Hugo Race: "The Goldstreet Sessions", Willard Grant Conspiracy: "Regard The End"

Czy ktoś pamięta opowiadanie Raymonda Chandlera “Gorący wiatr"? Zaczyna się ono takimi słowami: “Przez cały wieczór wiał wiatr z pustyni. Jeden z tych suchych, ciepłych wiatrów, które przeciskają się przez przełęcze górskie, schodzą w dół, mierzwią przechodniom fryzury, wywołują rozstrój nerwowy (...)" (tłum. Michał Ronikier). Kiedy pierwszy raz włączyłem nowy album Hugo Race’a, miałem wrażenie, że moją twarz muska ów Chandlerowski gorący wiatr z pustyni. Złudzenie to ma jednak swoje podstawy.

21.03.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

Hugo Race, Australijczyk, wychował się w pustynnym kraju. Podmuch gorącego wiatru nie jest mu więc obcy. Utwór z utworem, dzięki delikatnym elektronicznym pogłosom i zdubowanej gitarze Race’a, przenikają się wzajemnie tworząc dźwiękowe złudzenie pustynnej przestrzeni. Niemały wpływ na tworzenie owej niezwykłej atmosfery miał zapewne Nick Cave, z którym Hugo Race grał w połowie lat 80.

Jednak o ile Cave - zabrzmi to jak świętokradztwo - swój artystyczny rozwój skutecznie zastopował, to Race rozwinął skrzydła. Z płyty na płytę nagrywa coraz lepsze piosenki, a “The Goldstreet Sessions" stanowi opus magnum gitarzysty. Jego specyficzna pustynna odmiana bluesa jeszcze nigdy nie brzmiała tak świeżo i przestrzennie.

Podobnie rzecz ma się z nowym albumem Willard Grant Conspiracy. Tu także porównania z Cavem narzucają się same; przez niemal bliźniaczą barwę głosu lidera - Roberta Fishera i podobne tekstowe podróże w krainy morderstw, niechcianej miłości i śmierci. Na swoim piątym studyjnym albumie Fisher po raz pierwszy otoczył się gośćmi i to nie byle jakimi. W chórkach śpiewają z nim m.in. Kristin Hersh i Jess Klein, na fortepianie i gitarze akompaniuje mu Chris Eckman z The Walkabouts. “Regard The End" to album urzekający delikatnym pięknem. I choć nie ma w nim przestrzeni Race’a, to o wiele więcej ducha, elementów sakralnych. Niektóre pieśni - np. “Another Man Is Gone" - przywodzą na myśl religijne songi Jonny’ego Casha.

Dobrze na początku nowego roku posłuchać dwóch znakomitych albumów idealnie od siebie różnych, a zarazem idealnie się uzupełniających. To dobrze wróży na przyszłość. Zakończmy więc nieśmiertelnym Chandlerem: “Wszystkie ogrody, jakie mijałem po drodze, pełne były poskręcanych, poczerniałych liści i kwiatów spalonych przez gorący wiatr".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2004