Klucze do Rosji

Te dwie biografie, choć nierówne ciężarem, w końcu się uzupełniają. Szkoda tylko, że monumentalne studium Boyda zostało w polskim wydaniu okrojone.

18.10.2006

Czyta się kilka minut

Véra i Vladimir z siatkami na motyle podczas pierwszej wycieczki po Ameryce, lato 1941 r. /
Véra i Vladimir z siatkami na motyle podczas pierwszej wycieczki po Ameryce, lato 1941 r. /

Vladimir Nabokov nie lubił dziennikarzy i wścibskich biografów. "Co pan, sir, do cholery wie o moim życiu małżeńskim?" - pytał profesora z Ameryki, który śledził wątki autobiograficzne w "Adzie". Matthew Hodgart przeprosił pisarza, choć - jak zauważa Stacy Schiff, autorka "Véry Nabokov. Portretu małżeństwa" - "na pewno to i owo o małżeństwie Nabokovów słyszał", bo był wykładowcą uniwersytetu w Cornell, gdzie i Nabokov przez lata wykładał literaturę.

Biograficiarze

Ludzi okradających go z prywatności nazywał biograficiarzami i traktował ich tak jak bohater powieści "Patrz na te arlekiny!" - zatrzaskując im drzwi przed nosem i parodiując swój wizerunek stworzony przez media. Jeśli zgadzał się na wywiad - a po przejściu "huraganu Lolita" udzielał ich setki - to pod warunkiem, że wcześniej zapozna się z pytaniami, odpowie na te, które wybierze, i będzie miał prawo do autoryzacji, a nawet do ingerencji w sądy dziennikarza. W wywiadach - jak i w całym życiu - okazywał się mistrzem mitologizującego kamuflażu, dawał nieskrępowany upust wyobraźni, dla zgrabnego kalamburu gotów był nagiąć niejeden fakt. Jedynym sposobem na stworzenie mojej dobrej biografii - pouczał Andrew Fielda, swojego pierwszego biografa - jest prześledzenie mojego rozwoju jako pisarza od pierwszych mętnych wierszy po "Przejrzystość rzeczy".

Jednak Field zaczął grzebać w jego życiorysie, pisząc o sprawach, które dżentelmen wolałby przemilczeć, np. o przedmałżeńskich romansach Vladimira Vladimirovicza, nawet o przygodzie z Iriną Gaudanini, dla której Nabokov omal nie porzucił Véry. Co gorsza, biograf uznał, że wie o życiu autora "Lolity" więcej niż on sam. Miara przebrała się, gdy Field zaczął głosić, że dziadek pisarza był synem cara Aleksandra II lub że bohaterką "Lolity" jest przetransformowana w nimfetkę matka autora powieści! Ta skandaliczna zdaniem Nabokova praca została wprawdzie opublikowana za jego życia, ale odtąd Nabokovowie strzegli się biograficiarzy jak ognia.

Véra natomiast, towarzysząc mężowi przy każdym spotkaniu z dziennikarzami, często włączając się w rozmowę i współpracując początkowo z Fieldem, później zaś, już po śmierci Vladimira, z Brianem Boydem, autorem biografii "Nabokov. Dwa oblicza", nie siliła się na kamuflaże - po prostu zaprzeczała wszystkiemu, najczęściej nie racząc wyjaśnić, co jest prawdą. Nie jestem pierwowzorem Ziny, ukochanej bohatera "Daru" - upierała się, choć to powieść jawnie autobiograficzna - nie mam nic wspólnego z Klarą, miłością bohatera "Prawdziwego życia Sebastiana Knighta", nie jestem rosyjską arystokratką (to akurat było prawdą), nie mam wiele do powiedzenia o swoich przodkach.

Nie znaczy to, że wypierała się żydowskich korzeni - ostentacyjnie wręcz podkreślała swoje pochodzenie i podobnie jak mąż atakowała każdego, kto w jej obecności pozwolił sobie na antysemickie wycieczki. Kwestia żydowska była jedynym pretekstem skłaniającym ją do zdjęcia maski, za którą wyniośle chroniła się przed światem (rodzina Véry Słonim - podobnie jak tysiące żydowskich rodzin w carskiej Rosji - doznała wielu szykan, antysemityzmu Véra doświadczyła też na emigracji w Berlinie, gdy biali uchodźcy oskarżali ją, że pod jej wpływem Nabokov stał się "Żydłakiem" i zdradził Rosję, w końcu zaś była szykanowana przez hitlerowców, pośród których nie zabrakło rosyjskich faszystów, np. zabójcy ojca Nabokova).

Czytając maszynopisy Fielda czy Boyda, bezlitośnie kwestionowała każdy fakt. Gdy Field wspominając o romansach Nabokova zauważył, że lubił on kobiety z małymi piersiami - Véra dopisała na marginesie "Rosjanin - nigdy!", tym samym podważając wiarygodność innych pikantnych szczegółów. Nikt, nawet ich jedyny syn Dmitrij, nie poznał okoliczności jej pierwszego spotkania z Nabokovem, choć krąży romantyczna legenda, że na balu emigrantów w Berlinie młody poeta dał się oczarować nieznajomej w czarnej masce. Gdy jedna z amerykańskich przyjaciółek spytała Vérę, kiedy poznała męża, usłyszała ostrą ripostę: "A co, pani z KGB?". "Cała Véra" - powiedziałaby Elena Sikorski, siostra Nabokova, która przyzwyczaiła się, że Véra i Vladimir nie dzielą się z nikim intymnymi tajemnicami. O istnieniu Véry rodzina pisarza dowiedziała się po ich ślubie, podobnie było z narodzinami Dmitrija, bo Véra skrywała ciążę do ostatniej chwili. Obsesja? Raczej staroświeckie poczucie, że o pewnych sprawach nie wypada mówić. Vladimir miał operację - pisała do przyjaciółki, i tylko dzięki dociekliwości Schiff dowiadujemy się, że była to operacja prostaty.

Odkąd Véra poślubiła Vladimira, czyniła wszystko, by wymazać swoje istnienie, choć bez niej, być może, Nabokov byłby dziś zapomnianym poetą emigracyjnym. Czy to przypadek, że pierwszą powieść, dzięki której okrzyknięto go nowym Turgieniewem, napisał po ślubie? Véra stanowczo zaprzeczyłaby takim insynuacjom. Nabokov mówił: "Bez mojej żony nie napisałbym ani jednej powieści", ona sama jednak nieraz dowodziła, że Vladimir nie zna umiaru w przesadzie i dostarczyłaby pewnie tysiąca dowodów, że nie mogła mieć żadnego wpływu na jego ewolucję artystyczną.

Wydaje się więc, że mitologizujący kamuflaż pisarza połączony z taktyką jego żony uniemożliwia próbę ogarnięcia ich życia. A jednak powstały trzy ich biografie, dwie amerykańskie i jedna rosyjska (Borysa Nosika). Amerykańskie przełożono właśnie na polski.

Biografia okrojona

Brian Boyd we wstępie do "Nabokova" deklaruje, że - wbrew obiegowej opinii, wedle której dzieło Nabokova pozbawione jest treści - dowiedzie, że autor antytotalitarnego "Zaproszenia na egzekucję" nie głosił hasła "sztuka dla sztuki", lecz "sztuka dla życia". Wprowadza nas w arkana epistemologii, filozofii i etyki Nabokova ("Niech pan pamięta - prosił Nabokov amerykańskiego krytyka Edmunda Wilsona - że »Lolita« to dzieło moralne"). Chce też ukazać związki między życiem Nabokova a jego sztuką, pokazując np., jak pasje lepidopterologiczne pisarza korespondują z jego wizją świata i człowieka.

Szkoda, że polskie wydanie tego studium jest okrojone - w oryginale liczy ono ok. 1300 stron, w polskim wydaniu - tylko 440. Wydawca zrezygnował z większości wywodów krytycznoliterackich, wyłuskując z monumentalnego dzieła - jak wyjaśnia tłumacz Wacław Sadkowski - przede wszystkim barwne i dramatyczne fakty biograficzne. Owo "wyłuskiwanie" nie pozwala nam przekonać się, jak autor wywiązał się ze swoich obietnic, choć nawet w okrojonej wersji mamy do czynienia z dziełem zajmującym.

Świetnie np. przedstawił Boyd rodzinne koneksje autora "Pamięci, przemów". Szkicując dzieje arystokratycznego rodu Nabokovów, wiele uwagi poświęcił ojcu pisarza, politykowi liberalnej partii kadetów, żarliwemu obrońcy mniejszości żydowskiej, ministrowi sprawiedliwości w rządzie Kiereńskiego, i w końcu - człowiekowi o wielkiej kulturze literackiej. Jego wpływu na syna przecenić nie sposób. W 1922 r. Nabokov-senior został zastrzelony w Berlinie przez rosyjskiego monarchistę, co było największą tragedią w życiu Vladimira.

Boyd sporo uwagi poświęca pierwszym wierszom Nabokova publikowanym pod pseudonimem Sirin. Ciekawie przedstawia berliński epizod w życiu pisarza, ale pełnię swoich możliwości ujawnia, śledząc perypetie Nabokova w Ameryce. W USA pisarz osiągnął wprawdzie względny dobrobyt i poczucie bezpieczeństwa (choć FBI przeprowadziło przeciw niemu małe śledztwo), ale też, w co trudno dziś uwierzyć, ten z zasady apolityczny artysta latami toczył boje z amerykańskimi przyjaciółmi - np. z Wilsonem - by ich przekonać, że komunizm jest bardziej zbrodniczy niż carat. W latach 50. "New Yorker" odmówił publikacji fragmentów "Pnina" z uwagi na zdania o "średniowiecznych torturach w sowieckich więzieniach" i "bolszewickiej dyktaturze". Podobnego losu doświadczyła zresztą ta powieść w Europie, np. w Szwecji ocenzurowano ją bez wiedzy autora.

Jeszcze większych, choć innego rodzaju, kłopotów w USA i w Europie przysporzyła Nabokovowi "Lolita", którą zamierzał wydać pod pseudonimem, nie bez kozery bojąc się utraty pracy na uniwersytecie. Powieść wydała paryska Olympia Press, oficyna wyspecjalizowana w dziełach w rodzaju "Białe uda" czy "Życie seksualne Robinsona Cruzoe". "Lolita" długo była zabroniona w wielu krajach, a w parlamencie angielskim toczyła się debata, czy to dzieło sztuki czy pornografia.

Po prostu żona

Stacy Schiff z kolei podkreśla, że jej dzieło nie jest rozprawą krytycznoliteracką, bo choć Véra Nabokov od dzieciństwa po ostatnie dni była zanurzona w literaturze, "lecz pisarką nie była, była po prostu żoną". Cały niemal pięćsetstronicowy "portret małżeństwa" to pasjonująca opowieść o kobiecie, która przez ponad pół wieku życia z wielkim pisarzem udawała, że nie rzuca nawet wątłego cienia. Ci, którzy ją znali, wspominają, że wystarczyło jej, że Nabokov rzuca cień dostatecznie wyrazisty, ona zaś była szczęśliwa w świetle jego geniuszu. Przed śmiercią zniszczyła swoje listy do męża, wszystko, co mogło potwierdzić, że żyła, kochała, inspirowała i go wspomagała. Boyd, którego darzyła zaufaniem i uważała za znawcę dzieła Nabokova, przyznaje, że mimo wieloletniej znajomości pozostała dla niego tajemnicą.

Czy możliwa jest zatem jej wiarygodna biografia? I czy można ją napisać wbrew intencjom osoby, która konsekwentnie zacierała ślady swojego istnienia po to, by nic nie przyćmiewało geniuszu męża? Schiff, choć nie poznała osobiście Véry Nabokov, nie ma wątpliwości: jej życie jest ważne z uwagi na to, co pośrednio ujawnia o swoim mężu. Véra przeżyła swoje długie życie "na marginesach powieści", ale - jak uczy nas Nabokov - czasem komentarz jest powieścią.

Co więc biografka odczytała na owym marginesie? Sporo i niewiele. "Vérę Nabokov" - jak twierdzi polski wydawca - obwołano w Ameryce dziełem "monumentalnym" i "niezwykle romantycznym", Schiff stworzyła "pełen niuansów portret żony artysty, pokazując, jak kluczowe było w jego hermetycznym życiu małżeństwo". To prawda: książka jest monumentalna i romantyczna, pełna niuansów, bo "błyskotliwa i piękna Véra - by znów odwołać się do wydawcy - to kobieta kochająca równie głęboko i mądrze, jak wielkie i romantyczne postaci u Jane Austen". I tu pies jest pogrzebany! Nabokovowie nie znosili angielskiej powieściopisarki. "Austen to mała kotka" - powiadał Nabokov, niechętnie zgodziwszy się, by analizować jej twórczość na zajęciach z amerykańskimi studentami.

Schiff jest urzeczona Vérą Nabokov, czemu trudno się dziwić. Włożyła wiele starań, by dowieść prawdziwości słów autora "Daru", że bez Véry nie napisałby ani jednej powieści. Rzecz nie w tym, że Véra była jego maszynistką i szoferem, łowiła z nim motyle, grała w szachy i wiedziała, jak rozsupłać węzły na sznurowadłach, z czym on sobie nie radził. Była też współautorką amerykańskich wykładów z literatury rosyjskiej i powszechnej. Na prawie jazdy w rubryce zawód wpisała: gospodyni domowa. Kłamała! Powinna wpisać: muza, pierwszy czytelnik i sędzia jego prozy, jak to ktoś zgrabnie ujął - kontrolny posterunek intelektualny.

Wraz z Nabokovem prowadziła studia nad Puszkinem, rozstrzygała mężowskie rozterki artystyczne i językowe, i to zarówno wtedy, gdy pisał po rosyjsku, jak i wtedy, gdy z trudem przeszedł na angielski. To prawda, była zanurzona w literaturze, zachwycała się Joyce'em i Proustem, w swoich gustach bywała bezpardonowa, prowokując znajomych lekceważącymi sądami o Goethem czy Musilu - co bawiło jej męża, który sam uwielbiał szokować studentów dziwiąc się szumowi wokół "drugorzędnej prozy Dostojewskiego".

Véra - podobnie jak Nabokov - urodziła się bowiem w Petersburgu, mieście logocentrycznym. Inklinacje ku literaturze miała już w młodości - po dramatycznej ucieczce z bolszewickiej Rosji tłumaczyła bułgarskie legendy bogomiłów i Poego, ale po ślubie poświęciła się całkowicie mężowi. Otoczyła go komfortem psychicznym i uwielbieniem. Jego dzieła mają wiele ukrytych treści epistemologicznych i metafizycznych (o czym pisze Boyd), ale Schiff postrzega je głównie jako wielki hymn miłosny dedykowany Vérze. Rozumieli się bez słów, porozumiewali się telepatycznie, próbowali snuć te same marzenia senne, chcieli być jednością za życia i po śmierci.

Schiff opowiada jednak o tym na tak romantyczną nutę, że w końcu czytelnikowi ciśnie się na usta pytanie: "Co Pani, do cholery, wie o ich życiu małżeńskim?". Niestety, zbyt wiele - że ich związek skonsumowany został przed ślubem, że Nabokov cierpiał na łuszczycę, że Véra struła się bażantem, poroniła, odkryła guzek na piersi, że lekarz bez wiedzy Véry usunął jej macicę. Taka dociekliwość szkodzi książce - skądinąd ważnej, by poznać amerykański epizod w biografii Nabokovów i ich życie po powrocie do Europy w połowie lat 50. - budząc podejrzenia, że Schiff nie rozumie kobiety, która krępowała się rozmawiać o ciąży, a co dopiero o usunięciu macicy.

"Austen to mała kotka - mawiał Nabokov. - Dickens zaś - dodawał - o, Dickens to potężny brytan". Szkoda, że Schiff nie jest Dickensem ani Tołstojem, którego Nabokov uwielbiał, między innymi za zgłębienie metafizyki małżeństwa Kitty i Lewina w "Annie Kareninie" - widząc w ich związku jakże mu bliską formę miłosnej transcendencji.

Kotka i brytan

Brytanem okazuje się natomiast dyskretny Brian Boyd. Zapewne nieraz musiał stanąć przed pytaniem, jak pisać o tej niezwykłej parze. Saul Steinberg, sławny amerykański rysownik, z którym Nabokovowie się przyjaźnili, powiadał: "Trudno byłoby pisać o Vérze, nie wspominając przy tym Vladimira. Byłoby jednak niemożliwym napisać o Vladimirze, nie wspominając Véry". Boyd rzadko wspomina Vérę, lecz jest ona wszechobecna w jego biografii - tak obecna jest w prozie Nabokova: przez nieobecność. Jej duch unosił się bowiem nad każdą powieścią Nabokova, choć z imienia nie została wymieniona nawet w autobiografii "Pamięci, przemów".

Boyd przypomina znamienną wypowiedź pisarza: "Miłość i pamięć to jedyna dostępna nam forma transcendencji". To Boyd, nie zaś dociekliwa portrecistka małżeństwa Nabokovów, dowodzi przekonująco, że bez miłości Véry Nabokov zaznałby jedynie transcendencji pamięci o bezpowrotnie utraconej Rosji. Zaklinałby ją, by przemówiła, ale czy słowo artysty nie brzmiałoby głucho jak miedź? Dotykamy tu sedna jego sztuki i życia...

Tak, ich małżeństwo było transcendencją i niewyczerpanym impulsem artystycznym dla Nabokova, ale jego powieści - jak trafnie zauważył John Updike - są także zwyczajną, choć przepełnioną czułością, formą przekazywania "prywatnych wiadomości wymienianych między mężem a żoną". I tu Schiff, cokolwiek by powiedzieć o jej niewrażliwości na transcendencję, okazuje się mistrzynią w rozszyfrowywaniu owych wiadomości. Dzięki niej dowiadujemy się o losach tak ważnych dla Nabokova postaci, jak uwieczniona w "Maszeńce" Lusia Szulgin, pierwsza narzeczona Swietłana Siewert, Ewa Lubrzyńska - polska Żydówka i uczennica Marii Curie, jedna z największych namiętności młodego Nabokova, czy zakochana w nim do śmierci Gaudanini. Schiff rozszyfrowuje też niewspomnianą przez Boyda z nazwiska Filippę Rolf, młodą poetkę ze Szwecji, którą Nabokovowie otoczyli rodzicielską miłością, lecz Filippa rozchorowała się psychicznie i przysporzyła im licznych kłopotów. Tak więc te dwie biografie, choć nierówne sobie ciężarem, w końcu się uzupełniają.

Trop puszkinowski

Nie skrywam, wolę Boyda, pozwala bowiem zrozumieć, co znaczy dumna przechwałka bohatera autobiograficznego "Daru": mam klucze do Rosji. Nabokov miał je, bo był spadkobiercą Puszkina, dziedzicząc po nim miłość do słowa i filozofię wewnętrznej wolności.

O Puszkinie pisał przez całe życie, przez dwanaście lat tłumaczył na angielski "Eugeniusza Oniegina", opatrując to arcydzieło wielotomowym komentarzem. Puszkin był pierwszym wielkim poetą rosyjskim, "pierwszym emigrantem wewnętrznym" i pierwszą ofiarą cenzury, która narodziła się w Rosji - przypominał Nabokov - wcześniej niż słowo pisane. "Śmiałość stosowanych przez niego rozwiązań formalnych - powiada w eseju "Rosyjscy pisarze, cenzorzy i czytelnicy" - była traktowana jako przejaw arystokratycznego pięknoduchostwa, jego artystyczną niezależność uważano za społeczną zbrodnię (...) słynni krytycy, idole opinii publicznej nazywali Puszkina osłem i obwieścili uroczyście, że dobra para butów jest dla ludu rosyjskiego warta dużo więcej od wszystkich Puszkinów i Szekspirów świata" (przeł. Zbigniew Batko).

Nabokov postrzegał literaturę rosyjską jako pasmo zmagań z cenzurą i autocenzurą - polityczną i religijną - i potępiał wszelkie siły dławiące wolność myśli. Dystansując się od porewolucyjnej Rosji, ale i od emigracji, wpisał się na długą listę "emigrantów wewnętrznych". Gardził również utylitaryzmem w sztuce, którego wyznawcą w XIX wieku był Czernyszewski (wykpiony w biografii pisanej przez bohatera "Daru"), idol Lenina i złowieszczy prekursor socrealizmu. By wniknąć w trwający po dziś dzień spór między zwolennikami wolności sztuki a rzecznikami zniewolenia i propagandy, który zdaniem Nabokova jest najważniejszym sporem w dziejach kultury rosyjskiej, radzę zajrzeć do studium Boyda.

Zmagania o wolność rozpoczęte przez "barczystych Rosjan", jak o Puszkinie, Gogolu czy Turgieniewie mawiał Nabokov, w XX wieku kontynuowali Pasternak, Olesza, Zoszczenko, Sołżenicyn, Siniawski, Brodski. Nabokovowie interesowali się procesem Brodskiego, gdy zaś poetę wydalono z ZSRR, przyjmowali go i darzyli serdecznością. Przez lata Nabokov twierdził, że literatura rosyjska może przetrwać tylko na emigracji, bo w komunistycznej Rosji skazana jest na prowincjonalizm i ugrzęźnięcie w ślepym zaułku. Ale dzięki Brodskiemu i licznym śmiałkom, którzy w latach 70. odważyli się do niego telefonować, pisać, ba, nawet pielgrzymować, pod koniec życia uznał, że słabnie linia demarkacyjna pomiędzy literaturą emigracyjną a krajową. Krótko przed śmiercią napisał wiersz po rosyjsku i zadedykował go Vérze. Czy była to zapowiedź powrotu Sirina? Nawet w najpłodniejszych artystycznie latach Nabokov przyznawał, że nie może się rozstać z tym rosyjskim poetą...

Umarł w Szwajcarii w 1977 r. Jak wspomina jego syn Dmitrij, który wybrał karierę operową i debiutował wraz z Pavarottim, Vladimir przed śmiercią ujrzał za oknem motyla i zapłakał z żalu, że nigdy już nie ujrzy równie pięknego zjawiska. Kiedyś powiedział: sekretem sztuki jest piękno i litość. Véra umarła w 1991 r. Podobno przez kilkanaście lat wdowieństwa zapłakała tylko raz - gdy wspomniała Wołodię. Ich prochy wymieszano w jednej urnie.

***

Na koniec apel. Publikując biografie ludzi, dla których przecinek był sprawą honoru, może warto wykonać staranniejszą pracę redakcyjną? Bo obie książki roją się od literówek i innych fuszerek. Na przykład: poeta Maksymilian Wołoszyn nie zmarł w roku 1992, jak się dowiadujemy z biografii Boyda - miałby wtedy sto dwadzieścia dwa lata - lecz w 1935. Mały apartament Nabokovów w Mentonie nie mógł mieć tarasu z widokiem na ocean, bo to miasteczko leży na Lazurowym Wybrzeżu. Wspominana przez Boyda księżna Szakowska to zapewne Zinaida Szachowska. Podobnie: Julij Ejchenwald czy raczej Ajchenwald, Fannie Kaplan czy Fanni Kapłan, Anna Fejgin czy Fiejgin? - to postaci znane i łatwo ustalić transkrypcję ich nazwisk.

I dlaczego w bibliografii polskich przekładów Nabokova nie uwzględniono najnowszych, z reguły bliższych oryginałowi niż stare? Dlaczego tytuł "Conclusive Evidence", pierwszej przymiarki do "Pamięci, przemów", przetłumaczono u Schiff jako "Niezbity dowód", w przypisie zaś na tej samej stronie jako "Rozstrzygający dowód"? Pieśćcie detale - uczył Nabokov amerykańskich studentów...

Stacy Schiff, "Véra Nabokov. Portret małżeństwa", przeł. Wojciech M. Próchniewicz, Warszawa 2005, Wydawnictwo Książkowe Twój Styl;

Brian Boyd, "Nabokov. Dwa oblicza", przeł. Wacław Sadkowski, Warszawa 2006, Wydawnictwo Książkowe Twój Styl.
Na okładkach obu książek - fotografie Phillipe'a Halsmana, bohatera książki Martina Pollacka "Ojcobójca".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (43/2006)