Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Tiny Voices" to dziewiąty studyjny album Henry’ego, ale pierwszy legalnie dostępny w naszym kraju. Na początku lat 90. nagrywał on albumy country-rockowe z muzykami popularnej w Stanach grupy The Jayhawks. W 1996 r. wyostrzył brzmienie. Jednak prawdziwa muzyczna rewolucja nadejść miała dopiero w 2001 r., wraz z wydaniem albumu “Scar". Henry definitywnie zerwał z rock’n’rollem, zbliżając się do jazzu - w skład grupy wchodzili m.in. Ornette Coleman i Marc Ribot. “Tiny Voices" jest rozwinięciem pomysłów “Scar". Na saksofonie i klarnecie gra Don Byron, na trąbce Ron Miles, pojawia się także Jim Keltner na perkusji i Patrick Warren na klawiszach. Skład, jakiego pozazdrościć może niejeden jazzman!
Skojarzenia ze “Small Changes" i Waitsem nie powinny dziwić: wszak w ’76 zaprosił on do nagrywania innego wielkiego saksofonistę, Lew Tabackina, a kilka lat później sam nagrywał z Ribotem. Joe Henry tak jak Waits snuje opowieści o złamanych sercach, niespełnionych obietnicach i życiu, które miało wyglądać inaczej. Henry prowadzi muzyków twardą ręką, w końcu “Tiny Voices" to zbiór piosenek, więc improwizacje muszą być delikatne. Otrzymaliśmy jednak album niezwykłego nastroju i emocjonalnego napięcia. Podobno przed sesją nagraniową jedyna wskazówka Henry’ego dla muzyków brzmiała tak: “każdy z was ma obejrzeć przed wejściem do studia »Zbrodnicze życie Archibalda de la Cruz« Buńuela". Jakaś cząstka prawdy w tej historii musi być, wszak nagrali przepiękny album o zbrodniach... miłości.