Pieniądze na misję

Zapowiedź likwidacji abonamentu radiowo-telewizyjnego padła zust nowego szefa rządu. Zbliża się czas decyzji co do sposobu finansowania mediów publicznych.

18.12.2007

Czyta się kilka minut

fot. WOJCIECH SURDZIEL/Agencja Gazeta /
fot. WOJCIECH SURDZIEL/Agencja Gazeta /

Abonament to hasło nośne, jednak w kolejności decyzji sprawa ostatnia. Najpierw trzeba powiedzieć, jakie media publiczne są nam potrzebne - zarówno gdy chodzi o program, jak wielkość i kształt organizacyjny. Jeśli to już ustalimy, trzeba sprawdzić koszty. I wtedy dopiero szukać metod finansowania albo rezygnować z pomysłów zbyt kosztownych.

Abonament to podstawa

Unia Europejska pozostawia państwom członkowskim prawo do szczegółowego określania zadań mediów publicznych. W świetle jej dokumentów "misja" to realizacja zróżnicowanych celów publicznych, nadawanie "zrównoważonej i zróżnicowanej oferty programowej", która ma służyć "zaspokajaniu demokratycznych, socjalnych i kulturowych potrzeb danego społeczeństwa". Cechą mediów publicznych ma być uniwersalność treści, szeroka oferta programowa kanałów ogólnych, ale i różnorodność oferty w kanałach wyspecjalizowanych i w sieci internetowej. Nie ma więc odrębnych gatunków "misyjnych", a media publiczne mogą być zarówno "duże", nadające program uniwersalny, jak "małe" - ograniczone do zadań kulturalnych i edukacyjnych. Ten drugi model Karol Jakubowicz trafnie nazywa "klasztornym".

Za wzór mediów publicznych uważa się często BBC. Podstawą budżetu tej korporacji jest niemal wyłącznie abonament: 135,5 funta rocznie z każdego mieszkania wyposażonego w telewizor. Daje to w sumie ponad 3,3 mld funtów i pozwala finansować osiem kanałów telewizyjnych, dziesięć sieci radiowych, 50 lokalnych stacji radiowych i telewizyjnych oraz serwis internetowy (BBC World Service utrzymuje rząd).

Choć BBC nie korzysta z reklam, jest ostro krytykowana przez nadawców prywatnych. Spór między mediami komercyjnymi i publicznymi może bowiem dotyczyć nie tylko podziału "tortu reklamowego". W tym przypadku krytyka sprowadza się do oskarżeń o działalność dumpingową. BBC kontroluje blisko 40 proc. rynku, bo nadając programy sportowe, rozrywkowe, seriale itp. - finansowane ze środków publicznych - ogranicza możliwość zarobku mediom komercyjnym.

Pozbawione reklam BBC to jednak wyjątek na europejskim rynku. Reklamami telewizje uzupełniają budżety w niemal wszystkich krajach. France Televisions (liczba mnoga, ponieważ to holding spółek należących - tak samo jak w Polsce - do skarbu państwa) otrzymują dzięki abonamentowi ponad 1,5 mld euro, a dzięki reklamom - ponad 850 mln euro. Prawdziwą potęgą są niemieckie media publiczne: roczny budżet stacji radiowych i telewizyjnych tworzących "zrzeszenie" ARD wynosi ponad

6 mld euro, a samej tylko telewizji ZDF - 1,9 mld euro.

Dewiza ARD brzmi: "Program dla wszystkich - finansowany przez wszystkich". Oglądają wszyscy: trzy programy telewizji publicznej gromadzą średnio blisko 40 proc. widzów. I wszyscy płacą: w 2005 r. miesięczną stawkę abonamentu podniesiono do 17,03 euro. Prawo ogranicza natomiast możliwość nadawania reklam. W programach telewizyjnych czas ich nadawania nie może przekraczać 12 minut dziennie i mogą się one pojawiać jedynie w dni powszednie przed godziną 20. Z tego powodu na reklamach udaje się zarobić "zaledwie" kilkaset milionów euro.

Wsparcie przyjaciół

Inaczej niż w Europie, w USA rząd nigdy nie był właścicielem radia ani telewizji. Mimo to media publiczne istnieją. Za ich początek uznaje się rok 1917, kiedy Uniwersytet Wisconsin uzyskał licencję radiową. Obecnie istnieje blisko 800 stacji radiowych i ponad 350 telewizyjnych, zróżnicowanych własnościowo, należących m.in. do uniwersytetów, organizacji społecznych, władz stanowych. Trzeba jednak zastrzec, że - używając pojęć europejskich - amerykańskie media publiczne to swego rodzaju nadawcy społeczni korzystający z pomocy państwa.

Nieraz w stacjach pracują wolontariusze; powstają też wokół nich grupy przyjaciół współfinansujących program przez dobrowolne składki. Co nie oznacza, że media publiczne to wyłącznie działalność społeczna, amatorska. Roczny budżet publicznej telewizji i radiofonii w USA sięga 2,5 mld dolarów, który w ponad połowie tworzą prywatne darowizny i stałe składki odbiorców. Jednak duża część pieniędzy pochodzi z budżetu federalnego i budżetów stanowych.

Wsparcie federalne zagwarantował Kongres, uchwalając w 1967 r. ustawę o mediach publicznych. Granty na produkcję audycji rozdziela Korporacja Mediów Publicznych - CPB (Corporation for Public Broadcasting), niezależna instytucja finansowana w całości przez budżet federalny.

W tym roku CPB dysponuje 412 mln dolarów. Wobec wielomiliardowych budżetów amerykańskich stacji prywatnych nie jest to wiele, ale za te pieniądze produkuje się m.in. audycje dotyczące kultury i historii. Szczególnie ważny kierunek aktywności to audycje dla młodej widowni, bo CPB deklaruje, że inwestuje nie tylko w jakość programu - przede wszystkim stara się pomóc rodzicom i nauczycielom w edukacji dzieci i młodzieży. To właśnie dzięki milionom dolarów amerykańskiego podatnika powstała m.in. "Ulica Sezamkowa".

Operacja dzielenia pieniędzy jest skomplikowana i kosztowna. Korporacja, której jedynym zadaniem jest przyznawanie grantów na produkcję audycji radiowych i telewizyjnych, zatrudnia blisko 150 osób (tyle, ile Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji), a jej utrzymanie kosztuje 20 mln dolarów (5 proc. budżetu). Rangę instytucji podkreśla fakt, że ośmiu dyrektorów, czyli swego rodzaju zarząd, powołuje prezydent za zgodą Senatu. Nawiązując do polskiej dyskusji o finansowaniu mediów, trzeba wyraźnie podkreślić, że w USA środki publiczne służą wyłącznie mediom publicznym, a więc instytucjom non profit.

Polska: zawiedzione zaufanie

Mechanizmy finansowania są, jak widać, różne, ale przekonanie, że media publiczne są nie tylko potrzebne, ale wymagają publicznych pieniędzy jest regułą (choć istnieją od niej wyjątki). Trudno oczywiście oczekiwać, by Polska przeznaczyła na ten cel takie pieniądze, jak Niemcy (równowartość 25 mld zł!) czy Francja. Zdając sobie jednak sprawę, jakie znaczenie ma telewizja dla budowania tożsamości narodowej i kulturalnej, nie można tych sum nie zauważać.

Europejski standard finansowania to abonament. Narzędzie niedoskonałe, ale - podobnie jak demokracja - nikt lepszego dotąd nie wymyślił. W Polsce abonament funkcjonuje jednak coraz gorzej i nie spełnia swych zadań. Z drugiej strony, niezależne źródło finansowania to warunek niezależności programowej.

Niezależność nie oznacza jednak braku kontroli. We Francji podstawą budowania programu jest "Cahier des missions et des charges", swego rodzaju umowa między France Televisions a rządem. BBC nadzoruje minister odpowiedzialny za kulturę.

Dla widzów ważnym argumentem na rzecz utrzymania abonamentu jest coraz szersza dostępność zasobów archiwalnych BBC w systemie creative commons - licencji na bezpłatne z nich korzystanie przez abonentów dla celów prywatnych. W Polsce zagwarantowana ustawą pełna niezależność programowa, oparta na zaufaniu do władz TVP, przyniosła efekty fatalne. Może rozwiązaniem mogłaby być - nawiązująca do wzorów francuskich - licencja programowa proponowana już przed laty w jednym z projektów ustaw?

Coraz większą popularność zyskuje pomysł finansowania "misji" przez przyznawanie z budżetu państwa grantów na konkretne projekty, także dla stacji komercyjnych. Tu jednak pojawia się wiele trudności, przede wszystkim trudność znalezienia w budżecie wolnej kwoty (co najmniej miliarda złotych). Poza tym, gdy w grę wchodzą wielkie pieniądze, a projekty dotyczą kwestii tak niewymiernych, jak np. wartość artystyczna projektu, obawy może budzić kwestia obiektywizmu podejmowania decyzji. Nie można też zapominać, że wiążą nas przepisy unijne. Abonament istniał już w momencie przystępowania Polski do Unii, a więc nowa forma finansowania wymagałaby notyfikacji, której uzyskanie może się okazać trudne, bo "pomoc publiczna" to temat niezmiernie wrażliwy, objęty szczegółową regulacją. Nie da się załatwić sprawy z dnia na dzień, a nawet z roku na rok.

Może więc przygotować się od razu na rozwiązania, jakie niesie cyfryzacja? Bo cyfryzacja oznacza rewolucję w dziedzinie zasad dostępności już nie programu, ale "usług audiowizualnych", a co za tym idzie także w sposobach ich finansowania.

JULIUSZ BRAUN jest ekspertem rynku medialnego, w latach 1999-2003 był przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]