Jak naprawić coś, co zostało zepsute

Odpowiadam Piotrowi Radziszewskiemu: Fakt, że rząd przypomniał sobie o kulturze w mediach publicznych tak późno, świadczy o opieszałości decydentów i ich obojętności wobec problemów, o których słychać od dawna.

08.09.2009

Czyta się kilka minut

Z tekstu Piotra Radziszewskiego wyłania się dobrze znany obraz, który rząd promuje od czasu pierwszych sporów między pomysłodawcami nowej ustawy medialnej a środowiskami twórczymi. Z jednej strony mamy profesjonalnych urzędników państwowych, którzy w pocie czoła zajmują się naprawą wadliwie funkcjonujących instytucji kultury, z drugiej zaś idealistów, którzy tracą kontakt z rynkową rzeczywistością. Ci pierwsi walczą u podstaw, ci drudzy wysuwają nierealistyczne postulaty i zajmują się nieuzasadnioną krytyką rządowych pomysłów. Zajrzyjmy zatem profesjonalistom w papiery.

Radziszewski pisze, że NInA ma znakomite warunki do tworzenia narodowej instytucji kultury - potrzebne są jedynie odpowiednie regulacje i zapisy ustawowe. Pierwszym dokumentem, po jaki sięga osoba zainteresowana działalnością organizacji tego typu, jest jej statut. Kiedy w kwietniu została powołana do istnienia, na jej stronie internetowej pojawił się statut datowany na 9 września 2005 r. Był to dokument dotyczący Polskiego Wydawnictwa Audiowizualnego. Następnie zastąpiono go załącznikiem do rozporządzenia ministra kultury o powołaniu NInA, ale nie umieszczono w nim ani daty, ani stosownych sygnatur. Dwa tygodnie temu wystosowałem do MKiDN zapytanie, dlaczego instytucja narodowa prezentuje swój statut w tak osobliwej formie. W odpowiedzi z Centrum Informacyjnego dowiedziałem się, że "w związku z przebudową strony NInA zamiast dokumentu właściwego pomyłkowo zamieszczono projekt statutu" (przebudowa musiała trwać kilka tygodni, bo nieoznaczony dokument tak długo był eksponowany). Pracując u podstaw nad zapisami prawnymi i organizacyjnymi, warto pamiętać o kwestiach elementarnych.

Radziszewski powiada, że najlepszym rozwiązaniem będzie taki oto scenariusz: NInA produkuje audycje za pieniądze z dotacji, a następnie przekazuje prawa do ich emisji TVP Kultura, zachowując możliwość ich dalszego upowszechniania, np. na płytach DVD. Właśnie o ten scenariusz mi chodziło, kiedy zwracałem uwagę na fakt, że Instytut wybierze projekty, które sam może następnie wykorzystać. To prawda, że ani minister kultury, ani rząd nie mają możliwości bezpośredniego dofinansowania telewizji publicznej. Czy oznacza to jednak, że pomoc musi przybierać formę transakcji wiązanej, w której pośrednik zgarnia swoją część? NInA, nie ponosząc żadnych kosztów własnych, wchodzi w posiadanie materiałów, na których następnie zarabia, sprzedając je w postaci płyt i boxów. Telewizja, owszem, otrzymuje licencję na emisję konkretnego programu, ale przy każdej jego prezentacji musi uiścić opłaty z tytułu praw autorskich. Niby nic zdrożnego w tym, że za jednym zamachem dwie instytucje korzystają z ministerialnej dotacji, ale odnoszę wrażenie, że słowo "pomoc" nabiera w tym kontekście znaczenia, które niewiele ma wspólnego z tzw. działalnością misyjną.

Zaniepokoiło mnie neutralne z pozoru zdanie dotyczące środków publicznych. Radziszewski pisze, że "jak to zwykle bywa z pieniędzmi publicznymi, do tego jeszcze przekazywanymi z rezerwy budżetowej, czasu jest mało, bo działa kalendarz". Nie widzę żadnego racjonalnego wytłumaczenia, które usprawiedliwiałoby podobną politykę finansową ministerstwa kultury czy jego agend. Czy środki budżetowe działają jak moneta zdawkowa, którą trzeba wydać prędko, bo po kilku miesiącach straci wartość? Fakt, że rząd przypomniał sobie o kulturze w mediach publicznych tak późno, świadczy o opieszałości decydentów i ich obojętności wobec problemów, o których słychać od dawna. Środki publiczne powinny być wydawane w sposób racjonalny i zapewniający dotowanym instytucjom największą skuteczność działania. Zakładam, że NInA ma specjalistów od produkcji materiałów audiowizalnych, którzy doskonale wiedzą, że zrobienie przeniesienia teatralnego w cztery miesiące jest niemożliwe, nie wspominając np. o realizacji filmu dokumentalnego.

Nieprawdą jest - jak twierdzi Piotr Radziszewski - że nikt nie narzucał TVP Kultura ograniczeń programowych. Powstały dwie listy projektów zgłoszonych do dotacji: jedną przygotowała telewizja, drugą - będącą zweryfikowaną wersją tej pierwszej - NInA. Próbowałem do nich dotrzeć, by sprawdzić, jakie programy mogą liczyć na wsparcie. Niestety, przekazywane mi informacje były nad wyraz ogólnikowe. Przypomnę tylko, że wszystkie instytucje dysponujące środkami publicznymi są obowiązane do informowania, na jaki konkretnie cel je wydatkują.

Co zrobić z peerelowskimi archiwami audiowizualnymi, które przechowywane są na nośnikach analogowych? - pyta Radziszewski. Oczywiście należy je zdigitalizować i zabezpieczyć, ponieważ ich wartość kulturowa jest bezdyskusyjna. Jednak z racji tego, że mówimy o gigantycznym majątku, zasadne są pytania o sposoby cyfryzacji i dalszego wykorzystania owych archiwów, na które powołana do tego celu instytucja powinna udzielać rzeczowych odpowiedzi. Trudno uznać za rzeczową informację o kilkudziesięciu milionach euro, jakie są potrzebne na realizację całego projektu. Na jakiej podstawie określane są szacunkowe koszta, skoro wciąż nie istnieje kompletna ewidencja archiwalnych materiałów? Skąd NInA zamierza pozyskać owe środki? W jaki sposób zrekompensuje telewizji publicznej poniesione przez nią do tej pory wydatki związane z częściową cyfryzacją i opieką nad archiwami? To tylko kilka z długiej listy pytań.

Potrzebna jest naprawdę ogromna wyobraźnia, by uznać, że odebranie TVP prawa do darmowego wykorzystywania dawnych archiwów Radiokomitetu jest w rzeczywistości gestem dobrej woli, który w dłuższej perspektywie pomoże nadawcy publicznemu. Nie chodzi jedynie o stawki, po których TVP będzie pozyskiwać od instytutu licencje do emisji poszczególnych programów i seriali.

Wystarczy jeden przykład, żeby zrozumieć, o co toczy się gra. Na krajowej i zagranicznej emisji "Dekalogu" Krzysztofa Kieślowskiego telewizja zarobiła (i nadal zarabia) ogromne pieniądze. Równie atrakcyjnych materiałów jest więcej. Strata tych środków będzie dla TVP dotkliwym ciosem. Dla nowego dysponenta zaś - źródłem pokaźnych dochodów.

Ciekawe, że Piotr Radziszewski nie wspomina o stacjach komercyjnych. Czy również im NInA będzie udostępniała licencje po preferencyjnych stawkach, by pobudzić nieco ich misyjną wrażliwość?

I wreszcie sprawa literackiego "Dwutygodnika.com." Radziszewski podkreśla, że to autorski projekt Instytutu, na który pieniądze znalazły się w budżecie NInA. Ale skąd biorą się pieniądze w budżecie NInA? Na to pytanie udzielił mi odpowiedzi wicedyrektor Instytutu Jarosław Czuba - z danin publicznych. NInA nie jest prywatną firmą, która tnąc pensje pracowników, przeznacza je na wydawanie pisma kulturalnego, lecz instytucją użytku publicznego, która winna w rozsądny sposób gospodarować pieniędzmi pochodzącymi w dużej mierze z kieszeni podatników. To prawda, że na łamach "Dwutygodnika.com" pojawiają się teksty znakomitych autorów (wielu z nich mamy zresztą zaszczyt publikować na łamach "TP"). Ale wystarczy prosta kalkulacja, by zorientować się, że roczny budżet pisma wynosi PÓŁ MILIONA złotych.

"Za 20 tysięcy - powiada Radziszewski - nie wydrukuje Pan ani nie rozkolportuje świetnego, aktualnego i wspieranego wybitnymi piórami pisma. Skoro ktoś uznał, że pomoże ono polskiej kulturze i są na to pieniądze, to niech tak zostanie". Po pierwsze "Dwutygodnik.com" nie jest pismem drukowanym. Korzysta z najtańszego kanału emisyjnego, jakim jest internet, odpadają więc koszta druku czy kolportażu. Po drugie, za pół miliona zł rocznie można nie tylko znakomicie zredagować znacznie bogatsze treściowo pismo, nie tylko pozyskać świetnych autorów, nie tylko przygotować promocję, ale zrobić przy okazji mnóstwo innych akcji kulturalnych. Po trzecie, jako periodyk afiliowany przy instytucji narodowej "Dwutygodnik.com" może korzystać z wielu darmowych kanałów promocyjnych. Skądinąd promocja rzeczywiście zawodzi, bo stronę "Dwutygodnika.com" odwiedza raptem kilka tysięcy użytkowników (podaję za twitterem redakcji pisma), co dla ekspertów od mediów internetowych jest liczbą, po której podaniu zapada głębokie milczenie. Po czwarte, można podać kilka przykładów znakomitych pism, które wychodzą za dużo mniejsze pieniądze, o czym doradca NInA powinien wiedzieć.

Mam jeszcze dwa pytania. 1) Dlaczego nie rozpisano konkursu na opracowanie profilu pisma internetowego promującego polską kulturę, w którym wystartowałyby już istniejące periodyki, mogące się pochwalić dużym dorobkiem i doświadczeniem? Nie chcę tym pytaniem podważać kompetencji autorów publikujących na łamach "Dwutygodnika.com" - pytam tylko o procedury, które powinny być przejrzyste. 2) Skoro pismo jest częścią projektu Europejskiego Kongresu Kultury, to dlaczego wychodzi jedynie w polskiej wersji językowej i nakierowane jest w przeważającej mierze na bieżące wydarzenia kulturalne z kraju?

***

Piotr Radziszewski pisze, że "być może premier rzeczywiście nie chce się angażować w sprawy przebudowy mediów publicznych i ich finansowania, może zwyczajnie nie wierzy w reformowalność tych instytucji". Nie mam podobnych wątpliwości - premier po prostu w te sprawy się nie angażuje. A powinien. Stała obecność kultury w mediach może się przysłużyć nie tylko zainteresowanym nią odbiorcom, ale także niektórym ekspertom od kultury.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2009