Klasztorna regeneracja

Katolickie opactwa oazami dla potrzebujących wytchnienia od codzienności? Niewierzący, którzy szukają w nich duchowych przeżyć? Tak już jest na Zachodzie – i powoli zaczyna się u nas.

23.08.2014

Czyta się kilka minut

Kiedy mieszkałem we Francji, usłyszałem od Cecile, mojej paryskiej znajomej (zdeklarowanej agnostyczki), że wiele razy bywała w żeńskich klasztorach katolickich – aby się „wyciszyć”. Wynajmowała surową celę w opactwie, przez kilka dni żyła w innym tempie w średniowiecznych murach i na łonie przyrody (opactwa położone są często w odludnej i malowniczej okolicy).

Czy każdy może tak po prostu mieszkać z mniszkami? Cecile: – Oczywiście. Jeśli chcesz, możesz pójść na mszę, ale nikt cię nie zmusza. A siostry nie odmówią ci, jak zwrócisz się do nich z prośbą o duchowe porady.

Porwany przez zakonnicę

Podobnie jak we Francji czy Belgii klasztorne, lecz otwarte na świat azyle można odnaleźć w Polsce. Wystarczy odwiedzić choćby klasztory benedyktyńskie pod Krakowem: męski w Tyńcu i żeński w Staniątkach.

Ten drugi, najstarszy żeński klasztor tego zakonu w Polsce (z pocz. XIII wieku), popadł niestety w zapomnienie. A warto go odwiedzić nie tylko ze względu na wspaniałą architekturę i cenne zabytki przechowywane w klasztornym muzeum. Kompleks klasztorny mieści ogromny ogród, sad, pola uprawne, dwa stawy z własną hodowlą karpi, oborę z krowami i kurnik.

Utrzymaniem całości zajmują się – przy pewnym wsparciu osób świeckich – same zakonnice. Każdy, kto pobędzie tu kilka dni, może się przekonać, jak ciężka, wbrew stereotypom o „próżniactwie” mniszek, jest ich praca. Klasztor przechodzi renowację, która jednak posuwa się zbyt wolno z powodu stałych problemów z pozyskaniem pieniędzy (pisaliśmy o tym w „TP” nr 24/2014).

W jednym z jego skrzydeł znajduje się dziś dom gościnny na 80 miejsc. Siostry oferują gościom własne zdrowe wyżywienie: białe sery, konfitury, masło i, słynne już w całej okolicy, karpie z ekologicznej hodowli. Każdy może pomóc w ogrodzie czy przy gospodarstwie – np. przy dojeniu krowy. Mile widziana jest także pomoc w kuchni: choćby przy wypieku chleba i ciastek.

Dom jest otwarty dla wszystkich, którzy potrzebują wyciszenia, bez względu na przekonania. Doświadczyłem tego osobiście.

Było to podczas pierwszego spotkania z benedyktynkami, w Tyńcu (tam siostry sprzedają własne klasztorne wyroby). Po trwającej minutę rozmowie energiczna ksieni, nie pytając nawet, kim jestem, zaoferowała: „Jadę samochodem do Staniątek. Zabrać pana i pokazać klasztor?”. Ledwo zdążyłem odpowiedzieć, zostałem porwany przez zakonnicę, która wsiadła za kierownicę służbowego wozu. Dopiero tam mogłem powiedzieć, że choć lubię bywać w klasztorach, z wiarą jestem na bakier. „Pan nie wierzy? Przecież każdy w coś wierzy” – odparła z uśmiechem ksieni.

Gościnność benedyktynek ze Staniątek zdaje się odbiciem pradawnej dewizy reguły św. Benedykta, głoszącej, że „wszystkich przychodzących do klasztoru gości należy przyjmować jak Chrystusa”.

Mimo aktywności benedyktynek spod Krakowa, możliwość wypoczynku w klasztorze, wychodzącego poza ściśle religijne ramy, to w Polsce wciąż ewenement.

Oazy dla zestresowanych

Inaczej jest na zachodzie Europy. Tam mieszkańcy metropolii od wielu lat spędzają urlopy w klasztorach katolickich czy buddyjskich, aby zanurzyć się w ciszy. Są wśród nich osoby religijne, ale też coraz częściej poszukujący swojego duchowego „ja” agnostycy i ateiści. Zestresowani menedżerowie, którzy choćby na tydzień uciekają przed stresem – i studenci, uczący się do egzaminów w zaciszu opactw. Bez komórki i dostępu do internetu. Wszyscy szukają ciszy i skupienia.

Anne Ducrocq, francuska autorka przewodników po klasztorach, która od ponad 20 lat praktykuje takie „duchowe wycofanie się”, pisze: „Każda taka samotna podróż, nawet krótka, zmienia mnie. Oddycham. To mój sekret życia, czy nawet przeżycia: cisza, kiedy się w niej zamieszka, docenia to i odnawia nas”.

Hanna, Polka mieszkająca we Francji od 10 lat, już kilka razy była w klasztorze benedyktynek w Limon, kilkadziesiąt kilometrów od Paryża. Choć jest katoliczką, przyznaje, że dopiero cisza, atmosfera zakonnych śpiewów i modlitw w murach klasztornych pozwoliły jej zrozumieć sens wiary, „wyciszyć się” i „odnaleźć siebie”. – Nie chciało mi się wierzyć, że takie miejsca istnieją tak blisko Paryża. Po pierwszym pobycie myślałam już z radością, kiedy tu powrócę – mówi Hanna.

„Klasztorna regeneracja” zyskała już na Zachodzie sporą popularność. We francuskich księgarniach nietrudno znaleźć przewodniki po klasztorach i innych miejscach świętych, które nie mają charakteru typowo religijnego – są raczej przeznaczone dla osób lub par, chcących przeżyć kilka dni w rytmie życia zakonnego.

A wspólnoty zakonne na Zachodzie odpowiadają skwapliwie na ten duchowy głód. Skłania je do tego także konieczność ekonomiczna: wskutek sekularyzacji liczba wiernych się maleje. Zakony muszą szukać nowych źródeł utrzymania.

W browarze trapistów

Wędrując po francuskich i belgijskich klasztorach, możemy nie tylko odpocząć od hałasu i szaleńczego tempa, ale też poznać perły architektury, posłuchać śpiewów gregoriańskich, a nawet – nauczyć się oprawiać średniowieczne księgi czy poznać tajniki warzenia piwa u belgijskich trapistów.

Pobyt w opactwie wymaga jednak dostosowania się do panujących tam reguł zakonnych. Każdy zakon rządzi się swoimi zasadami – niektóre przyjmują zarówno mężczyzn, jak i kobiety, inne wprowadzają ograniczenia. W niektórych opactwach nie wolno używać telefonów komórkowych. W innych – tam, gdzie obowiązuje klauzura (jest tak np. w podkrakowskich Staniątkach) – nie wolno wchodzić do części budynku zastrzeżonej dla członków zgromadzenia. Mimo częstych udogodnień dla gości z zewnątrz, klasztory to nie hotele.

Od hoteli różnią się klasztorne domy gościnne także podejściem do opłat za świadczone „usługi”. Co prawda niektóre opactwa we Francji czy Belgii umieszczają na swoich stronach stałe taryfy za noclegi (średnio to 30–40 euro dziennie łącznie z wyżywieniem), to jednak często stosuje się zasadę „dobrowolnej ofiary”. A w wielu klasztorach mniej zasobni goście mogą swój pobyt odpracować, pomagając zakonnikom w codziennych czynnościach. U benedyktynek w Limon można układać bukiety do kościoła, sprzątać sale albo myć okna.

Z powodu popularności niektórych klasztorów pobyt w domu gościnnym często należy rezerwować z wielotygodniowym wyprzedzeniem. Tak jest w wypadku obleganego przez turystów dawnego benedyktyńskiego opactwa na granicy Normandii i Bretanii – klasztoru Mont-Saint-Michel. To jeden z największych klejnotów architektury i cudów natury zarazem – podczas przypływów morze odcina klasztorne wzgórze od lądu, czyniąc je wyspą. A kiedy wody odpływają, spacer boso po suchej zatoce jest niezapomnianym przeżyciem.

Na świątynnym wzgórzu znajdują się dziś zakonne Wspólnoty Jerozolimskie – osobno bracia i siostry – które prowadzą domy gościnne w pobliżu opactwa (oddzielnie dla osób indywidualnych i par oraz dla rodzin i grup). Są one dostępne dla wszystkich, którzy odczuwają duchowy głód i są gotowi do udziału w nabożeństwach trzy razy dziennie (jutrznia, msza św. w południe, nieszpory). Goście dzielą stół z osobami zakonnymi. Jak mówi Claire-Annaël, siostra przełożona wspólnoty z Mont-Saint-Michel, zakonnicy z wdzięcznością przyjmują pomoc przy uprawie klasztornego ogrodu.

Ci, którzy chcą uniknąć tłumu turystów, powinni na Mont-Saint-Michel pojechać między 1 listopada a 15 grudnia lub w okresie od stycznia do kwietnia. Zwykły pobyt może trwać maksymalnie pięć dni. Osoby młode (20–35 lat), poszukujące dłuższej duchowej przygody, Wspólnota Jerozolimska zaprasza do spędzenia z zakonnikami całego roku.

Choć lato już się kończy, sezon na klasztorny wypoczynek trwa przez cały rok. Bo kto z nas, zabieganych na co dzień, nie chce, choć na moment, zwolnić trochę, zatrzymać się? A niezależnie od tego, czy szukamy Boga, czy (tylko) samego siebie, łatwiej się skupić tam, gdzie jeszcze nie dociera Wi-Fi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, tłumacz z języka francuskiego, były korespondent PAP w Paryżu. Współpracował z Polskim Radiem, publikował m.in. w „Kontynentach”, „Znaku” i „Mówią Wieki”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2014