Dziesięciolatka

W 1995 r. stanęło w szranki osiemnastu kandydatów, ale liczyło się dwóch: Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski. W pierwszej turze (przy frekwencji 64,6 proc.) Kwaśniewski otrzymał 38 proc., a Wałęsa - 30. O wyniku drugiej tury przesądziła debata telewizyjna, podczas której Wałęsa obwieścił, że konkurentowi może co najwyżej podać nogę.

16.10.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Jak wielkie emocje budziło tamto głosowanie, świadczy np. wypowiedź Bohdana Cywińskiego: "W tym jednym, najgorszym wypadku, mam życzenie tylko jedno - i bardzo zdecydowane: niech cię trafi szlag - i to szybko! Z tobą gadać, tobie sugerować czegokolwiek nie będę, na ciebie nie liczę - i ty nie licz na mnie! Masz we mnie wroga, jak miał we mnie wroga PRL".

Małe kłamstwa

W tych życzeniach autor “Rodowodów niepokornych" nie był odosobniony. Trudno się dziwić, że nim wybraliśmy Kwaśniewskiego (uzyskał 51,72 proc., Wałęsa - 48,28; do urn poszło 68,23 proc. uprawnionych), Jan Nowak Jeziorański w “zadaniach dla prezydenta" pisał, że byłoby “pięknym gestem, gdyby zwycięzca zaczął od orędzia zapewniającego, że będzie prezydentem ogółu obywateli, zarówno zwolenników, jak i przeciwników". I rzeczywiście: po elekcji Kwaśniewski zapewnił, że “chciałby być prezydentem wszystkich Polaków" - ale potraktowano to jako chęć przypodobania się wszystkim, charakterystyczną dla “człowieka bez właściwości".

Wielu nie chciało uznać go za prezydenta i to przez obie kadencje. Liga Republikańska ustawiała rogatki na przedmieściach Krakowa, by nie wpuścić go do miasta, władze Gdańska nie zaprosiły Kwaśniewskiego - choć Kancelaria Prezydenta o to zabiegała - na obchody 1000-lecia miasta, w 1997 r. w Paryżu aktywiści “Naszości" obrzucili parę prezydencką jajkami. Członkowie Ligi protestowali też na Placu Św. Piotra podczas wizyty Kwaśniewskiego w Watykanie. Mimo to Jan Paweł II audiencji mu udzielił i to nie jednej. Było też sporo gestów, m.in. zaproszenie Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich do papamobile na zakończenie pielgrzymki w 1999 r.

Niechęć wzmacniały jego “małe kłamstwa". Przed drugą turą “Życie Warszawy" pisało, że Jolanta Kwaśniewska i Maria Oleksy, żona ówczesnego premiera, posiadają udziały w Polisie SA, a ich wspólnikami są b. funkcjonariusze nomenklatury PZPR. Kwaśniewski nie wpisał udziałów żony do oświadczenia majątkowego, łamiąc ustawę antykorupcyjną. Nie zrobił też magisterium (ma tylko absolutorium), choć w dokumentach złożonych przed wyborami twierdził, że posiada tytuł naukowy. Do PKW wpłynęło 600 tys. protestów podważających zgodność jego elekcji z prawem. Ich zasadność rozpatrywał Sąd Najwyższy - i potwierdził ważność wyborów.

Tylko nieliczni, np. Jerzy Giedroyc, nie podzielali oburzenia. Choć wcześniej Redaktor proponował, by wyborcy odrzucili obu najważniejszych pretendentów, uznał zwycięstwo Kwaśniewskiego. Apelował też, by opozycja solidarnościowa nie izolowała głowy państwa, bo uznanie współpracy z prezydentem za zdradę narodową byłoby dla Polski szkodliwe: “To człowiek słaby, ale człowiek, któremu trzeba pomóc; w tym sensie, żeby poczuł, że może działać nie tylko dla dobra swojej partii". Ŕ propos: przy różnych okazjach nowy prezydent powtarzał, że w dużej mierze ukształtowały go “Kultura" i Radio Wolna Europa: “gdyby nie one, nie byłbym człowiekiem lewicy". Dziwne wyznanie w ustach b. działacza PZPR, który przyznawał jednak, że to klasyczne rozdwojenie. Kwaśniewski wybrał się do Maisons-Laffitte na początku prezydentury, a spotkanie z Giedroyciem określił jako “wielki znak czasu, paradoks dziejowy".

Przeszłość rzuca cień

Kwaśniewski nie zamierzał bowiem zamykać się w getcie i szukał partnerów w środowiskach, z którymi kiedyś więcej go dzieliło. W telewizyjnym orędziu noworocznym z 1996 r. cytował Papieża i Michnika; przyznawał, że “dzisiejsze sukcesy" nie byłyby możliwe bez Wałęsy i Balcerowicza, z uznaniem wspominał wszystkich premierów wolnej Rzeczypospolitej - od Tadeusza Mazowieckiego do Jana Olszewskiego. To nie ostatni raz, gdy przyznał, że mieli rację ci, którzy w latach 70. i 80. walczyli o prawa człowieka. Niektórzy uwierzą w jego słowa, inni pozostaną nieprzejednani. Ale przez dwie kadencje większość będzie zdania, że dobrze spełnia obowiązki. W 1997 r., gdy nie przebrzmiał jeszcze “szok wyboru", 62 proc. deklarowało zaufanie dla lewicowego prezydenta.

Echem “afery Oleksego", która wybuchła tuż przed rozpoczęciem pierwszej kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego, była prezydencka propozycja odtajnienia archiwów MSW z lat 1945-95 przez powołanie instytucji “sprawującej pieczę nad zabezpieczeniem, a następnie ujawnieniem archiwów MSW", na której czele miałby stanąć Aleksander Małachowski. Pomysł oprotestowała opozycja, obawiając się, że ujawnienie aktualnych archiwów grozi likwidacją służb specjalnych. Nieco później prezydent przedstawi projekt ustawy o Komisji Zaufania Publicznego, która sprawdziłaby grupę ok. 10 tys. osób na kierowniczych stanowiskach w państwie pod kątem ich współpracy ze służbami specjalnymi do 31 lipca 1990 r.

Nie znaczy to, że był zwolennikiem lustracji. W niedalekiej przyszłości zawetuje złożony przez koalicję AWS-UW projekt powołania Instytutu Pamięci Narodowej, proponując, by dostęp do teczek mieli wszyscy, nie tylko osoby uznane za pokrzywdzone. To wówczas koordynator służb specjalnych Janusz Pałubicki powiedział: “Miał być prezydentem wszystkich Polaków, a został prezydentem wszystkich ubeków". Wicepremier Janusz Tomaszewski skłonił Pałubickiego do przeproszenia głowy państwa. Sejm zaś weto odrzucił, dzięki czemu do teczek służb specjalnych mają dostęp jedynie pokrzywdzeni. Ostatecznie więc - wbrew oczekiwaniom SdRP - prezydent podpisał ustawę, choć najpierw skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie jej zgodności z Konstytucją.

Ze skutkami lustracji zresztą przyszło się mierzyć ludziom z jego otoczenia. W 1999 r. Marek Dukaczewski z Kancelarii Prezydenta przyznał się do związków ze służbami specjalnymi. Prezydentowi to nie przeszkadzało. Do współpracy - zastrzegając, że nie chodzi o SB - przyznał się też Andrzej Majkowski, szef Biura Stosunków Międzynarodowych Kancelarii. W tym czasie, na wniosek rzecznika interesu publicznego, rozpoczyna się przed Sądem Lustracyjnym postępowanie w sprawie Tomaszewskiego. Przyjmując dymisję wicepremiera i szefa MSWiA Kwaśniewski wylicza sukcesy tego resortu i apeluje “do ludzi polityki, którzy są nadgorliwi i proponują decyzje wyprzedzające decyzje niezawisłych sądów, aby się zastanowili, co czynią. Co uczynimy, jeżeli ci ludzie okażą się niewinni?". Później okazało się, że Tomaszewski współpracownikiem SB nie był.

Przeszłość polityczna Kwaśniewskiego wracała co i rusz, m.in. w 2000 r. na pierwszym kongresie SLD przedstawiono list prezydenta o konieczności obrachunku partii z przeszłością. Kilku delegatów ogarnęła furia, ale władze Sojuszu z prezydentem nie polemizowały. Kiedy wkrótce prezydent przyjął działaczy SLD, rozmawiano nie o przeszłości, ale o poparciu gospodarza w kolejnych wyborach.

Kohabitacja po polsku

Czy prezydent jest ,,giętki", miało się okazać po wyborach parlamentarnych w 1997 r., gdy zwyciężyła AWS, a SLD (wówczas koalicja ugrupowań lewicowych na czele z SdRP, która dopiero w ’99 r. przekształciła się w jednolitą partię) przeszedł do opozycji. W wywiadzie, jakiego Aleksander Kwaśniewski udzielił “TP" w 2000 r., za największy swój błąd uznał zgodę na desygnowanie na premiera Jerzego Buzka, który nie był liderem zwycięskiego ugrupowania. “Efektem jest sytuacja, że szef rządu uzależniony jest od niezdefiniowanego zaplecza. Skuteczne demokracje zdecydowały się na czytelność reguł". Niewykluczone, że dziś, po zwycięstwie PO-PiS, stanie przed podobnym problemem...

Niezależnie od jego starań, wybory ’97 postawiły kohabitację pod znakiem zapytania. Niektóre kręgi lewicy - reprezentowane przez “Trybunę" - namawiały Kwaśniewskiego, by wetował na złość rządzącej koalicji. On jednak, mimo wątpliwości, większość ustaw podpisywał, także reformy wprowadzane przez rząd Buzka: oświaty, służby zdrowia czy emerytur i rent z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Zawetowania tej ostatniej domagali się m.in. górnicy, grożąc strajkiem. Podpis prezydenta umożliwił reformę. Wobec tych samych górników zabrakło mu stanowczości latem 2005, kiedy wbrew rządowi, przedsiębiorcom i ekspertom ekonomicznym podpisał ustawę gwarantującą prawo do emerytury po 25 latach pracy pod ziemią, bez względu na wiek. Ustawa była wymuszona protestami na ulicach Warszawy i obciąży już budżet przyszłego rządu. Ale ważne było to, że informację o niej pierwszy podał Włodzimierz Cimoszewicz, popierany przez Kwaśniewskiego kandydat na prezydenta, podczas spotkania wyborczego z górnikami.

Kwaśniewski podpisał też liberalizację tzw. ustawy antyaborcyjnej, bo “najlepszą ochroną przed aborcją jest wiedza o konsekwencjach przedwczesnego podejmowania współżycia seksualnego, rzetelnie przekazana młodym przez dobrze przygotowanych pedagogów" (ostatecznie nie weszła w życie, po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego). Zawetował zaś, w kwietniu 2000 r., ustawę o całkowitym zakazie pornografii: “Nie mogę podpisać ustawy, której twórcy godzą się z możliwością nieprzestrzegania jej postanowień oraz powstania nielegalnej produkcji treści pornograficznych". Weto przyjęto.

Weto zastosował też w 2000 r. wobec ustawy uwłaszczeniowej. Według prezydenta, miała wady prawne, była niesprawiedliwa społecznie i oparta na nieprecyzyjnym rachunku ekonomicznym. W Sejmie też brakowało jej zwolenników, bo weta nie odrzucono. Podobny los, rok później, spotkał ustawę reprywatyzacyjną. W 2002 prezydent zawetował nowelizację kodeksu karnego, zaostrzającą kary za 80 przestępstw. W 2005 r. zaś zakończył wieloletni spór o otwarcie dostępu do zawodów prawniczych, podpisując umożliwiającą to ustawę.

Jednym z najważniejszych wydarzeń obu jego kadencji było jednak przyjęcie nowej Konstytucji. Kwaśniewski był jednym z jej architektów: jako poseł szefował komisji konstytucyjnej, a jako głowa państwa wzywał do przyjęcia nowej ustawy zasadniczej, rozsyłając do 11,5 mln Polaków jej tekst i apele o udział w referendum. Za Konstytucją, która weszła w życie 17 października 1997, opowiedziało się 52 proc. głosujących. Konkordat, przyjęty przez Sejm w styczniu, prezydent podpisał w marcu ’98 r.

Tak więc kohabitacja nie zawsze była łatwa, szczególnie gdy rządziła AWS, ale w kwestiach geopolityki prezydent i kolejne koalicje przemawiali jednym głosem.

Już w kwietniu 1996 r., podczas pierwszej wizyty w Moskwie, Kwaśniewski zdecydowanie mówił o naszych aspiracjach do NATO, podkreślając, że polsko-rosyjski kompromis w tej sprawie nie jest możliwy. Podobną deklarację złożył wkrótce podczas wizyty w USA. W 1999 r. parlament większością głosów upoważnił go do ratyfikacji traktatu przystąpienia do NATO, a 12 marca, gdy minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek złożył dokumenty w Waszyngtonie, staliśmy się członkiem Paktu. “Wracamy tam, gdzie nasze miejsce, bo Sojusz to wspólna siła w imię wspólnych wartości" - powiedział prezydent.

Podobnie będzie mówił cztery lata później, po referendum w sprawie przystąpienia do Unii, której też był konsekwentnym orędownikiem: “Wracamy na miejsce, które Polsce się należy za tysiąc lat historii i za wielką dzielność, którą Polacy wykazali w ostatnich kilkunastu latach, kiedy zmienili nie tylko oblicze tej ziemi, ale także oblicze europejskiego kontynentu".

Zespół przeciążeniowy goleni prawej

W sierpniu 1997 “Życie" i “Dziennik Bałtycki" napisały, że trzy lata wcześniej Kwaśniewski spędził dwa tygodnie w pensjonacie “Rybitwa" w Cetniewie, w którym bawił jednocześnie oficer KGB Władimir Ałganow (znany ze sprawy “moskiewskiej pożyczki" dla SdRP i afery “Olina"). Prezydent nazwał te rewelacje kłamstwem i dowodził, że go w Cetniewie nie było podczas pobytu Ałganowa - przedstawił alibi: bilety lotnicze i paszport. “Życie" wydrukowało z kolei kopie jego rachunków hotelowych. Kwaśniewski twierdził, że nie zna Ałganowa, i złożył pozew sądowy, domagając się od obu dzienników 2,5 mln złotych odszkodowania, które zamierzał przekazać ofiarom powodzi. “Życie" trwało przy oskarżeniach - miało trzech świadków pracujących w “Rybitwie" gotowych zeznawać, że Kwaśniewski spotykał się z Ałganowem; ,,DB" pod presją wydawcy odwołał oskarżenia. Sąd uwierzył prezydentowi i w 2001 r. zdecydował, że “Życie" ma przeprosić prezydenta, ale dwa lata później Sąd Najwyższy rozpatrując kasację sprawy uznał, że dziennikarze mają prawo do błędu. Bo błąd, wszystko na to wskazuje, popełnili (warto przypomnieć, że parę miesięcy przed aferą Zbigniew Siemiątkowski, wówczas minister spraw wewnętrznych, ostrzegał, że rosyjskie służby specjalne przygotowują prowokacje, kompromitujące polskie elity i blokujące nam drogę do NATO).

Mimo afery większość obywateli darzyła prezydenta zaufaniem: Polki deklarowały, że Sylwestra ’97 spędziłyby właśnie z nim, mężczyźni zaś chcieli tego wieczoru towarzyszyć Jolancie Kwaśniewskiej. Ale miesiąc po Sylwestrze wybuchł kolejny skandal: prezydent pojawił się w reklamie mebli Forte. “Użyczył wizerunku, ponieważ chodziło o reklamę polskiej gospodarki na rynkach azjatyckich" - wyjaśniali jego rzecznicy. Po nieprzychylnych komentarzach Pałac wycofał reklamę. Prezydent zaklinał się, że nic go z Forte nie łączy, ale było to kolejne ,,małe kłamstwo": okazało się, że szefami firmy są szwagier i ojciec szwagra Prezydentowej. Z Kancelarii zwolniono Antoniego Styrczulę, który upierał się, że prezydent na reklamę się zgodził.

W tym samym czasie “Wprost" pisze o 7,5 mln dolarów byłej PZPR, które w ’90 r. przejęli działacze SdRP, a o ich przeznaczeniu miał decydować m.in. Kwaśniewski. Tygodnik publikuje nazwy spółek i fundacji założonych z tych pieniędzy. Hanna Suchocka, minister sprawiedliwości, “w związku z informacjami prasowymi wskazującymi na uzasadnione podejrzenie zagarnięcia mienia społecznego", nakazuje warszawskiej Prokuraturze Wojewódzkiej wszczęcie śledztwa. Warto przypomnieć, że w 1996 r. nowo wybrany prezydent wycofał weto Lecha Wałęsy i podpisał wygodną dla SdRP ustawę o przejęciu majątku b. PZPR. Kwaśniewski był już wówczas bezpartyjny. Legitymację SdRP oddał po elekcji, deklarując, że do końca życia nie sięgnie po inną.

Prezydencki prestiż uległ też nadwerężeniu jesienią ’99 w Charkowie, gdzie składał hołd polskim oficerom zamordowanym wiosną 1940 r. na rozkaz Stalina. Wszystko wskazuje na to, że Kwaśniewski był podczas uroczystości pod wpływem alkoholu, ale wedle Kancelarii Prezydenta takie “zarzuty są insynuacjami" - trudności z utrzymaniem równowagi mogły wziąć się stąd, że głowa państwa podlega leczeniu w związku z “pourazowym zespołem przeciążeniowym goleni prawej". Co bulwersuje do dziś, wiele najważniejszych mediów wówczas milczało.

Haki i olimpiada

Kampanii prezydenckiej w 2000 r. daleko było do finiszu, gdy minister sportu Jacek Dębski opowiedział “Gazecie Wyborczej" o “wysokim funkcjonariuszu AWS", który pytał go, czy są w UKFiT “»kwity« na Kwaśniewskiego", i groził: “Jeżeli nie znajdziesz, to my znajdziemy »kwity« na ciebie". “Kwity" znalazła “Gazeta Polska", pisząc o dotacjach przekazywanych przez Urząd za czasów Kwaśniewskiego organizacjom młodzieżowym i biurom turystycznym. Prezydent twierdził, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Premier Buzek odwołał Dębskiego i zapewnił prezydenta, że “nie było i nie ma możliwości wykorzystania administracji rządowej do działań sprzecznych z prawem", szczególnie “wymierzonych w prezydenta RP". Śledztwo umorzono, bo Dębski odmówił podania nazwisk szantażystów, a ponad rok później został zastrzelony. Późniejsze dochodzenia przychylały się do tezy, że to raczej porachunki gangsterskie niż mord polityczny.

Poszukiwanie “haków" trwało nadal: w sierpniu UOP przesłał do sądu lustracyjnego dokumenty mające świadczyć o współpracy prezydenta z SB (nie były znane rzecznikowi interesu publicznego ani ministrowi-koordynatorowi służb specjalnych). Ostatecznie sejmowa komisja ds. służb specjalnych nie dopatrzyła się złamania prawa podczas lustrowania Kwaśniewskiego, Sąd Lustracyjny orzekł zaś, że prezydent nie współpracował z SB.

Jakiś czas później prezydent stał się negatywnym bohaterem spotu wyborczego AWS. Poza scenami z Charkowa pokazano nakręcone amatorską kamerą ujęcie, w którym Marek Siwiec, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, parodiuje Papieża i - namówiony przez prezydenta - klęka, by całować ziemię. Siwiec przeprosił i podał się do dymisji, a abp Józef Życiński oświadczył, że do dymisji powinien się podać sam prezydent. Wiadomość, jak wykazały badania, miała wpływ na ok. 4 proc. elektoratu, ale kolejne wybory Kwaśniewski wygrał w pierwszej turze, zdobywając 53,9 proc., czyli ok. 9,5 mln głosów. W kampanii najczęściej mówił o olimpiadzie w Sydney.

Jako człowiek, obywatel i prezydent

Gdy w styczniu 2001 r. ponownie przysięgał przed Zgromadzeniem Narodowym, od kilku miesięcy toczyła się dyskusja o książce Jana Tomasza Grossa. “Zbrodnia w Jedwabnem jest faktem - mówił prezydent w “TP". - Powiedzenie prawdy nie oznacza rozciągania odpowiedzialności ani na cały naród, ani na państwo polskie. Wśród Polaków byli tacy, którzy Żydom pomagali i ratowali im życie. Byli też tacy, którzy Żydów sprzedawali i - niestety - mordowali. Było i tak, i tak. W Polsce była wielka szlachetność i wielka hańba".

10 lipca, w 60. rocznicę zbrodni, podczas uroczystości w Jedwabnem powie: ,,Sąsiedzi sąsiadom zgotowali ten los. Jako człowiek, jako obywatel i jako prezydent RP - przepraszam. W imieniu swoim i tych Polaków, których sumienie jest poruszone tamtą zbrodnią".

Kwaśniewski już wcześniej zrobił sporo dla pojednania polsko-żydowskiego, m.in. w 30. rocznicę Marca ’68 proponował nadawać obywatelstwo osobom pozbawionym go w 1968 r. Potępiał ekscesy antysemickie, ale z początkiem drugiej kadencji okazało się, że w jego Kancelarii pracuje trzech urzędników oskarżonych o udział w zajściach ’68 r. Pojawiły się więc obawy o wiarygodność prezydenckich gestów. Mówił wtedy, że Marzec był hańbą, ale musi pamiętać, co robili jego współpracownicy przez następnych 30 lat i czy dziś są przydatni dla państwa. Jednego z urzędników zwolnił, dwóch pozostałych - w tym Stanisława Cioska - pozostawił w Kancelarii.

Rok 2001 przynosi zwycięstwo SLD w wyborach parlamentarnych. “Drogi Leszku - powie do Millera, desygnując go na premiera - wiesz, że życzę ci powodzenia, i wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć". Ich przyjaźń okaże się “szorstka", gdy wybuchnie afera Rywina i prezydent zacznie pytać, czy Miller może jeszcze rządzić państwem. Sprawa odbije się też na wizerunku Kwaśniewskiego. Głośno będzie o Stowarzyszeniu Ordynacka, którego legitymację, i to z numerem 1, ma sam prezydent. Z Ordynacką byli związani jego współpracownicy: Siwiec, Szymczycha, Kalisz, Ciosek, a także premierzy Oleksy i Belka; jej ludzie kierowali Orlenem, KGHM, Pocztą Polską i spółkami skarbu państwa. Kwaśniewski widział w Ordynackiej bazę dla nowej lewicy, ale afera Rywina, której bohaterami byli należący również do Ordynackiej Robert Kwiatkowski i Włodzimierz Czarzasty, skompromitowała to środowisko.

W sprawie Rywina prezydent zeznawał przed prokuraturą, ale przed komisją sejmową nie chciał stanąć. “Mogę stawić się przed komisją, mogę zatańczyć i zaśpiewać, tylko po co?" - irytował się. Posłom nie udało się zmusić go do zeznań.

Nic dziwnego, że wolał się zajmować polityką zagraniczną. Efekty były różne. Choć trzeba docenić jego politykę ukraińską (nieraz na arenie międzynarodowej był adwokatem Kijowa, doprowadził do pojednania polsko-ukraińskiego, bez wahania wsparł Pomarańczową Rewolucję), to w polityce wobec Rosji zabrakło mu sukcesów. W 2001 r. pojechał do Moskwy i po spotkaniu z Putinem oświadczył, że “w stosunkach polsko-rosyjskich nie ma już żadnych drażliwych kwestii" - lecz ta i inne jego wizyty zazwyczaj nie przynosiły konkretów, a drażliwych kwestii przybywało. Choćby wtedy, gdy Putin domagał się bezwizowego tranzytowego korytarza między Kaliningradem a Białorusią, który biegłby przez terytorium Polski. Po Pomarańczowej Rewolucji stosunek Moskwy wobec Warszawy stał się jeszcze chłodniejszy. Podczas obchodów 60-lecia wyzwolenia Auschwitz Kwaśniewski chuchał i dmuchał na Putina - lecz nic nie zdołało ocieplić atmosfery.

Kontrowersje budzi też nasz udział w wojnie irackiej. Tu stanowisko prezydenta uległo widocznej zmianie: “Polska była zwodzona w sprawie broni masowego rażenia w Iraku" - powie na początku 2004 r. Odebrano to jako zapowiedź wycofania polskich wojsk znad Zatoki Perskiej, obecnych tam od początku konfliktu (rok wcześniej, decyzją prezydenta, wysłano 300 żołnierzy do Afganistanu). George W. Bush zadzwonił wtedy do Kwaśniewskiego, a wkrótce potem minister Siwiec tłumaczył zamieszanie “nieporozumieniem leksykalno-translatorskim".

W tym czasie rozpadał się SLD, ,,ukochane dziecko" Kwaśniewskiego. Po kompromitacji Millera, nie tylko w wyniku ustaleń komisji rywinowskiej, prezydentowi przypada desygnowanie premiera rządu fachowców. Nie bez trudu udaje się powołać Marka Belkę, który zdaniem Kwaśniewskiego jest “wystarczająco apolityczny i wystarczająco polityczny". Tymczasem powstaje kolejna komisja śledcza - ds. PKN Orlen. B. minister skarbu Wiesław Kaczmarek twierdzi, że po aresztowaniu prezesa Orlenu skład nowej rady nadzorczej uzgadniali Kwaśniewski, Miller i biznesmen Jan Kulczyk. Z ujawnionego przez media raportu MSZ wynika, że dzięki fuzji z węgierskim koncernem paliwowym MOL do Orlenu mogliby wejść Rosjanie (udziałowcem MOL jest Jukos). Prezydent deklaruje, inaczej niż w przypadku komisji rywinowskiej, że w sprawie Orlenu nie ma nic do ukrycia i jest gotów do dialogu. Tymczasem komisja występuje o udostępnienie akt i dokumentów finansowych fundacji Jolanty Kwaśniewskiej Porozumienie bez Barier (Orlen był jednym z najpoważniejszych sponsorów fundacji), a także dokumentacji księgowej kancelarii adwokackiej Andrzeja Kratiuka, przewodniczącego rady fundacji Porozumienie bez Barier i b. członka rady nadzorczej Orlenu.

Znów pojawia się Ałganow. Tym razem spotkał się z nim Kulczyk, w Wiedniu, deklarując pomoc w przejęciu przez Łukoil Rafinerii Gdańskiej i powołując się na wpływy u “pierwszego". Rusza poszukiwanie “haków" na prezydenta. Prosił o nie Kulczyka Roman Giertych, wiceprzewodniczący komisji orlenowskiej, obiecując, że w zamian najbogatszy Polak nie będzie się musiał niczego obawiać. Potem zeznają doprowadzeni z więzienia Grzegorz Wieczerzak, który mówi, że za największe prywatyzacje w kraju odpowiada “biznesowy klub Krakowskiego Przedmieścia" (czyli Pałac Prezydencki), oraz Marek Dochnal, który formułuje zarzuty także wobec Marka Ungiera, b. szefa Gabinetu Prezydenta (miał doprowadził do jego aresztowania, by storpedować dywersyfikację dostaw ropy do Polski). Wtedy prezydent odmawia udziału w “politycznej awanturze". Czyli - nie stawia się na przesłuchanie. I nie zmienia zdania do końca obrad komisji.

***

Swoim następcą Kwaśniewski chciał widzieć Cimoszewicza. Kiedy ten się wycofał, zapowiedział oddanie głosu na Marka Borowskiego. Przypomnijmy, że na długo przed wyborami, z racji rankingu “Polityki", w prezydenckie szranki miała stanąć Prezydentowa. Sondaże dawały jej nawet dziewiętnastoprocentowe poparcie...

Znamiennym akordem końca prezydentury Kwaśniewskiego okaże się jednak zaproszenie go przez Lecha Wałęsę na imieniny, a potem obchody 25-lecia “Solidarności". Pięć lat wcześniej Kwaśniewski przyznał, że w 1980 r. był bliski wstąpienia do “Solidarności", ale powstrzymał go “ten owczy, straszliwy pęd, który rozpoczął się już we wrześniu". Za, dla wielu obraźliwe sformułowanie przeprosił, ale kilka dni później Wałęsa, podczas przyjmowania przez Sejm uchwały na 20-lecie powstania “S", powiedział: “13 grudnia barany zatrzymały owczy, mądry pęd, a gdyby tej chęci wszystkich Polaków barany nie zniszczyły, Polska wyglądałaby sprawiedliwiej, bogaciej i mądrzej".

Po latach sporów między obu prezydentami Kwaśniewski powie Wałęsie: “25 lat temu nie stałem z Panem po jednej stronie, dzisiaj jednak nie mam wątpliwości, że Pana wizja Polski wiodła nas w dobrym kierunku".

---ramka 378806|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2005