Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nieoficjalne rozmowy prowadzi m.in. prezes jednej z największych instytucji finansowych – tak twierdzi „Financial Times”, przypisując pomysł „osobom z rządu świadomym, że przegrywają wojnę komunikacyjną”. Cytuje przy tym wicepremiera Morawieckiego: „Potrzeba nam lepszych narzędzi pr-owych, żeby przebić się z pozytywnym przekazem dla inwestorów”.
„Promocją inwestycji” nazywała się oficjalnie również wieloletnia praca lobbingowa agencji Ketchum i Gplus dla Rosji. 30 mln dolarów wydanych od 2006 r. poskutkowało: Władimir Putin trafił na okładkę tygodnika „Time” jako człowiek roku, a na łamach „New York Timesa” gromił amerykański ekspansjonizm. W 2015 r. współpracę jednak zerwano, bo – jak mówią nieoficjalnie w agencji – Moskwie przestało zależeć na reputacji, a w obecnym stanie konfliktu z Zachodem żaden tradycyjny lobbing nie pomoże. Jest zatem ekipa do wynajęcia.
Dobre referencje mają też dawni spin doktorzy rządu Blair’a z agencji Portland: tak pudrują oblicze kazachskiego władcy Nazarbajewa, że ostatnio nawet jego kraj kierował pracami OBWE. Numerem chętnie podzieli się jeden z doradców Nazarbajewa, Aleksander Kwaśniewski. W odwodzie pozostaje też agencja Brown Lloyd James, która w ramach kontraktu na wybielanie syryjskiego prezydenta Asada załatwiła jego żonie sesję w „Vogue” pod tytułem „Róża na pustyni”. Z braku równie pięknych żon i odmiennego niż w Syrii krajobrazu w naszej wersji byłby to „Kalafior na rozlewisku”.
A tak na poważnie – cieszy gotowość podjęcia zakulisowych, miękkich działań oprócz ciskania gromów na „określone siły”. Każdy dialog, nawet zaaranżowany przez wynajętych lobbystów, otwiera jakieś pole do porozumienia. Ekspert agencji Ketchum, odpowiadający za projekt rosyjski, wspominał w książkowych wspomnieniach: „Z początku kremlowscy urzędnicy byli przekonani, że mogą po prostu zapłacić za przychylne teksty albo je wymusić. Udało nam się ich przekonać, że lepiej będzie, jak zaczną zapraszać dziennikarzy na kolacje”. W polskiej polityce zewnętrznej takich kolacji zdecydowanie brakuje. ©℗