Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O, fotoradary Kobylnicy, paparazzi ubogich, nieubłaganie strzelające fotę za fotą przemykającym nad morze szarakom, widoku linii brzegowej spragnionym po całorocznym poście odbytym w głuszy interioru!
O, fotoradary Kobylnicy, złote żyły sołtysiej skarbony, nieregularnie, acz gęsto i nieuchronnie, przyszłymi wpływami z mandatów połyskujące na karoseriach aut zrezygnowanych urlopników!
O, fotoradary Kobylnicy, katiusze gminnych zbójcerzy, bezczelne preteksty, bolesne lomografy, żółciodajne suweniry kanikuły, oprawcy milionów domowych budżetów nieszczęsnych przejezdnych!
O, fotoradary Kobylnicy, trwajcie gdzie bądź, trwajcie w sławojkach, w krzakach, w kubłach, w dziuplach, trwajcie i dójcie jelenie, na chwałę sołtysa i owieczek jego.
Dlaczego? W Kobylnicy nie ma dlaczego. A jeśli już bardzo chcemy wiedzieć, to sołtys czy burmistrz przedstawił ostatnio w parlamencie RP, przed wysoką izbą, ostateczne dowody swych szlachetnych intencji zamykające usta wszelakiej maści niedowiarkom: przeciętna prędkość w Kobylnicy dzięki fotoradarom spadła z 19 km/h do 17 km/h. Serio! Wykrzyknik! Wołacz!
Zaprawdę, powiadam nam: nie dajmy tego... popsuć. Utrawalajmy chwalebną tendencję. Nie odbierajmy mandatów prowincjonalnym baronom, nie zarzynajmy kury. Dajmy włodarzowi przysłowiowej Kobylnicy dalej ujeżdżać złotą żyłę, a prędkość przejazdu nad morze zmniejszy się... do zera... i będzie... jak... w... niebie... ©