Kołogniot

W Szczucinie rozwój zbudowano na azbeście. Skutki były tragiczne.

12.04.2011

Czyta się kilka minut

W archiwum Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Tarnowie, na pożółkłych kartkach papieru, pismem maszynowym i ręcznym zapisano historię Zakładu Wyrobów Azbestowo-Cementowych w Szczucinie.

Gdyby opierać się tylko na nich, otrzymalibyśmy typową historię socjalistycznego zakładu pracy, ze wzrostem, okresem prosperity, a w końcu upadkiem. W archiwum znajduje się nawet pisany pewną ręką konspekt przemówienia, które dyrektor zakładu Władysław Dejk miał wygłosić w 1966 roku do przedstawicieli przemysłu izolacyjnego z całego kraju: "W pogodnym, wiosennym nastroju witam serdecznie w imieniu załogi naszego zakładu, organizacji partyjnej i kierownictwa uczestników dzisiejszego kolegium: przedstawicieli resortu ŻGZZ, kierownictwo zjednoczenia i wszystkich obecnych. Życzymy dzisiejszym obradom słonecznego nastroju i konstruktywnych wniosków i uchwał, które zmierzać będą do jeszcze lepszych wyników naszego przemysłu. Pragniemy z całego serca, by nasi goście czuli się u nas jak najlepiej. Zachęcam również do zwiedzania naszego Zakładu".

To jednak nie wszystko, są bowiem inne dokumenty.

Choćby ten z archiwum tarnowskiego Sanepidu. W 1987 roku prof. Andrzej Szczeklik, wówczas wojewódzki specjalista ds. interny w Tarnowie, pisał do ministra zdrowia Janusza Komendera: "Jako specjalista wojewódzki d/s chorób wewnętrznych województwa tarnowskiego - wystąpiłem na piśmie, wiosną br. najpierw do Lekarza Wojewódzkiego w Tarnowie, a następnie do Ministra Zdrowia i Opieki Społ. - w sprawie bardzo wysokiej liczby nowotworów złośliwych w rejonie Szczucina. Przeprowadzona na zlecenie Ministerstwa analiza potwierdziła wysunięte przeze mnie przypuszczenie, iż odpowiedzialne za to zjawisko są Zakłady Azbestowe w Szczucinie. Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Tarnowie powiadomił Ministerstwo Zdrowia (...), iż podczas kontroli sanitarnej ww. Zakłady otrzymały ocenę niedostateczną. Z inicjatywy Lekarza Wojewódzkiego zorganizowano na ten temat kilka posiedzeń z władzami województwa, ustalono program modernizacji Zakładów do roku 1990. Na odbytej w dniu 21.XI br. naradzie z ordynatorami oddziałów chorób wewnętrznych woj. tarnowskiego dowiedziałem się jednak, że nie zrobiono żadnych konkretnych kroków, aby przerwać wysokie narażenie pracowników Zakładów. Choć doceniam znaczenie planów perspektywicznych modernizacji Zakładów, to jednak jestem mocno przekonany, że w tej sprawie trzeba działać natychmiast, lub zamknąć zakład, który zabija ludzi".

W tych dwóch dokumentach zamyka się dramat Szczucina, miejscowości, której produkcja materiałów izolacyjnych zawierających azbest dała awans cywilizacyjny, zatrudnienie w przemyśle i stabilizację - profity w północno-wschodniej części Małopolski bardzo cenne.

Po latach okazało się, że to nie wszystko. Wraz z fabryką do Szczucina zawitała również śmierć.

Nie marnowało się nic

Maria Gadziała, redaktorka naczelna "Wieści Szczucińskich", miłośniczka regionu, formułuje jasną tezę: - Ziemie tu słabe, piąta, szósta klasa, z rolnictwa zawsze ciężko było się utrzymać. Dlatego plany budowy zakładu miejscowi przyjęli z radością. Ta fabryka była pionierem cywilizacji. Pierwszy rentgen w okolicy zainstalowano właśnie tam, w przyzakładowej przychodni.

Fabrykę "Eternit" otwarto w 1959 roku. W szczytowych momentach zatrudniała 600 osób. Fabryka dawała mieszkania zakładowe, organizowała darmowe wycieczki nad morze, w góry i do stolicy. Fabryka wysyłała dzieci na kolonie, a rodziny na wczasy. Fabryka zapraszała artystów, żeby śpiewali na scenie w głównej hali produkcyjnej - tłumy przyglądały się występom Połomskiego, Rinn czy Rodowicz. Zorganizowała rytm życia w okolicy, wyznaczany przez cztery dekady popołudniowym i wieczornym wyciem syreny.

Starsi mieszkańcy Szczucina do dzisiaj mówią, że to były dobre czasy. Ludzie mieli pieniądze, bawili się w restauracjach. Gdy pracownicy "Eternitu" kończyli pierwszą zmianę i wyjeżdżali z zakładu na rowerach, ulicą nie można było przejść, taki był ścisk. Okolica zyskała również finansowo, zmieniając się w krajobraz wiejsko-przemysłowy: rolnicy przyjeżdżali do fabryki, z fabryki zaś jechali do pracy w polu.

Przez niemal 40 lat miasto tętniło życiem. Po rury kanalizacyjne, płyty z azbestowo-cementowej mieszanki i dachówki - uznawane za niemal idealny materiał budowlany (lekkie, ognioodporne, trwałe) - przyjeżdżały ciężarówki z całego kraju. W kolejce ustawiało się i po kilkaset samochodów. Kto miał znajomości w fabryce, szybko zyskiwał społeczny prestiż. W chwilach, kiedy zapotrzebowanie na eternit było szczególnie wysokie, fabryka zatrudniała przyszłych... kupców. Przyjeżdżali z Zamojszczyzny, spod Lublina. Pracowali przez miesiąc, zarabiali jakieś pieniądze, a potem mogli jeszcze kupić wymarzony towar.

Za "Eternitem" do Szczucina przyszła jeszcze filia krakowskich zakładów "Telpod", produkująca rezystory i części do telewizorów. Według Marka Jachyma, szczucińskiego samorządowca, w latach 80. w miejscowości pracowało w różnego rodzaju zakładach pracy 2000 osób, co sprawiło, że Szczucin stał się najbardziej uprzemysłowioną wsią w Polsce.

Szczęśliwi byli wszyscy. Nawet ci, którzy pracowali przy przeładunku. Biali jak młynarze, otrzepywali ubrania i szli do domów. Odzieży ochronnej nikt nie używał, kiedy zakład wizytowali Amerykanie i nałożyli na usta maski, załoga miała fantastyczną zabawę.

W wietrzne dni z przyzakładowej hałdy na miasto, bloki, boiska i szkoły, frunął szary pył.

Nie marnowało się nic, nawet odpady, zrzucane na hałdę. Wysypywano nimi drogi i boiska, na których grały w piłkę dzieci, gospodarze zaś chętnie używali resztek do utwardzania podwórek - w kontakcie z wodą azbest twardniał i zastępował betonowe wylewki. Zużyte azbestowe koce, niezbędne w procesie produkcyjnym, również były w cenie. Kobiety robiły z nich swetry, szaliki, rękawiczki. Z azbestowych poideł korzystały zwierzęta gospodarcze. Mówiło się, że nie zaszkodzi posypać pyłem pola, na którym kiełkują ziemniaki. Z pustaków pomieszanych z azbestowym szlamem stawiano domy. Nawet worek po azbeście był przydatny - znakomicie nadawał się do przechowywania kartofli i zboża.

Nawet alejki na cmentarzu w Szczucinie utwardzane są azbestem.

Tęsknota za syreną

Są również i fotografie z zakładu. Część z nich można obejrzeć u Marii Gadziały. Część w książce ks. Czesława Sołtysa "Kościół wobec godności pracy w kontekście ekologicznym".

Szczęście tych mężczyzn, którzy odbierają nagrody - jeden trzyma radioodbiornik, drugi mocno chwyta w garść lśniący nowością rower. Narady, kolektywy, rocznice, badania rentgenologiczne w przychodni zakładowej. Ten pracownik, który na sucho tnie rury. Na kasku ma jedynie nieszczelną plastikową osłonę. Ten mężczyzna przy kołogniocie, czyli maszynie do rozwłókniania azbestu. Gołymi rękami wkłada minerał do maszyny. Zdjęcie zrobiono w 1993 roku, kiedy w Szczucinie wszyscy już wiedzieli, że zakład to nie tylko błogosławieństwo.

Maria Gadziała: - Nie mieliśmy świadomości; kto mógł wiedzieć, że takie będą konsekwencje? Kto wiedział w latach 60. czy 70., że azbest jest śmiertelnym zagrożeniem? Że wywołuje raka? Skąd mogłam wiedzieć, że przez azbest umrze mój mąż?

Podobno, tak mówią w Szczucinie, pierwsze przypadki zachorowań na międzybłoniaka - nowotwór złośliwy płuc - zanotowano już w latach 70., lekarze nie potrafili jednak wówczas ich zdiagnozować.

Podobno pierwsze sygnały zagrożenia pojawiły się już pod koniec lat 60. W archiwach nie ma po nich śladu. W Tarnowie można jedynie przeczytać, że dyrekcja niepokoi się dużą liczbą zwolnień chorobowych.

W latach 80., kiedy w gminie umierali na nowotwory kolejni mieszkańcy, informacje były utajniane. Kierownictwo fabryki wiedziało o rakotwórczym działaniu azbestu już na początku lat 80. W 1981 roku we Wrocławiu Instytut Higieny Pracy zorganizował konferencję poświęconą wpływowi azbestu na organizm człowieka. W 1982 podobne spotkanie miało miejsce w Kanadzie. Ks. Czesław Sołtys publikuje w książce pierwszą stronę przetłumaczonych referatów, po tym, jak trafiły do dyrekcji zakładów w Szczucinie. Materiały opatrzone są pieczątką "poufne".

Władze wojewódzkie zmierzyły się z problemem dopiero w roku 1996. Naukowcy z łódzkiego Instytutu Medycyny Pracy rozpoczęli wówczas dwuletnie badania. Okazało się, że do środowiska przedostało się 17,5 tony azbestu. Z tego 3,5 tony stanowił azbest niebieski, tzw. krokidolit, szczególnie groźny dla zdrowia i odpowiedzialny za międzybłoniaka. Jeszcze w roku 1998 stężenie włókien azbestu w powietrzu przekraczało normy nawet 50-krotnie, a w samym zakładzie 1000-krotnie. Wysokie stężenie naukowcy znaleźli na boiskach szkolnych i rynku.

W 2003 ryzyko, że szczucinianin umrze na międzybłoniaka, była 68-krotnie wyższe dla mężczyzn, a 32-krotnie wyższe dla kobiet niż w przeciętnej polskiej gminie. Dolna granica wieku zmarłych cały czas się obniżała: kobiety chore na nowotwory umierały średnio o dziesięć lat wcześniej niż w roku 1975. Opierając się na księgach parafialnych, ksiądz Sołtys sporządził statystykę, z której wynika, że między 1988 a 2004 rokiem około 10-20 proc. zgonów w Szczucinie było spowodowanych rakiem. Mieszkańcy częściej niż gdzie indziej umierali nie tylko na raka płuc, ale też nowotwory trzustki i jelit.

Mimo to, kiedy w roku 1999 zakład likwidowano (powodem była przede wszystkim ekonomia), mieszkańcy protestowali. Ci, którzy walczyli o jak najszybsze zamknięcie fabryki, skarżyli się, że otrzymują pogróżki, a sąsiedzi i przyjaciele odwracają się od nich plecami. Groźbę nowotworu traktowano jak przypadek losowy. Utratę zarobków - jak cios, który uderzy w całą społeczność.

Tak też się stało, bo razem z fabryką eternitu ze Szczucina zniknęły też inne zakłady. Musiała minąć ponad dekada, by miejscowość otrząsnęła się i zaczęła szukać innego sposobu na życie. Szczucin powoli się odradza, coraz więcej mieszkańców żyje z handlu. W wyczyszczonych z azbestu zakładach "Eternit" działa duża firma paliwowo-transportowa. Większość odpadów w gminie unieszkodliwiono. Mimo to miejscowość nadal żyje w cieniu przeszłości.

Maria Gadziała przypomina sobie pewien szczegół. Jedna z mieszkanek napisała oficjalny protest, ubolewając, że w momencie, w którym zakładowa syrena zawyła po raz ostatni, Szczucin stracił swój przemysłowy charakter.

Korzystałem z pracy ks. Czesława Sołtysa "Kościół wobec godności pracy w kontekście ekologicznym. Studium teologiczno-pastoralne". Tuchów 2007

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Natura, człowiek, bunt (16/2011)