Karaibach – oskarżenia o rasizm trafiają na podatny i czuły grunt np. na Jamajce, gdzie ważą się losy ewentualnego referendum w sprawie pozbawienia Elżbiety II funkcji głowy tego państwa. Jeszcze w tym roku republiką może stać się Barbados. Choć także w tej kwestii więcej może zdarzyć się dopiero po śmierci monarchini.

Projekt Miłość

Jednym z pomysłów na brytyjskie „nowe otwarcie” jest – podejmowana właśnie przez premiera Borisa Johnsona – próba budowy nowej ogólnopaństwowej tożsamości, a ściślej mówiąc: nowej opowieści o niej.

Pierwszy raz od lat 90. XX w., kiedy to premier Tony Blair i jego Nowa Partia Pracy obiecywali Brytyjczykom „Trzecią Drogę”, władze w Londynie szykują podobną zapowiedź: nowej Wielkiej Brytanii. Roboczo nazwana „Project Love” („Projekt Miłość”), ma być ona przeciwieństwem kampanii lęku i strachu przed Unią Europejską z czasu brexitu.

Ze swoją postawą „agresywnego optymizmu”, Boris Johnson nadaje się świetnie na jej twarz. A celem kampanii ma być ponowne zbliżenie się do siebie Anglików, Szkotów, Walijczyków i Irlandczyków z Północy. Jakby nie było tu dość problemów, również niedawno, w czasie kolejnych fal pandemii, mieszkańcy czterech krain Zjednoczonego Królestwa podlegali często odmiennym restrykcjom, żyjąc niczym w osobnych państwach.


CZYTAJ TAKŻE

TRENING CZYNI KRÓLOWĄ: Rano po brexicie mgła nad Kanałem znów zasłoni Brytyjczykom kontynent. Świat się jednak nie skończy, bo wciąż panować będzie ona >>>


Głównym pomysłem Londynu na ponowne zjednoczenie państwa ma być „fundusz dobrobytu” – zarządzany centralnie, z pominięciem władz krajowych, który ma wypełnić braki po dawnych dotacjach i grantach z Unii Europejskiej. Obliczony na lata, „Project Love” ma służyć także następcom obecnego premiera.

Czy plan Johnsona zadziała? Niektórzy politycy ze Szkocji widzą w nim wyraz paniki i desperacji w ratowaniu unii – i potwierdzenie, że państwo stoi na krawędzi rozpadu. Wiele zależy tu jednak od szeregu okoliczności. I właśnie w tym miejscu powraca przyszłość rodziny królewskiej.

O ile szczegółowe procedury działania na wypadek końca panowania Elżbiety II – ukryte pod kryptonimem Operacja „London Bridge” („Most Londyński”) – zaczną, gdy przyjdzie na to czas, działać sprawnie i automatycznie, o tyle jest trudno przewidzieć, jakie będą wówczas skutki polityczne. Szkoccy Zieloni już zapowiedzieli, że przejdą wtedy na pozycje republikańskie. Czytaj: zanegują sens dalszego istnienia monarchii. Podobnie może uczynić Szkocka Partia Narodowa.

Okazuje się więc, że choć na pozór wszystko jest uregulowane (i hasło „umarł król, niech żyje król” ma wciąż dowodzić stałości i ciągłości), to we współczesnej Wielkiej Brytanii – podobnie zresztą jak wiele wieków temu w innych monarchiach – odejście panującego może całkiem zmienić oblicze kraju.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2021