Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Choć lider grupy Liam Howlett uważa ten album za swoje najlepsze dzieło, trudno podzielić jego optymizm. Bo z “Always Outnumbered..." najzwyklej wieje nudą. To wciąż potężne, wbijające w fotel brzmienie, ale tępe, pozbawione pazura. Otwierający album “Spitfire" z gościnnym udziałem aktorki Juliette Lewis zamiast porywać, męczy. Zaś wokal hollywoodzkiej gwiazdki razi sztucznością. Zupełnie jakby chciała udowodnić światu i sobie, jaką to złą i zepsutą jest dziewczynką. Tylko po co? Za mało wiarygodne są jej pozy, za bardzo gwiazdorskie.
Wyraźnie brakuje na płycie rozhisteryzowanych wokaliz Keitha Flinta i głosu Maxima, którzy mają dołączyć do Howletta podczas październikowej trasy koncertowej. Tylko cóż tu promować skoro nikt na świecie nie jest w stanie tchnąć życia w tę odrobinę świetnie wyprodukowanego jazgotu.
Oto jak kończą się kariery... Z wrzaskiem. Konającego.