Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sukcesy festiwalowe Iranki Samiry Makhmalbaf objawiły światu dojrzały talent, choć pewnie nie byłoby filmu "Jabłko" czy "O piątej po południu", gdyby nie opieka i wsparcie ze strony ojca, Mohsena Makhmalbafa, który dzięki swoim wpływom umożliwił nastoletniej córce (a wkrótce potem jej młodszej siostrze Hanie) rozwijanie filmowej kariery. Yeşim Ustao?lu w Turcji czy Marokanka Yasmine Kassari, autorka wyświetlanego u nas niedawno "Uśpionego dziecka", choć pochodzą z krajów w dużym stopniu zeuropeizowanych, ciągle stanowią element barwnego folkloru. Tak jak Marjane Satrapi, pochodząca z Iranu francuska rysowniczka komiksów, która dopiero na emigracji nakręciła swój głośny film "Persepolis". Albo 33-letnia Libanka Nadine Labaki, debiutująca właśnie swoim filmem "Karmel", opowiadającym o byciu kobietą w kraju na skrzyżowaniu dwóch cywilizacji.
Rogata dusza w hidżabie
Łączy je wszystkie bardzo osobisty stosunek do kina, a także rodzaj kobiecego dotknięcia w opisie rzeczywistości - egzotycznej dla nas, ale w wielu wymiarach opresyjnej i nieludzkiej dla tych, którym przyszło w niej żyć. Kobieta zawsze zajmuje w tych filmach miejsce specjalne: na przekór wszystkiemu pragnie realizować swoje ambicje, próbuje uciec przed restrykcyjnym obyczajem czy po prostu przemówić własnym głosem. Twórczyni "Persepolis" swoje życie w Iranie przed i po wybuchu rewolucji islamskiej rozrysowała najpierw na kartach komiksu. Niezwykle intymnego, sięgającego głęboko do pamięci dzieciństwa i splątanej tożsamości. Popularność tej czarno-białej, rysowanej miękką kreską książeczki zachęciła artystkę do nakręcenia jej animowanej wersji.
W "Persepolis" szeroko otwartymi oczami małej dziewczynki oglądamy upadek całego dotychczas bezpiecznego świata. Satrapi pochodząca z inteligenckiej rodziny z Teheranu nie idealizuje bynajmniej polityki obalonego szachinszacha. Dostrzega jednak, jak szlachetne hasła islamistów zamieniają się w swoją karykaturę; jak nasila się inwigilacja i terror; jak rewolucja zaczyna w końcu pożerać własne dzieci, wynosząc na piedestał władzy różnej maści szumowiny. Odtąd nic już nie będzie takie samo. Absurdalne są wysiłki rodziców i znajomych Marjane, by zachować jeszcze pozory normalności. W świecie, w którym ludzie przestają sobie ufać, w którym dorosły człowiek nie może napić się lampki wina czy potańczyć przy muzyce, w którym kobietom pod groźbą surowej kary nie wolno pokazywać się z odsłoniętą głową - zaczyna rządzić strategia dwójmyślenia.
Mała Marjane, rozdarta między oficjalnym językiem ideologii a wyniesionym z domu kodeksem liberalnych wartości, czuje się w tym świecie coraz bardziej niewygodnie i usilnie próbuje wypracować własny język. Zwłaszcza że weszła właśnie w wiek młodzieńczego buntu, a przez żelazną kurtynę docierają do Iranu podróbki zachodniej popkultury, kuszące smakiem podwójnie zakazanego owocu. Z dużą dozą humoru opisuje nam Satrapi swoje pokraczne dorastanie pod czujnym okiem strażników rewolucji. Jej rogata dusza szybko przestaje się mieścić w przepisowym hidżabie. Podobnie jak budząca się kobiecość, która za chwilę może jej przysporzyć nie lada kłopotów. Stąd decyzja rodziców o wysłaniu jej do szkoły z internatem w dalekiej Europie. Gdyby nie ten wyjazd, gdyby nie Wiedeń, a potem Paryż, nie byłoby pewnie "Persepolis".
Satrapi za pośrednictwem książki i filmu próbuje w rytualny sposób pojednać się z traumami przeszłości i, paradoksalnie, także z rodzinnym krajem. Ale nie jako ideologicznym systemem - raczej z pewną wspólnotą, z kręgiem kultury symbolizowanym przez Persepolis, starożytne perskie miasto. Marjane nie znajduje dla siebie miejsca w kraju ajatollahów. Ale i Europa, w której reżyserka wiedzie dziś dostatnie, bezpieczne życie, spełniona jako artystka i jako kobieta, nigdy nie będzie do końca jej domem. Pozostaje więc mit - i pamięć wielu szczęśliwych chwil spędzonych wśród kochających, wewnętrznie wolnych ludzi. Uosobieniem tamtego świata jest w filmie niezwykle malownicza postać babci Marjane, która w bardzo niekonwencjonalny sposób patrzy na życie, a w biustonoszu nosi zawsze płatki jaśminu, by nawet w sędziwym wieku roztaczać wokół siebie hipnotyczne wonie.
Wobec Europejczyków Satrapi nie ma sentymentów. Jej rysunkowe wspomnienia z pierwszych lat spędzonych na obczyźnie to horror tylko trochę ustępujący doświadczeniom 1979 roku w Iranie. Nasza kultura oczami młodej wykształconej Iranki jawi się jako mocno zdegenerowana, mnożąca pretensjonalne "izmy", a przy tym coraz bardziej znieczulona na cierpienia pojedynczego człowieka. Mieszkańcy Wiednia mają taką samą fobię na punkcie wyznawców islamu, jak ci ostatni, w swej ekstremalnej wersji, na punkcie "zgniłego Zachodu". Wyrazista komiksowa kreska nie spycha jednak "Persepolis" w kierunku płaskiego plakatu. Film, mimo jawnej zadziorności, ma w sobie wiele finezji i wdzięku. Nic dziwnego, że francuskie gwiazdy: Danielle Darrieux, Catherine Deneuve czy Chiara Mastroianni zgodziły się podłożyć głosy filmowym bohaterkom. Trzy pokolenia francuskiego kina złożyły hołd trzem pokoleniom irańskich kobiet.
Odpoczynek wojownika
Z kobiecej solidarności zrodzony jest także "Karmel" - wcale nie taki słodki, jakby mógł sugerować tytuł i kiczowata, almodóvarowska estetyka. Libańska reżyserka, osadzając akcję filmu w bejruckim salonie piękności, zabiera nas w świat zmysłowy - niczym z "Męża fryzjerki" Patrice’a Leconte’a. Ale łapczywie zlizywany z palców karmel służy także zadawaniu bólu: bohaterki filmu używają go do depilacji ciała. A pod powierzchnią płochego kobiecego światka kryją się całkiem poważne dramaty. Młodziutka kosmetyczka podczas nocy poślubnej musi ukryć przed małżonkiem fakt, że nie jest już dziewicą. Fryzjerka o lesbijskich skłonnościach zakochuje się w swojej klientce. Podstarzała aktorka desperacko próbuje ratować gasnącą urodę, by wygrać casting do głupawej reklamówki. Parająca się krawiectwem ciotka Rosa chciałaby złapać szansę na ostatnią w swoim życiu miłość, ale na przeszkodzie stoi psychicznie chora siostra, którą musi się stale opiekować...
Nadine Labaki, wzorem twórcy "Volvera", z takich właśnie błahych historyjek tworzy barwny, wielowymiarowy portret dzisiejszej kobiety libańskiej. W kraju dwóch często ścierających się religii, w kraju nękanym przez lata wojnami, otwartym na europejskie wpływy, ale też bardzo przywiązanym do tradycji - kobietę spycha się często do roli "odpoczynku wojownika". Obsesyjnie zajęta upiększaniem własnego ciała, marząca o rychłym ożenku, libańska kobieta nieśmiało buntuje się przeciwko temu wizerunkowi. Próbuje korzystać z obyczajowej swobody, której stolicą na Bliskim Wschodzie jest od lat właśnie Bejrut. Przy użyciu kobiecych sztuczek stara się przechytrzyć surowy obyczaj. Coraz trudniej bowiem znosi jego hipokryzję. Coraz chętniej też w towarzystwie innych kobiet znajduje bezpieczną przystań, w której wreszcie może być sobą.
Ani "Persepolis", ani "Karmel" nie rości sobie prawa do syntezy. Siłą każdego z nich jest wyjście z kręgu osobistych doświadczeń, z pewnej kulturowej specyfiki i przekucie ich w uniwersalną opowieść. "Persepolis", sfilmowany komiks, dzieło zgoła niepoważne, pozostaje subtelnym studium wykorzenienia i pamięci - ale także pochwałą krytycznego myślenia, które każe Marjane rozpoznawać wszelkie pułapki, jakie zastawia na nią świat. Tak wschodni, jak i zachodni. Jałowa popkultura i równie pusty intelektualizm. Mahomet i Marks. Znacznie lżejszy gatunkowo "Karmel" zaprasza nas do przejrzenia się w zwierciadle obcej kultury. Być może zobaczymy w nim jakiś odprysk naszych - nie tylko kobiecych - dylematów i obsesji.
PERSEPOLIS - scen. i reż.: Marjane Satrapi i Vincent Paronnaud; muz.: Olivier Bernet. Prod.: Francja/USA 2007; dystryb.: Gutek Film. W kinach od 25 stycznia.
KARMEL ("Sukkar banat") - reż.: Nadine Labaki; scen.: Rodney El Haddad, Jihad Hojeily; zdj.: Yves Sehnaoui; muz.: Khaled Mouzannar; wyst.: Nadine Labaki, Yasmine Elmasri, Joanna Moukarzel, Gis?le Aouad, Sihame Haddad, Aziza Semaan i inni. Prod.: Francja/Liban 2007; dystryb.: Gutek Film