Kozyra w Jerozolimie

W „Szukając Jezusa” Katarzyna Kozyra zastanawia się, gdzie przebiega granica między wiarą a szaleństwem.

30.06.2014

Czyta się kilka minut

Kadr z wideo „Szukając Jezusa” Katarzyny Kozyry, galeria Labirynt, Lublin 2014 r. / Fot. Wojciech Pacewicz / GALERIA LABIRYNT
Kadr z wideo „Szukając Jezusa” Katarzyny Kozyry, galeria Labirynt, Lublin 2014 r. / Fot. Wojciech Pacewicz / GALERIA LABIRYNT

W Tel Awiwie robiłam casting do filmu autobiograficznego i tam pomyślałam: co ja siebie szukam?! Powinnam Jezusa znaleźć! Byłam w Jerozolimie kilka razy. Zainspirował mnie syndrom jerozolimski” – mówi artystka w rozmowie z Joanną Ruszczyk, zamieszczonej w publikacji towarzyszącej poprzedniej wersji wystawy, pokazywanej w łódzkim Atlasie Sztuki. W Ziemi Świętej była trzykrotnie. Niedawno pojechała po raz czwarty.

Artystka przemierza tamte tereny w poszukiwaniu osób, które dotknął tzw. „syndrom jerozolimski” opisany w 1982 r. przez Yaira Bar-Elego z jerozolimskiej kliniki Kfar Shaul Mental Health Center. Psychiatra zajął się przypadkami pojawienia się urojeń religijnych u osób podróżujących do tego miasta. Przybysze zaczynają identyfikować się z postaciami ze Starego lub Nowego Testamentu, działać w „imieniu Boga”, lub mocno wierzyć w uzdrawiająca moc Jerozolimy. Syndrom dotyka chrześcijan i żydów, ale także wyznawców islamu.

Katarzyna Kozyra nie jest pielgrzymem ani turystą, lecz obserwatorem. Wyłapuje zjawiska niecodzienne, osobliwości, dziwactwa czasem. Pokazuje komizm niektórych przejawów turystki religijnej – jak starego Araba oferującego usługę „Taxi Jesus”, czyli przewozy na osiołku na Wzgórze Świątynne. Widać nawet jej wyobcowanie, pewną nieprzystawalność do sytuacji, w której się znalazła. Oglądamy ją np. wśród wiernych w świątyni, którzy żarliwie, wręcz ekstatycznie się modlą. Jest bezradna, nie do końca wie, jak się zachować wobec tak żywiołowego przeżywania wiary.

Na swej drodze napotyka osoby, które dotknął „syndrom”: Arkadego, Abshloma, Josepha, Pierre’a… Różnych narodowości, płci, koloru skóry. Jedni naśladują Jezusa nawet swym wyglądem. Sława ubiera śnieżnobiałą szatę i purpurowy płaszcz. Tak odziany paraduje po Jerozolimie. Mark żyje nad Morzem Martwym. Chodzi niemalże goły: ma na sobie tylko zniszczone szorty i jakieś szmaty zastępujące buty. Jego pożywienie to jedynie daktyle i spirulina (rodzaj sinic). Jednak wielu – w pierwszej chwili – nie odróżnia się od zwykłych mieszkańców.

Oglądamy rozmowy z ludźmi, którzy często przekroczyli granice religijnej ortodoksji, a nawet jawnie głoszą herezje. Ich wiara nie mieści się łatwo w instytucjonalnych ramach religii. „Ja wiem, czy to jest szaleństwo? – zastanawia się Kozyra we wspomnianej już rozmowie. – Wielu ludzi jest szalonych… Są różne barwy i odcienie szaleństwa. Ludzie, których tam poznałam, mają inną hierarchię wartości. Inny rodzaj życia wybierają, na innych poziomach funkcjonują”. W filmie zaś tłumaczy towarzyszącej jej osobie: nie jest ważne, czy ja uważam ich za Jezusa, tylko to, że oni się za niego uważają.

Łatwo byłoby uznać „Szukając Jezusa” za rejestr kolejnych religijnych dziwactw. Kozyra stawia jednak – może nie do końca intencjonalnie – pytanie o wiarę i sposób jej wyrażania. Nie poprzez zatwierdzony instytucjonalnie rytuał, lecz poprzez indywidualne doświadczenie, nieuciekające od skrajności.

Artystka przez lata próbowała pokazać rozmaite szablony, w które jesteśmy wpychani, i sposoby określania własnej tożsamości. Przyglądała się procesowi swoistego „formatowania” przez rozmaite wzorce kulturowe czy społeczne. W realizowanym przez wiele lat cyklu „W sztuce marzenia stają się rzeczywistością” na własnym przykładzie pokazywała różnorodność możliwych do przyjęcia ról: była wielką diwą operową i cheerleaderką.

„Szukając Jezusa” – to także opowieść o przemianie. Film opowiada o tych, których zmieniła Jerozolima. Ale to również szkic do dziennika podróży samej artystki, nadal nieukończony (w Lublinie oglądamy kolejną jego wersję). Kozyra jest w nim stale obecna. Oglądamy i słuchamy nie tylko spotkanych przez nią ludzi, ale ją samą, niekiedy zakłopotaną, zdziwioną, może czasami rozbawioną. Ona również musi sobie poradzić z tym, co spotkało ją w Jerozolimie.


Katarzyna Kozyra, „Szukając Jezusa”, Lublin, Galeria Labirynt, wystawa czynna do 27 lipca br., kurator Jacek Michalak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2014