Kościół czeka zmiana wrażliwości

Bp Grzegorz Ryś: Nie może być tak, że jedynym obszarem, w którym od człowieka wymagamy natychmiastowej doskonałości, jest dziedzina życia seksualnego.

12.10.2014

Czyta się kilka minut

ARTUR SPORNIAK: Czy trwający właśnie w Watykanie nadzwyczajny Synod o rodzinie przyniesie jakieś zaskakujące rozstrzygnięcia?
BP GRZEGORZ RYŚ: To zależy, jak rozumiemy słowo „zaskakujące”. Na przykład „Instrumentum laboris”, czyli dokument, na podstawie którego biskupi podejmują dyskusję, jest dość wyjątkowy. Został bowiem przygotowany na podstawie ankiety, którą po raz pierwszy tak szeroko rozpropagowano w Kościele. Dokument ten w wielu miejscach jest streszczeniem ankiety – prezentuje odpowiedzi, które w niej padły. W odróżnieniu od dokumentu przygotowanego przed ostatnim synodem o nowej ewangelizacji, nie stawia żadnych tez – wskazuje natomiast problemy. Choć oczywiście zaznaczone jest, że większość odpowiedzi szła w takim a takim kierunku. Przekaz brzmi: niech teraz ojcowie synodalni sobie nad tym głowę łamią. Może i słusznie, ale trochę to robi wrażenie rozkopanego placu budowy.
Jak się zakończy regularnie omawiana w mediach dyskusja o komunii dla osób w ponownych związkach?
Problem komunii dla takich osób jest jednym z aspektów szerszego tematu dotyczącego związków nazwanych związkami de facto. Taka nazwa weszła w użycie, gdyż nazywanie ich „tymczasowymi” albo „na próbę” okazuje się nieadekwatne – te związki nierzadko stały się trwałą formą życia. Obejmują one także związki homoseksualne. Drugą kategorią są przypadki niepełnych rodzin, np. matka z dzieckiem. Przy omawianiu powtórnych związków pada kwestia komunii świętej, ale bez konkretnego rozstrzygnięcia. Raczej podtrzymywane jest tradycyjne rozwiązanie. Zmiana polega na tym, aby dla tych ludzi, którzy żyją w związku cywilnym czy zupełnie nieformalnym, mieć propozycję duszpasterską. Chodzi o to, żeby mogli posługiwać w liturgii czy aktywnie uczestniczyć w dziele charytatywnym.
Istnieją już przecież duszpasterstwa związków niesakramentalnych.
Czym innym jest specjalne duszpasterstwo, a czym innym np. prowadzenie grupy charytatywnej w parafii. Dzisiaj ciągle jest opór przed powierzaniem takich zadań osobom żyjącym w związkach nieregularnych. U nas lider kościelny ukazywany jest jako wzorzec życia. A on nie musi być w każdym wymiarze wzorcowy, aby być w Kościele aktywnym.
W ogóle w Polsce jesteśmy ciągle zbyt pasywni w proponowaniu wolontariatu ludziom świeckim. Odwiedziłem niedawno parafię w USA, gdzie z proboszczem współpracuje 200 świeckich wolontariuszy: jedni otwierają drzwi i witają interesantów, inni prowadzą biuro parafialne, pilnują parkingu, a jak trzeba, angażują się w diakonię liturgiczną czy muzyczną. Są też tacy wolontariusze, którzy są ludźmi pierwszego kontaktu z rodzinami przeżywającymi śmierć czy chorobę bliskich. Właśnie chodzi o taką pomysłowość w rozpoznawaniu potrzeb i talentów, które można oferować wspólnocie.
Podejrzewam, że duża część polskich księży miałaby ciągle wątpliwość, czy ludzie żyjący w niesakramentalnych związkach mogą być członkami np. rady parafialnej. To nie jest opór tylko po stronie księży. Czy taki ktoś może zostać wybrany w parafialnych wyborach?
Stoi przed nami zadanie zmiany podejścia właśnie w wymiarze duszpasterskim, bo w wymiarze doktrynalnym raczej nic się nie zmieni.
Jakie tematy są zatem najważniejsze?
Ważnych jest kilka rzeczy. Po pierwsze, jest absolutnie pilna potrzeba głoszenia ewangelii małżeństwa i rodziny, czyli pozytywnego wykładu na temat miłości, małżeństwa, rodziny. Niestety w Polsce ciągle wykład Kościoła na temat rodziny kojarzy się z protestami wobec patologii, które funkcjonują w świecie, np. obecnie o gender. Naprawdę najwyższy czas na zmianę – „Instrumentum laboris” mówi „pilna potrzeba”! – by napisać pozytywny list o miłości).
Po drugie: Ewangelia bardziej niż prawo naturalne. Oczywiście nie ma takiej tezy, żeby przestać się odwoływać do prawa naturalnego. Natomiast jest mowa o tym, że koncept prawa naturalnego jest niekomunikatywny – w wyniku tego, co pokazuje nauka, a także w wyniku większej znajomości świata. Sens prawa naturalnego w odniesieniu do rodziny jest kwestionowalny. W „Instrumentum laboris” pojawia się przekonanie, że koncept prawa naturalnego stoi na straży wiary Kościoła w to, iż człowiek chce urządzać społeczności, w których żyje, w sposób rozumny i to urządzanie społeczności w sposób rozumny ma się opierać na dialogu społecznym.
Niedawno uczestniczyłem w dziesięciodniowym szkoleniu-rekolekcjach dla młodych biskupów prowadzonym przez Kongregację ds. Biskupów, na którym temat Synodu oczywiście był obecny. Podczas spotkania z kard. Gerhardem Müllerem pytaliśmy właśnie o prawo naturalne dzisiaj. Zredukował je do znanej definicji sumienia: czyń dobro, zła unikaj.
Skąd taka ostrożność?
Autorzy „Instrumentum laboris” są świadomi ogromnego pomieszania w kwestii rozumienia natury – co nią jest, a co nie jest. Na niektórych kontynentach np. poligamia wydaje się czymś naturalnym. W innych miejscach człowiek naturę utożsamia ze swoimi emocjami i przeżyciami – bo nawet w ten sposób mówi: „I feel” (czuję), a nie: „I think” (myślę). W związku z tą niejednoznacznością i zamieszaniem dzisiaj większy nacisk kładziony jest na biblijną koncepcję rodziny niż na przekaz, który był formułowany w oparciu o prawo natury.
Czy to nie zapowiada zmian doktrynalnych? Rozstrzygnięcie o złu antykoncepcji w encyklice „Humanae vitae” Pawła VI dokonane zostało w oparciu o prawo naturalne.
Encyklika ta jest broniona w „Instrumentum laboris” tam, gdzie pokazuje związek prokreacji z miłością między mężczyzną a kobietą. Nie dziwię się temu, gdyż pod tym względem „Humanae vitae” było pozytywnym przełomem. Podkreślając, że we współżyciu małżeńskim są dwa cele, encyklika stawiała jednak na pierwszym miejscu okazanie wzajemnej miłości, a dopiero na drugim płodność jako owoc miłości. Gdy sięgnąć do wcześniejszego nauczania, niewiele znajdziemy treści w ten sposób wyrażonych. Późniejsze nauczanie Jana Pawła II (np. katechezy „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”) rozwija ten pozytywny przełom.
Z ankiety jednak wynika, że decyzja o złu antykoncepcji ogłoszona w „Humanae vitae” jest niezrozumiała.
Z ankiety wynika, że nauczanie Kościoła jest mało zrozumiałe, ponieważ w świadomości ludzi w ogóle nie funkcjonuje jego pozytywny wymiar. To jest szczególna recenzja pod adresem nie tyle zasobu nauczania, ile sposobu nauczania. Wciąż przekazujemy nauczanie Kościoła na temat małżeństwa w serii zakazów i nakazów.
Czy to oznacza, że Kościół sprawy etyki małżeńskiej zostawi sumieniu małżonków?
Chodzi o pogłębienie norm, ale przez odwołanie się do Pisma Świętego – pokazanie, jak one są zakorzenione w Objawieniu.
Spróbuję wskazać trudności, jakie napotka ta strona w Kościele, którą można nazwać opozycyjną. Biskup Antwerpii Johan Bonny we wnikliwym opracowaniu przedsynodalnym zauważa, że zwłaszcza w wymiarze ekumenicznym poważnym problemem jest postawienie na tym samym poziomie tego, co jest objawieniem pozytywnym, z prawem naturalnym. Jest jedno źródło Objawienia, czyli Pismo Święte odczytywane w Tradycji, a nie dwa postawione na tym samym poziomie: Pismo i prawo naturalne, które rozumiane jest niemal jako równoważny zapis woli Boga względem świata.
Prawo naturalne jako drugie obok Objawienia źródła wiedzy moralnej – to pomysł św. Tomasza zaproponowany po to, by chrześcijanie mogli dyskutować na płaszczyźnie neutralnej z żydami i muzułmanami. Do dziś prawo moralne rozumiane jest jako uniwersalna płaszczyzna rozmowy o etyce także z niewierzącymi.
Problem właśnie na tym polega, że do dzisiaj wydaje się nam, iż jest to pomysł na dialog. Tymczasem świat nie chce się spotkać na tej płaszczyźnie rozmowy. To paradoks, ale być może łatwiej będzie rozmawiać ze światem, gdy zaczniemy pokazywać nasze przekonania zbudowane wprost na Objawieniu. Czyli jeśli będziemy pokazywać ten wzorzec rodziny, który podpowiada Objawienie.
Czy zatem Magisterium zrezygnuje ze szczegółowego wyliczania norm moralnych?
Nie. Chodzi jedynie o pokazanie, iż dotychczas nauczanie moralne było niezrozumiałe dlatego, że było oparte na niezrozumiałej koncepcji prawa naturalnego. Powtarzam: paradoksalnie będziemy bardziej zrozumiali, kiedy zaczniemy mówić naszym chrześcijańskim językiem, a więc np. pokazując ideał rodziny z Nazaretu.
Podstawowy kłopot nie dotyczy zresztą dialogu ze światem, tylko wewnętrznego przekazu wiary. „Instrumentum laboris” pokazuje, jak dalece nie funkcjonuje przekaz wiary w rodzinie i jak dalece samo wejście w życie rodzinne nie jest oparte na wierze. Temat rodziny zredukowaliśmy do tak czy inaczej rozumianego przygotowania do małżeństwa, a nikt np. nie pokazuje konieczności rozumienia katechezy o rodzinie jako formacji stałej, także po zawarciu sakramentu małżeństwa – 10, 30 czy nawet 50 lat później. To, co jest orędziem wiary wniesionym w rodzinę, jest właściwie wygaszone. To bardzo mocna teza!
Mentalny mechanizm tego wygaszenia jest taki: świat wiary i wartości z nią związanych staje się dzisiaj przedmiotem sporu. Wtedy dość często dochodzi do głosu postawa: lepiej sporu unikać, niż w niego wchodzić. Ale unikanie sporu za wszelką cenę jest tak naprawdę ucieczką od przekazu wiary. Mam nadzieję, że poważną debatę na i po Synodzie wywoła np. teza stawiana w „Instrumentum laboris”: że dzisiaj większe jest otwarcie na przekaz życia niż na wychowanie dzieci, i z tym głównie mamy problem, a nie z „zamknięciem” na płodność.
Do katolickich małżonków docierał dotychczas precyzyjny komunikat: nawet w trudnych sytuacjach macie zrezygnować ze współżycia, jeśli nie możecie zdecydować się na pełny i „otwarty na życie” (czyli nieubezpłodniony przez was) stosunek seksualny. Taka „otwartość” oczywiście jest niezrozumiała.
Od razu zatem mówimy o zastosowaniu, a nie pytamy ani o to, skąd, ani po co, ani dlaczego.
Tak nas Magisterium nauczyło.
I właśnie z tego Synod chce dokonać odwrotu i daj nam, Panie Boże.
Jeśli więc teraz małżonkowie na spowiedzi zapytają, czy mogą sięgnąć po antykoncepcję albo inne niż pełny stosunek formy zachowań seksualnych, co usłyszą?
To samo, co do tej pory. Spowiednik każdą sytuację powinien rozważać indywidualnie i dostosować rozwiązanie do możliwości. Normy dotyczące życia seksualnego nie są wyjątkowymi normami w Kościele – to nie jest obszar jakichś wyjątkowych postaw. W związku z tym – tak jak przy każdej innej normie – należy pamiętać, że doskonałość jest punktem dojścia, a nie wyjścia. Nie może być tak, że jedynym obszarem, w którym od człowieka wymagamy natychmiastowej doskonałości, jest dziedzina życia seksualnego. Taka jest główna myśl Instrukcji dla spowiedników, która obowiązuje od wielu lat.
Mam wrażenie, że problemem jest to, iż wizja doskonałości w rozumieniu małżonków różni się od tej w rozumieniu Magisterium.
Wizja doskonałości jest taka, że małżeństwo i rodzina realizują komunię jedności analogiczną do komunii Trójcy Świętej. Jeśli nie założymy sobie tak wysokiego celu, to redukujemy debatę o małżeństwie do antykoncepcji, a potem oskarżamy Kościół o to, że redukuje nauczanie do zakazów.
Paweł VI w jednym z punktów „Humanae vitae” wylicza zagrożenia, do jakich prowadzi używanie w małżeństwie antykoncepcji. Życie małżonków falsyfikuje te przestrogi: nie jest np. tak, że seksualność „zamknięta” na płodność nieuchronnie prowadzi do instrumentalnego traktowania kobiety.
Sądzę, że nie byłoby dobre wywalenie do kosza ideału czystości, która jest wolnością do kochania drugiego człowieka. Boję się, żebyśmy nie postawili człowieka przed absolutną koniecznością współżycia.
Tu bardziej chodzi o roztropność, a nie o konieczność – co w danej sytuacji bardziej małżeństwo buduje: wstrzemięźliwość czy „niemoralny” seks?
Ale jest jeszcze ciągle miejsce na czystość?
Z czystością jest podobny problem jak z prawem naturalnym – staje się coraz bardziej niezrozumiała. Mówienie małżonkom, co jest w małżeństwie czyste, a co brudne...
Kto tak dziś mówi?
Podręczniki do etyki małżeńskiej.
Kto uczy się o małżeństwie z podręczników? Trzydzieści lat temu byłem w seminarium i uczono mnie wyłącznie z dokumentów Kościoła. Funkcjonujemy na zasadzie wahadła i to nie jest normalne. Kościół pierwszych wieków, będący dla nas ciągle punktem odniesienia, podkreślał, że chrześcijanie właśnie swoim podejściem do życia seksualnego różnią się od pogan. Ta różnica najprędzej rzucała się w oczy. Potem zostało to wypaczone. Teraz wychylamy wahadło w drugą stronę, bo boimy się pokazać, że jesteśmy inni niż reszta świata. Ponieważ świat zobaczy w nas cudaków, zrezygnujmy z jakiegokolwiek chrześcijańskiego rozumienia życia erotycznego.
Czy doczekam czasów, że to ja jako chrześcijański małżonek będę rozstrzygać w swoim sumieniu, co jest czyste, a co nieczyste, a nie teolog, który nie żyje w małżeństwie?
Teolog rozstrzyga to w oparciu o Słowo Boże. Jeżeli będziesz rozstrzygać też w oparciu o Słowo Boże, czyli w sumieniu formowanym przez Objawienie, to od zawsze masz takie prawo. Jan Paweł II swój wykład o małżeństwie oparł na pierwszych trzech rozdziałach Księgi Rodzaju. Mówił m.in. o wstydzie, który chroni czystość. Jest on reakcją obronną: jeżeli nie wiem, co drugi człowiek zrobi z moją nagością, nie rozbieram się, a jak wiem, co zrobi z moją nagością, bo jest moim mężem czy żoną, to nie mam żadnego oporu. Tymczasem tworzymy świat, w którym mówimy, że wstyd jest bez sensu i trzeba go przełamywać. W imię czego? Papież mówi, że seksualność jest mową ciała przemawiającą językiem miłości, czyli daru. Czystość jest wolnością tego daru. My zaś wychowujemy ludzi, że seksualność jest potrzebą taką jak jedzenie, picie i spanie. Trudno się spodziewać, że Kościół z takim podejściem się kiedykolwiek zgodzi. Choć faktem jest, że jeszcze niedawno podejście do seksualności nie było jednoznacznie pozytywne. Ale to się zmieniło. Już „Humanae vitae” dokonała tego przewartościowania i w tej mierze przywoływana jest w „Instrumentum laboris”.
Zgadzam się, że wciąż mamy kłopoty z językiem. Dałem „Instrumentum laboris” do przeczytania znajomemu małżeństwu. Zwróciło mi uwagę, że np. oskarżanie małżonków, którzy przez lata starają się o dziecko, iż myślą w kategorii „prawa do dziecka”, jest niedopuszczalne i grubiańskie. Dobrze, że zaczynamy w Kościele to rozumieć. Duszpasterska rewolucja ma m.in. wskazać obszary, w których zachowujemy się jak słoń w składzie porcelany. Chodzi o zmianę wrażliwości.
Także wobec osób homoseksualnych?
W „Instrumentum laboris” napisane jest, że Kościół będzie się zawsze sprzeciwiał uznaniu związków homoseksualnych za małżeństwa i prawnie przyznanej adopcji dzieci parom homoseksualnym. Ale jest też napisane, że jeśli taka para prosi o chrzest dla dziecka, należy go udzielić, czyniąc wszystko, żeby pomóc tej parze, tak jak każdej innej, wychować to dziecko po chrześcijańsku. Czyli nie ma stwierdzenia, że ludzie, którzy żyją w stałym związku homoseksualnym, nie są w stanie wychować dziecka po chrześcijańsku. Ukazane jest, że mają trudność, ale inni też mają inne trudności. Tak jak się innym pomaga w wychowywaniu dzieci, tak tym też należałoby pomóc, i to jest zadanie wspólnoty.
Myślę, że akurat ten fragment daje do myślenia: zapowiada rewolucję. Dawniej mówiło się: tworzycie sytuację nie do zaakceptowania, radźcie sobie sami. Teraz to się zmienia: owa „sytuacja nie do zaakceptowania” staje się wyzwaniem pastoralnym. Chrzci się przecież dzieci z kolejnego, choćby piątego małżeństwa, a trudno piąte małżeństwo nazwać sytuacją normalną. Widać, jak bardzo jest już zmieniona wrażliwość, ale zarazem o jak trudnych tematach mówimy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2014