Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W Łodzi fanatycy ŁKS i Widzewa wyzywają się nawzajem od Żydów. Robią to od lat. Niewielu z nich ma pojęcie o historii swojego miasta i klubu, ale to nie jest żadna przeszkoda. Przecież nie o prawdę tu chodzi, tylko o emocjonalny efekt.
Niestety, ślady podobnej mentalności można znaleźć również w naszej rzeczywistości polityczno-medialnej, zwłaszcza w mnożonych w nieskończoność oskarżeniach kolejnych osób o odgrywanie roli rosyjskiej agentury w Polsce. To już właściwie przemysł, a opisy wydarzeń przypominają scenariusze tanich filmów szpiegowskich. W jednym z nich Marek Falenta jedzie, według zeznań jego wspólnika Marcina W., do rosyjskiego hotelu i przekazuje GRU (na imprezie w saunie z prostytutkami) kompromitujące dla polityków PO nagrania ich rozmów z dwóch warszawskich knajp. I to w czasie, gdy o taśmach było już głośno pośród warszawskich dziennikarzy… Oczywiście ktoś może sobie wierzyć w ten opis oraz w to, że miesiąc później do akcji skompromitowania rządu Donalda Tuska wykorzystano dziennikarzy „Wprost”, a akcja ABW w redakcji po jej publikacjach żenujących dialogów elity PO (przy okazji nagrano też wywody Mateusza Morawieckiego) nie była spektakularnym atakiem na wolność dziennikarską, ale walką z rosyjską siatką. Proszę bardzo. Dziś można wierzyć we wszystko. Wybory polityczne w Polsce opierają się przecież nie na wiedzy, ale na wyznaniu wiary.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Zeznania Marcina W. są „do wyboru, do koloru”. Wy nam spiskiem zawiązanym w ruskiej bani, to my wam reklamówką z 600 tys. euro łapówki dla młodego Tuska. A że cała ta historia kupy się nie trzyma? Że gdyby Zbigniew Ziobro naprawdę wierzył w te brednie, to syn byłego premiera już dawno miałby „wjazd” ABW do domu o szóstej rano i sprawę karną w sądzie? Prawda, nieprawda, przy okazji najbliższego sondażu zobaczy się, czy warto było zużywać energię na durne oskarżenia.
Faktem jest, że Falenta kontaktował się z politykami PiS w sprawie nagrań, a taśmy uderzające w rząd PO pojawiły się po aneksji Krymu przez Rosję, gdy Tusk stracił złudzenia wobec Putina. Tyle że chyba żaden szef rosyjskiego wywiadu nie zdecydowałby się na obalenie koalicji PO-PSL, wiedząc że alternatywą dla niej było już wówczas obsesyjnie antyrosyjskie (po ataku na Gruzję i katastrofie w Smoleńsku) PiS. No chyba że uwierzymy, iż partia ta jest rzeczywiście zinfiltrowana przez Moskwę, a szefem siatki jest Antoni Macierewicz. I pewnie dlatego rząd PiS przyjmuje miliony Ukraińców, wysyła do Kijowa tony broni i domaga się drastycznych sankcji na Rosję. Widzą Państwo w tej konstrukcji jakąś logikę? Bo ja widzę w niej tyle prawdy, co w opowieści o torbie z łapówką dla Tuska czy w materiałach TVP o Radosławie Sikorskim.
Nie mam wątpliwości, że w Polsce działa rosyjska agentura. Mam jednak wrażenie, że ta ciągła kakofonia oskarżeń tworzy świetny klimat dla skutecznej i zarazem cichej pracy prawdziwych szpiegów Rosji.©