Jak zbudowano mur

Moskwa, 31 grudnia 1960 r. Po placu Czerwonym lodowaty wiatr miota śniegiem. Na Kremlu trwa sylwestrowy bankiet. Wielu gości, także zagranicznych dyplomatów, myśli z niepokojem, czy będzie to rok dobry...

16.08.2011

Czyta się kilka minut

Moskwa, 31 grudnia 1960 r. Po placu Czerwonym lodowaty wiatr miota śniegiem. Na Kremlu trwa sylwestrowy bankiet. W pełnej przepychu Sali Św. Grzegorza zgromadziło się dwa tysiące gości, w tym korpus dyplomatyczny, aby wraz z Nikitą Chruszczowem, przywódcą sowieckiego imperium, witać nowy rok. Wielu, nie tylko dyplomatów, myśli z niepokojem, czy będzie to rok dobry.

"Zimna wojna" przeżywa apogeum. To niezwykła rywalizacja. To nieubłagane starcie dwóch systemów, opartych nie tylko na odmiennych koncepcjach politycznych i ekonomicznych, ale też na sprzecznych wartościach. Wschód kontra Zachód, ZSRR kontra USA. Sowieci są w politycznej ofensywie i mają sukcesy, wyprzedzając Stany nawet w "wyścigu do gwiazd". Ale Chruszczow ma też problemy. W 1960 r. żniwa nie przyniosły spodziewanych plonów, brakuje żywności. No i Berlin: miasto otwarte, od 15 lat kontrolowane formalnie wspólnie przez ZSRR, USA, Wlk. Brytanię i Francję (kontrola ma ustać z chwilą podpisania z Niemcami traktatu pokojowego, którego nie ma), a faktycznie podzielone na część wschodnią i zachodnią.

Specjalny status Berlina sprawia, że między oboma częściami miasta nie ma zwykłej granicy państwowej. Na granicach między sektorami (trzema zachodnimi i wschodnim, stolicą NRD) nie ma żadnych kontroli - idąc ulicą Berlina Zachodniego, w pewnej chwili natrafia się tylko na tablicę, ostrzegającą, że za chwilę opuścimy Berlin Zachodni.

Taki Berlin, niezagarnięty w całości przez Sowietów, to "najbardziej niebezpieczna rana świata komunistycznego". Jego zachodnia część - to furtka w "żelaznej kurtynie", którą można dostać się na Zachód, na wolność. W 1960 r., podobnie jak w latach poprzednich, rzesze obywateli NRD uciekły do Berlina Zachodniego (większość została następnie wywieziona samolotami do Republiki Federalnej - NRD i ZSRR nie kontrolują tranzytowych korytarzy). Dokładnie: w kończącym się roku aż 199 188 osób skorzystało z tego, że w Berlinie nie ma granicy. Głównie ludzi młodych, wykształconych; w tym lekarzy, inżynierów, także rolników, którzy nie chcieli poddać się uniformizacji w państwowych gospodarstwach rolnych.

Taki Berlin - to pięta achillesowa Chruszczowa. Tutaj komunizm jest najbardziej podatny na zranienie. Tu codziennie odbywają się "wolne wybory": głosowanie nogami (do 13 sierpnia 1961 r. w tym "głosowaniu" weźmie łącznie udział ponad 3 mln ludzi, którzy z Niemiec Wschodnich uciekną na Zachód).

Moskwa, 1 stycznia 1961 r., po północy. Kiedy wybrzmiało 12 uderzeń dzwonów z kremlowskiej Wieży Spaskiej, gdy zapłonęły lampki na 12-metrowym drzewku noworocznym, lubiący wypić Chruszczow znów sięga po kieliszek. Najpierw życzy wszystkim szczęśliwego Nowego Roku, a potem, zwracając się do zachodnich dyplomatów, dodaje w pojednawczym tonie: "Chociaż uważamy, że system socjalistyczny ma przewagę, nie będziemy narzucać go innym państwom". Dalej padają słowa o szczególnej wadze, jaką on, Chruszczow, przywiązuje do polepszenia stosunków z USA. Dyplomaci pamiętają nieustanne pogróżki, jakie padały w ostatnim czasie; mowa była w nich o atomowym zniszczeniu Ameryki. Myślą: czy to zwiastun autentycznej zmiany, czy tylko prostackie zagranie?

Berlin, 1 stycznia 1961 r. Na początku nowego roku pogoda w Berlinie jest łagodna; niebo wprawdzie zachmurzone, ale zamiast śniegu pada tylko lekki deszcz. Jakby miasto żyjące na co dzień w napięciu, miasto, w którym funkcjonują obok siebie, ulica w ulicę, > dwie różne waluty (silna marka zachodnia i słaba marka NRD) oraz dwa różne systemy, próbowało złapać oddech. Zachodnie stacje radiowe SFB i RIAS puszczają najnowszy hit Elvisa Presleya "It’s now or never". W kinach na Kurfürstendamm, w Berlinie Zachodnim, lecą produkcje z Hollywood: "Exodus", o powstaniu Izraela i dramat społeczny "Misfits" z Marilyn Monroe. Wprawdzie kurs wymiany marek zachodnich na wschodnie wynosi 1 do 4,3 - ale mieszkańcy Berlina Wschodniego, odwiedzający kina i teatry po stronie zachodniej, mogą płacić w relacji 1 do 1. To taki gest władz Berlina Zachodniego.

Berlin, w połowie stycznia. Życie codzienne pełne jest rozmaitych prztyczków ze strony władz NRD, wymierzonych w Berlin Zachodni. Tutejsza "mała zimna wojna" przybiera czasem kuriozalne formy. Jak choćby teraz, gdy urzędnicy ze Wschodu zajmujący się zdrowiem zaczynają kampanię na rzecz szczepień przeciw paraliżowi dziecięcemu: skoro w Berlinie Zachodnim szczepi się dzieci zastrzykami (wedle modelu amerykańskiego), w Berlinie Wschodnim dzieci będą szczepione inaczej, wedle modelu sowieckiego, łykając szczepionki.

16 stycznia. W kilku szkołach w Berlinie Zachodnim ma być wprowadzony drugi język obcy: rosyjski. Oburzeni rodzice protestują. Władze oświatowe tłumaczą, że rosyjski to nie tylko język Stalina i Chruszczowa, ale też Dostojewskiego i Tołstoja.

19 stycznia. Przywódca NRD Walter Ulbricht leci do Moskwy, by prosić Chruszczowa o pomoc gospodarczą - także w NRD zaopatrzenie w żywność pogarsza się niepokojąco. Winą za to Ulbricht obarcza Zachód, który "uprawia handel ludźmi" (pod tym pojęciem przywódca NRD rozumie ucieczki jego własnych poddanych). Jeszcze usilniej Ulbricht naciska, aby Chruszczow zamknął granicę między oboma częściami Berlina.

Waszyngton, 20 stycznia. Miasto nad Potomakiem jest odświętnie udekorowane. Przysięgę składa nowy prezydent, John F. Kennedy, jak na warunki amerykańskie bardzo młody (43 lata). W Stanach zaczyna się nowa epoka, z Kennedym do Białego Domu wkracza nowy styl. Ale czy JFK jest przygotowany na nadchodzące "zimnowojenne" boje? Nad tym zastanawiają się także Niemcy. Wprawdzie w inauguracyjnym przemówieniu JFK nie pada słowo "Berlin", ale Republika Federalna i Berlin Zachodni z ulgą przyjmują zdanie: "Zapłacimy każdą cenę, weźmiemy na nasze barki każde brzemię, zniesiemy każdy trud, udzielimy pomocy każdemu przyjacielowi i stawimy czoło każdemu przeciwnikowi, aby zapewnić dalsze trwanie i zwycięstwo wolności".

Początek lutego. 25-letni inżynier, specjalista od budowy maszyn, który rok wcześniej opuścił nielegalnie NRD i odtąd mieszka w Berlinie Zachodnim, pisze list do rodziców, którzy zostali w Turyngii: "Moje nowe miejsce pracy położone jest tak, że już pod drugiej stronie ulicy przebiega granica sektorów, tam zaczyna się Berlin Wschodni. Tak zwariowane jest to miasto: kilka kroków i już jesteś w innym świecie. Życie tu nie jest całkiem bezpieczne, ale »podwójne życie«, jakie wielu prowadzi, ma też swoje plusy. Na przykład piwo w knajpie na rogu, po wschodniej stronie, kosztuje w przeliczeniu jakieś grosze. Dziesięć minut dalej jest księgarnia, gdzie można dostać także płyty; dla nas, ludzi z Zachodu, książki i płyty są tam śmiesznie tanie. W ogóle Berlin Wschodni to dla nas jakby jeden wielki port bezcłowy".

W istocie, wielu mieszkańców zachodnich sektorów chodzi na zakupy do Berlina Wschodniego, nie tylko po piwo i książki. Przy tak dużej różnicy między siłą nabywczą marki zachodniej i wschodniej jest to opłacalne. Wszelako ci, którzy wcześniej byli obywatelami NRD, muszą się mieć na baczności. Choć na granicy sektorów nie ma stałych kontroli, ale wylegitymowanie przez przypadkowy patrol milicji może skończyć się źle: ci, którzy uciekli z NRD, to dla władz dezerterzy. Grozi im wieloletnie więzienie. W NRD-owskim prawie funkcjonuje neologizm: "Republikflucht" (ucieczka z kraju).

Moskwa, 9 marca. Ambasador USA Llewellyn Thompson przekazuje na Kremlu list od nowego prezydenta: Kennedy proponuje Chruszczowowi spotkanie w neutralnym miejscu. Ten wykorzystuje okazję i żąda: Berlin Zachodni powinien stać się "zdemilitaryzowanym, wolnym miastem". Jego cel jest jasny: wypchnąć państwa zachodnie z Berlina i włączyć zachodnią część miasta w strefę wpływów ZSRR. Thompson raportuje: "Jeżeli przyjmiemy założenie, że Sowieci nie będą dalej zaostrzać kryzysu wokół Berlina, wówczas musimy liczyć się z tym, że Niemcy Wschodni zamkną granice sektorów, aby powstrzymać potok uciekinierów, dla nich coraz trudniejszy do zniesienia".

Kilka dni później. Kennedy przyjmuje w Białym Domu burmistrza Berlina Zachodniego Willy’ego Brandta i zapewnia o "zdecydowaniu Stanów, aby bronić pozycji aliantów [w Berlinie] i tym samym wolności ludzi z Berlina Zachodniego". Kennedy mówi także, że jest w stanie wyobrazić sobie "rozsądną kooperację między Europą Wschodnią i Zachodnią"; myśl ta stanie się jedną z inspiracji dla późniejszej "nowej polityki wschodniej" kanclerza Brandta.

Marzec. W Berlinie Wschodnim nastroje kryzysowe; zaopatrzenie w żywność katastrofalne. 19 marca obraduje Komitet Centralny Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED; w komunistycznej Polsce jej nazwa jest tłumaczona w oficjalnych publikacjach błędnie jako Niemiecka Socjalistyczna Partia Jedności - może po to, by nie budzić skojarzeń, iż "bratni kraj" miałby dążyć do jedności Niemiec, nawet jeśli miałaby to być jedność pod czerwonym sztandarem). Temat obrad: dramatyczna sytuacja, za którą dyskutujący obwiniają Zachód.

Tymczasem w Republice Federalnej trwa "cud gospodarczy", wszystkie wskaźniki ekonomiczne rosną. Rozwój jest tak szybki, że - mimo napływu rodaków z NRD - w kraju brakuje rąk do pracy. Dlatego 27 marca Bonn uruchamia po raz pierwszy kampanię werbunkową: jej celem jest sprowadzenie z Włoch tzw. gastarbeiterów. Dobrobyt i wolność są jak magnes: tylko w marcu na Zachód ucieka ponad 20 tys. Niemców z NRD.

Floryda, 17 kwietnia. JFK doświadcza pierwszej porażki: zorganizowany przez kubańskich emigrantów i wspierany przez CIA desant na Kubie się nie udaje. Dla prezydenta fiasko operacji w Zatoce Świń to klęska także polityczna. Tym bardziej że kilka dni wcześniej jego konkurent Chruszczow ogłosił światu kolejny sowiecki sukces: 12 kwietnia w kosmos poleciał pierwszy człowiek, Jurij Gagarin.

Tymczasem w NRD państwowe media włączają się w sowiecką ofensywę dyplomatyczną i niemal codziennie domagają się, by Berlin Zachodni zamienić w "zdemilitaryzowane, wolne miasto". Gdy 21 kwietnia SED świętuje 15-lecie powstania, Ulbricht wykorzystuje okolicznościowy wiec do gwałtownych ataków na Zachód, któremu zarzuca "zbrodnicze knowania wymierzone w obóz socjalistyczny"; Berlin Zachodni to "zarzewie wojny, rządzone przez militarystów".

Tego samego dnia w Izraelu rusza proces Adolfa Eichmanna, organizatora Holokaustu; na Niemcy pada cień przeszłości. Rząd w Bonn obawia się, że podczas procesu mogą paść nazwiska ludzi z brunatną przeszłością, którzy pełnią ważne funkcje w RFN. Kina w Berlinie Zachodnim pokazują amerykański film "Wyrok z Norymbergi"; w Berlinie Wschodnim premiera filmu "Sprawa gliwicka", nakręconego przez państwową wytwórnię DEFA (o wybuchu II wojny światowej).

Berlin, 1 maja. Jak w każde Święto Pracy, tego dnia zaostrza się konkurencja systemów. Kto zmobilizuje więcej ludzi na swoich demonstracjach? Przez wschodnioberliński plac Marksa i Engelsa przed trybuną honorową maszeruje 250 tys. "ludzi pracy", w tym jednostki armii NRD z bronią. Po zachodniej stronie Bramy Brandenburskiej gromadzi się 700 tys. berlińczyków (wielu ze wschodniej części miasta), by wysłuchać przemówienia socjaldemokraty Brandta. Zebrani mają poczucie, że ich obecność to głos za wolnością.

Tego samego dnia wywiad USA odnosi duży sukces: przez Berlin Zachodni ucieka wysoki funkcjonariusz NRD-owskiego MSZ (szef departamentu) i zgłasza się do Amerykanów. Wywieziony do USA, mówi, że od początku roku władze NRD przygotowują konkretne plany powstrzymania fali ucieczek; ich elementem jest budowa muru wzdłuż granic sektorów.

5 maja. W "wyścigu do gwiazd" także Stany mają sukces: w kosmos leci pierwszy Amerykanin, Alan Shepard. Zaś Elvis Presley podbija świat (nie tylko zachodni) nową piosenką: "Are you lonesome tonight?".

3 czerwca. Oczy globu kierują się na Wiedeń. Do stolicy neutralnej Austrii przybyło półtora tysiąca dziennikarzy (liczba wcześniej niespotykana), by relacjonować spotkanie na szczycie. Russel Baker z "New York Timesa" notuje, jak bardzo zmieniła się oprawa takich spotkań, od kiedy 146 lat wcześniej Metternich i Talleyrand tworzyli na Kongresie Wiedeńskim europejski porządek, który miał przetrwać niemal stulecie. Baker pisze: "Tutaj, w ojczyźnie walca i tortu Sachera, dwaj najpotężniejsi ludzie świata spotkali się w niewielkim pokoju, gdzie wcześniej grywano muzykę".

Cóż za kontrast! Kennedy: szczupły, elegancki, wykształcony, postrzegany już niemal jak ikona popu. Naprzeciw Chruszczow: grubiański, po chłopsku cwaniacki, wręcz odpychający. Bez zbędnej zwłoki przywódca ZSRR przechodzi do rzeczy - do Berlina. Znów grozi, że jeśli nie dogada się z Zachodem, wtedy podpisze separatystyczny traktat pokojowy z NRD i przekaże władzom w Berlinie Wschodnim suwerenność nad lądowymi i powietrznymi drogami tranzytowymi do Berlina Zachodniego; wtedy Zachód będzie musiał negocjować z NRD. Kennedy ripostuje, że wszyscy Niemcy powinni mieć prawo do samostanowienia, a dopóki nie jest to możliwe, Stany będą obstawać przy swych prawach do Berlina, które mają od 1945 r.

Zachodnioberliński "Tagesspiegel" komentuje trzeźwo: "Polityczne zawieszenie broni wokół Berlina zostało w Wiedniu milcząco przedłużone". Tylko - na jak długo?

14 czerwca. W Berlinie, na granicy sektorów, dochodzi do szczególnego incydentu. Podczas szarpaniny z milicjantem młody mieszkaniec Berlina Zachodniego wyrywa mu niezwykły dokument: to właściwie książka, zawierająca listę 40 tys. nazwisk osób ściganych w NRD. Lista trafia do zachodnioberlińskiej policji, która udostępnia ją publicznie. Gazety piszą, że wprawdzie są na niej głównie przestępcy kryminalni, ale nie tylko - także uciekinierzy z NRD. Kilka dni później 25-letni inżynier, który rok wcześniej uciekł z NRD, idzie więc na policję - i znajduje swoje nazwisko na liście poszukiwanych. Od tego dnia nigdy więcej nie przekroczy już granicy sektorów; woli zrezygnować z taniego piwa, książek i płyt.

Tymczasem w dwóch pierwszych tygodniach czerwca do Berlina Zachodniego ucieka 16 tys. obywateli NRD; trafiają do przepełnionego obozu przejściowego w Marienfelde.

15 czerwca. Kolejny punkt kulminacyjny kryzysu berlińskiego: Ulbricht zwołuje konferencję prasową dla zagranicznych dziennikarzy. Przybywa ich ponad trzystu. Oczekują, że przywódca NRD chce coś ogłosić. Spotyka ich rozczarowanie: ­Ulbricht mówi ponad godzinę, powtarzając znane żądania. Ciekawie robi się dopiero, gdy dziennikarzom wolno zadawać pytania. Annemarie Doherr z "Frankfurter Rundschau" pyta niemal naiwnie, czy "utworzenie Wolnego Miasta [z Berlina Zachodniego] ma oznaczać, że przy Bramie Brandenburskiej powstanie granica państwowa?". Ulbricht odpowiada bez wahania: "Rozumiem pani pytanie tak, że w Niemczech Zachodnich są ludzie, którzy chcieliby, żebyśmy zmobilizowali robotników budowlanych ze stolicy NRD, aby postawili tam mur, czy tak? Nic mi o tym nie wiadomo, by istniały takie zamiary". Po chwili dodaje: "Nikt nie ma zamiaru budować jakiegoś muru".

Musi minąć chwila, aby dziennikarze pojęli, co się stało: Ulbricht wygłosił dementi, które brzmiało jak potwierdzenie. Po raz pierwszy padło słowo "mur" (historycy będą się potem zastanawiać, czy była to świadoma gra - próba wywarcia dodatkowego nacisku na Chruszczowa, by pozwolił zamknąć granicę - czy freudowskie przejęzyczenie).

25 czerwca. JFK wygłasza dramatyczne orędzie do narodu amerykańskiego - i do świata. Zachodni Berlin, mówi, to więcej niż "wyspa wolności pośród komunistycznej powodzi"; to miasto jest "probierzem odwagi i siły woli Zachodu". JFK przypomina obowiązki i prawa Zachodu wobec Berlina Zachodniego: "Uroczysta obietnica, jaką daliśmy Berlinowi Zachodniemu w czasach pokoju, nie zostanie złamana w chwili zagrożenia". W odróżnieniu od Chruszczowa, JFK nie używa słowa "wojna". Ale jego zdecydowanie nie pozostawia wątpliwości. JFK formułuje trzy zasady, którymi Zachód będzie kierować się w kolejnych dekadach: trzy mocarstwa mają prawo do tego, by ich żołnierze stacjonowali w Berlinie Zachodnim; zachodnie mocarstwa mają prawo do swobodnego dostępu do miasta; zachodnie mocarstwa będą bronić wolności mieszkańców Berlina Zachodniego.

Tymczasem pętla wokół "wyspy" się zaciska. Kilka dni wcześniej, w połowie czerwca, ambasador ZSRR w NRD przekazał ­Ulbrichtowi zgodę Chruszczowa na postawienie muru. Sowieccy i NRD-owscy sztabowcy opracowują plan operacji, której wykonawcami mają być trzy NRD-owskie ministerstwa: spraw wewnętrznych, obrony i bezpieczeństwa (tzw. Stasi).

Początek sierpnia. Przygotowania do "Operacji Róża" są w toku. Gromadzone są po cichu materiały budowlane, w tym ponad 18 tys. betonowych słupów i 150 ton drutu kolczastego. To tylko na początek.

3 sierpnia. Delegacja NRD z Ulbrichtem leci do Moskwy, na spotkanie "Politycznego Komitetu Doradczego Układu Warszawskiego" - formalnie należy skonsultować się z "bratnimi krajami". Przywódca PRL Władysław Gomułka mówi, że NRD powinna zamknąć granicę w Berlinie jak najszybciej, ale nie wciągając do tego "bratnich krajów", by nie wystawiać ich na zachodnie sankcje. Gomułka obawia się totalnego embarga gospodarczego ze strony Zachodu, które, jak mówi, miałoby fatalne skutki dla PRL.

Tymczasem po Berlinie krąży coraz więcej plotek. Wprawdzie nikt nie umie sobie wyobrazić, jak można by zamknąć granice sektorów w tak wielkiej metropolii, gdzie często przebiegają one pośrodku ulic, placów, rzek, kanałów itd. Ale wśród mieszkańców narasta jakiś nieokreślony lęk, wyczuwalny niemal z dnia na dzień.

4 sierpnia. Zdenerwowany 25-letni inżynier pisze list do rodziców: "Skóra cierpnie na samą myśl, że siedzi się w samym środku tej beczki prochu, jaką stał się Berlin. Coraz bardziej obawiam się, że całkiem niedługo dostęp do Berlina może zostać zamknięty. Trudno znieść samą myśl, że mógłbym Was już nie zobaczyć".

10 sierpnia. Sowieci zapraszają do swej kwatery głównej amerykańskich, brytyjskich i francuskich oficerów łącznikowych. Niby rutyna, gdyby nie jedna okoliczność: przyjmuje ich sam marszałek Iwan Koniew, naczelny dowódca wojsk ZSRR w NRD. Pytany o zwiększony ruch transportów wojskowych, zdobywca Berlina z 1945 r. odpowiada z uśmiechem: "Moi panowie, możecie być spokojni. Niezależnie od tego, co może zdarzyć się w najbliższej przyszłości, prawa waszych państw nie zostaną naruszone i nie stanie się nic, co byłoby skierowane przeciw Berlinowi Zachodniemu".

"Najbliższa przyszłość" już się zaczyna. Wokół Berlina ­Zachodniego zaciska się militarna pętla. Na rozkaz ministra obrony NRD ku Berlinowi rusza 8. Dywizja Zmotoryzowana (ponad 3 tys. ludzi, 100 czołgów). Od strony Poczdamu stoi już na pozycjach 4200 żołnierzy, 140 czołgów i 200 wozów pancernych. Berlin Wschodni ogłasza "drugi stopień gotowości bojowej". 10 tys. milicjantów ma zatrzymać ruch na drogach do Berlina Zachodniego.

13 sierpnia. O pierwszej w nocy rusza "Operacja Róża". Wzdłuż granic sektorów stają posterunki, saperzy ustawiają zasieki z drutu kolczastego i zapory przeciwpancerne. Przerwane zostają linie metra. Przy Bramie Brandenburskiej żołnierze zrywają bruk młotami pneumatycznymi. Od drugiej w nocy teleksy agencji prasowych ślą w świat nadzwyczajne depesze.

Gdy berlińczycy budzą się w niedzielny poranek, ich świat jest już inny. W ciągu paru godzin ich miasto zostało przecięte na pół. Zaszokowani ludzie po obu stronach reagują podobnie: są jak sparaliżowani. "Operacja Róża" się powiodła.

W Hyannis Port, prywatnej rezydencji Kennedy’ego, prezydent USA mówi do zaufanego współpracownika: "Niezbyt piękne rozwiązanie, ale tysiąc razy lepsze niż wojna".

W Moskwie Chruszczow mówi do towarzyszy z Biura Politycznego KC KPZR: "Wprowadzenie kontroli granicznych wniesie porządek i dyscyplinę w życie Niemców Wschodnich, a przecież Niemcy zawsze cenili sobie dyscyplinę".

Epilog

Mur berliński, przez władze NRD nazywany "antyfaszystowskim wałem ochronnym", stał się symbolem "zimnej wojny" i podziału Europy. Miał 112 km długości i na koniec składał się nie tylko z betonowego płotu wysokiego na 3,6 metra, ale także ze złożonego systemu urządzeń alarmowych, zapór i 302 wież strażniczych. Kto chciał go pokonać, ryzykował życiem: udało się to tylko (a  może aż?) 5075 osobom. Tysiące, którym się nie udało, trafiły do więzień. Ponad dwieście osób zostało zastrzelonych (dokładna liczba nie jest znana; ocenia się, że kolejnych kilkaset osób, może nawet tysiąc, zginęło uciekając przez granicę RFN-NRD).

Po 27 latach, 2 miesiącach i 27 dniach, 9 listopada 1989 r., gdy w Europie Środkowej zaczął walić się komunizm, mur został obalony.  Pokojowo.

JOACHIM TRENKNER (ur. 1935 w Turyngii) jest od 1997 r. berlińskim korespondentem "TP". W NRD studiował inżynierię; do Berlina Zachodniego uciekł w 1959 r. W latach 60. mieszkał w USA; tam rozpoczął pracę jako dziennikarz, w tygodniku "Newsweek". Po powrocie do Berlina Zachodniego był reporterem telewizji SFB, także w Europie Wschodniej. W Polsce ukazały się jego książki "Naród z przeszłością. Eseje o Niemczech" (2004) i autobiograficzne "Niemieckie lustro" (2011; we współpracy z Pauliną Gulińską-Jurgiel).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Berlin 1961 (34/2011)