Jak pić z godnością

Ostatnio ciągle słyszę w telewizji, że pić należy dużo, bo to zbawienne dla zdrowia.

12.08.2013

Czyta się kilka minut

Prezenterzy prognozy pogody powołują się przy tym chętnie na opinie lekarzy. To przełom! Dotychczas doktorzy utrzymywali, że nadmierne picie zgubi nas niechybnie.

Ta fundamentalna zmiana mnie cieszy. Od lat bowiem intuicja podpowiadała mi, że picie jest w porządku. Byłem nawet zwolennikiem teorii, że najlepiej uzupełniać płyny w organizmie, gdy na dworze ziąb i jesienna szaruga. Niż baryczny od zawsze kojarzył mi się z wyżem barowym. Jednak nawet siedzenie w ogródku przy kuflu, gdy na niebie piękne słońce, też można jakoś znieść – zdrowie warte jest takich poświęceń. Ale jak pić z godnością?

W Moskwie jest miły zaułek o nazwie Potopowskij. W zaułku jest ponure podwórko. Należy odszukać drzwi do jednej z suteryn. Ich otwarcie przenosi do innego świata: pełnego muzyki, tańców, kobiet oraz trunków.

Ałła Pietrowna, kobieta piękna i zwiewna, należała do stałych bywalców tego niezwykłego miejsca i robiła za natchnienie dla wielu przesiadujących tu artystów. Zawsze z kieliszkiem czerwonego wina przemykała między stolikami.

Tego wieczora przysiadła się do mnie – a przysiadała się tylko do tych, którzy byli w jakiś sposób interesujący.

Omiotłem wzrokiem zwycięzcy salę. Udawałem, że nie łowię płynącej zewsząd jadowitej zazdrości. Szczególną przyjemność sprawiały mi spojrzenia siedzących opodal dwóch łysych wielkoludów: „Nie tylko siłownia się liczy”, myślałem. Gdyby urocza towarzyszka po kilku chwilach nie powiedziała: „Znikam”, pewnie zwariowałbym ze szczęścia.

Pech – Ałła Pietrowna znikając potrąciła prawie pełną butelkę wódki stojącą na stoliku wielkoludów. Butelka przewróciła się, a zawartość wylała.

– Czy to pana znajoma? – spytał jeden z łysych.

– Nie ma się co wypierać – powiedziałem, czując, że za chwilę zginę.

– Piękna – westchnął on, a ja pobiegłem po wódkę. Zaprosili mnie do stolika. Nie miałem śmiałości odmówić.

Ledwie wypiliśmy jedną butelkę, a większy z wielkoludów, Sierioża, przyniósł kolejną. Po trzecią pobiegł Iwan – wielkolud mniejszy. Rozmawialiśmy o różnych sprawach, których nie pomnę, bo czekałem, kiedy mnie w końcu zabiją.

Śmierć nie nadeszła, Ałła Pietrowna również, nadszedł za to poranek.

Obudziłem się w domu. Potworny ból głowy był jedynym przekonującym dowodem, że żyję. W kieszeni znalazłem wizytówki. Iwan i Siergiej byli rzeźbiarzami w kamieniu.

Całą noc piłem banalnie, ze strachu przed śmiercią, oni zaś dla radości picia! Ci dwaj, bez cienia wątpliwości, byli artystami bardzo dużego formatu! Od tej pory zacząłem pić tak jak oni, radośnie. Ałła Pietrowna przysiadała się do mojego stolika znacznie częściej i zabawiała dłużej.

Wiaczesław Piecuch – rosyjski prozaik współczesny, autor kapitalnych esejów literackich zauważył kiedyś: „Wielcy rosyjscy pisarze pili – bo uważali, że są wielcy, ale nie genialni”. Z tej podstawowej udręki wynikały udręki pomniejsze. Pili, bo krytycy ich nienawidzą, ludzie nie czytają, żona jest idiotką, zaś szachistów, którzy też pracują głową, stać na mercedesy.

W tym i rzecz! Picie z powodu marzeń ulatujących jak mgła, pięknych kobiet, które kochamy miłością straceńców, pieniędzy, których mamy zawsze za mało, i kompleksów, których mamy zawsze za dużo – to zły pomysł.

Spójrzmy choćby na Sergiusza Jesienina. Ten też za kołnierz nie wylewał. W dwutomowej książce składającej się ze wspomnień jemu współczesnych słowa „skandal”, „alkohol”, „pijaństwo” powtarzają się dość często. Po czerwonej Moskwie chodził w długim płaszczu i cylindrze – jak Puszkin. Recytował wiersze w kawiarniach takim głosem, że przechodnie zatrzymywali się na ulicy, żeby posłuchać. Kiedy pytali, gdzie zamierza spać tej nocy, odpowiadał:

– Może u ciebie?

– Nie masz swojego mieszkania?

– A po co mi mieszkanie?

Zwymyślał i obraził wszystkich współczesnych mu poetów. Zdemolował większość pokoi hotelowych, w których się zatrzymywał – tylko dlatego, że nie wierzył w swój geniusz. Niby w pijanym zwidzie krzyczał: „Jestem największy!”, ale przecież w głębi duszy jak żmije kłębiły się wątpliwości.

Kiedyś w kafejce literackiej chciał przyłożyć komuś kuflem w czoło. Gdy go powstrzymano i uspokojono, uśmiechnął się nieśmiało i wytłumaczył potulnie, że nie było w tym nic osobistego: „Ja nie dlatego, że go nie lubię, ja tak ogólnie”.

Szedł więc w dobrym kierunku. Niestety nie dożył. Podobno, gdy popełniał samobójstwo w Leningradzie (dawniej i obecnie Petersburg), w apartamencie piątym hotelu Internacjonał (dawniej i obecnie Angleterre), był trzeźwy.

Skoro od tamtego czasu w medycynie zaszły takie zmiany, może minister Arłukowicz powinien coś przedsięwziąć? Wpisać alkohol na listę leków refundowanych? Na wódce przyklejać napisy: „Uwaga – niepicie może być przyczyną wielu groźnych chorób, a nawet śmierci!”.

W każdym razie: „Na zdrowie”! – tak radzą lekarze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2013