Jak być i nie być poetą

Barbara Klicka, laureatka nagrody poetyckiej Silesius: Spytałam licealistów, kim jest osoba pisząca wiersze. Wyszło, że to mężczyzna, który musi koniecznie nosić szalik i nie żyć.

25.07.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Joanna Gontkiewicz
/ Fot. Joanna Gontkiewicz

KATARZYNA KAZIMIEROWSKA: W raporcie wydawnictwa Ha!art można przeczytać, że poeci to najbardziej sfrustrowana i niedowartościowana grupa pisząca w Polsce. Zgodzi się Pani z tym stwierdzeniem?

BARBARA KLICKA: Rozmawiałam ostatnio z moimi teatralnymi przyjaciółmi o tym, że ludziom pracującym w teatrze – w przeciwieństwie do poetów – czasem płaci się za bycie wrażliwymi, za myślenie koncepcyjne, za jakąś, z przeproszeniem, autoekspresję. Od czasu do czasu pracuję w teatrze, ostatnio przy spektaklu „Trojanki” w Teatrze Polskim w Poznaniu, i zawsze mnie zadziwia, że można ze swojej – między innymi, rzecz jasna – wrażliwości zrobić zawód. Osoby piszące wiersze są zmuszone do prowadzenia bardziej przebiegłych gier ze światem. Trzeba sobie wypracowywać na bieżąco jakąś strategię przetrwania.

Zacznijmy więc od tych strategii.

Poeci mają wielką i chwalebną tradycję utrzymywania się przy pomocy rodziny: od rodziców, przez żony, mężów, ciotki, wujów, na wnukach skończywszy. Postulowałabym, żeby się wstrzymać od oceny – odnotujmy tylko, że właśnie tak, i to wcale nie rzadko, bywa.

Druga strategia prowadzi do zupełnego wypisania się ze społeczeństwa: mieszkanie gdzieś kątem, we współczesnych warunkach po znajomych lub squatach, handel obwoźny, freeganizm, te rzeczy. To metoda dla nielicznych twardzieli.
Trzecia strategia to zostanie poetą uniwersyteckim, który utrzymuje się z bycia akademikiem, ale tu z kolei liczba miejsc jest ograniczona, no i nie każdy ma do takiej pracy chęć i zacięcie.

Jest też grupa osób, która pracuje w korporacjach i firmach, zajmując się tam rzeczami zupełnie z innej bajki: zdarzają się geolodzy, programiści, pracownice banków i księgowe. Wreszcie ostatnia strategia, wydaje mi się, że najczęstsza, to próba łączenia ze sobą odmiennych żywiołów, dla których jedynym wspólnym mianownikiem jest jakaś czujność językowa. Mam piszących znajomych, którzy zostali copywriterami, animatorami kultury, dziennikarzami albo robią słynne, świetne i tajemnicze „projekty”. Te dwie ostatnie grupy muszą walczyć ze sobą o czas na pisanie i czytanie po godzinach.

Poeta nie przyznaje się w pracy, że jest poetą?

W dobie wyszukiwarek takie kłamstwo ma raczej krótkie nóżki. Kiedyś w firmie, w której pracował mój przyjaciel, świetny poeta, padła sieć i ktoś, żeby sprawdzić, czy już działa, zaczął wpisywać przypadkowe słowa w Google’a. Między innymi wpisał jego nazwisko. Kiedy nagle, czarno na jasnym, wyskoczyło, że on się zajmuje poezją, zapanowała nieprzyjemna konsternacja. Okazało się, że jest szpiegiem, że się chłopak pod pracownika korporacji podszywa.

W moich różnych pracach ludzie raczej nie wiedzieli, że zajmuję się literaturą, przeważnie starałam się oszczędzać im tej wiedzy. No bo co w takim rozumieniu firmowych współpracowników oznacza, że pracują z poetką?

Co oznacza?

Nie wiem dokładnie, ale raczej, że oto naprzeciwko nich siedzi oderwana od rzeczywistości osoba, która na pewno będzie się spóźniać, nie można na nią liczyć, jest dziwna i z pewnością nosi w torebce mnóstwo zapachowych świec, które odpala, gdy tylko zostaje sama. Coś mniej więcej takiego, jak sądzę. Z etosu poety ostał się jedynie domyślny patos. A już poetka... to w ogóle jakieś egzotyczne stworzenie.

Teraz nie ma etosu, ale na konkurs poetycki Silesius, który właśnie Pani wygrała, przychodzi – jak w tym roku – ponad 140 tomików. To chyba dużo jak na tak skromny rynek.

Nie istnieje coś takiego jak poetycki rynek wydawniczy, ponieważ prawie nikt nie kupuje poezji. Ten sektor nie podlega prawom rynku. Mamy raptem kilka liczących się wydawnictw poetyckich, z których tylko niektóre prowadzą jakąś księgarnianą dystrybucję, a cała reszta radzi sobie internetowo.

Pół biedy, jeśli ktoś jest doceniany za swoją poezję w środowisku poetyckim.

Nie ma środowiska poetyckiego. Zamiast niego istnieje bardzo wiele małych środowiszczek, kręgów uznania i słynnej już „dystrybucji prestiżu”. Nie ma niczego, co byłoby wspólne dla wszystkich, łączące osoby piszące ponad poglądami i estetykami. To też jest powodem frustracji dla wielu.

Nie ma etosu, nie ma środowiska, nie ma rynku. Nie brzmi to dobrze.

Ale ja mówię o tym raczej z radością. Książki poetyckie nie podlegają rynkowym prawom, jakim podlega proza, która staje się produktem sprzedażowym. W dodatku sprzedawanie prozy wiąże się coraz częściej ze sprzedawaniem postaci samego autora i jego pozapisarskich poglądów. A to, jak sobie wyobrażam, jest dość przykre i niewygodne, choćby dlatego, że rynek unieruchamia pisarzy w jakichś, być może na chwilę przyjętych przez nich pozach, utrudniając jakikolwiek ruch. Dla przykładu, Jacka Dehnela zawsze jakiś czytelnik czy wydawca zapyta o frak, Sylwię Chutnik o macierzyństwo i feminizm, a Szczepana Twardocha o Śląsk i mercedesy. W przypadku poetów i poetek ich czytanie częściej miewa jeszcze coś wspólnego z literaturą.

Do niedawna zainteresowanie poezją podgrzewało wydawnictwo Biuro Literackie.

Biuro Literackie było fenomenem. Na festiwal literacki organizowany przez to wydawnictwo w Legnicy, a potem we Wrocławiu, zjeżdżały się swego czasu niewielkie, acz wyczerpujące, pielgrzymki ludzi zainteresowanych literaturą. W tych mitycznych czasach i w pewnych kręgach autorzy, którzy w Biurze wydawali, byli otoczeni swego rodzaju czcią. Jednak od pewnego momentu Biuro Literackie zaczęło odrobinę podupadać. Myślę, że stało się tak, bo wydawnictwo popełniło kilka strategicznych błędów. Przede wszystkim chciało być „elitarne” i przez to odcięło sobie dopływ świeżej krwi. Miano tam chyba taki pomysł, że fajnie jest być klubem bez szyldu, do którego wszyscy chcą się dostać, ale tylko wtajemniczeni wiedzą, jak to się robi. Debiutanci – z tego, co wiem – musieli przejść prawdziwą ścieżkę zdrowia. Pojawiali się jacyś młodzi, ale zawsze na doczepkę, zawsze przy oddzielnych stolikach.

Fenomen Biura skończył się i to był chyba ostatni moment, w którym można było mówić o istnieniu jakiegoś środowiska poetyckiego, którego zasięg jest większy niż ono same.

Nikt nie przejął pałeczki?

Wydarzyło się coś innego – zaczęło wyrastać nowe pokolenie. Biuro Literackie publikowało głównie poetów z szeroko rozumianego pokolenia „bruLionu”. Nie tylko, ale przede wszystkim. Tymczasem do gry weszła następna generacja i zaczęła wykonywać ten nieuprzejmy gest, który wykonują zazwyczaj dzieci wobec swoich rodziców. Nie ma w tym nic dziwnego, niewłaściwego, przeciwnie – byłabym skłonna być po stronie tego gestu. Mam jednak wrażenie, że zmiana pokoleniowa trafiła na zły moment w świecie. Nie można było przejąć tej schedy, tych wyrazów uznania, bo świat ich po prostu już nie oferował. Nie ma zatem dóbr do dzielenia, nikogo poza środowiskiem nie interesuje to, co się w nim dzieje, a tymczasem natężenie destrukcyjnych gierek jest tak intensywne, że można by swobodnie sądzić, iż my tu wszyscy trafiliśmy kumulację jakąś w totku. Albo że naprawdę mogłoby chodzić o rząd dusz.

Kto jest dziś poetą? Xawery Stańczyk, poetyckie odkrycie sprzed kilku lat, powiedział tak: „Nie lubię słowa »poeta«. I nie uważam, by pisanie wierszy jakoś szczególnie mnie definiowało. Wyobrażałem sobie, że jeśli kiedyś wydam tomik, w najlepszym razie zainteresuję nim kilku przyjaciół”.

Wobec świata tożsamość poetycka jest trudna do obronienia. No i trzeba mieć ochotę na tę walkę, a nie każdy ma przecież taki temperament, żeby być od razu gotowym do udowadniań lub bitki. Patrząc na najnowszą historię literatury, chyba można sobie powiedzieć, że jakoś tam się sprawdza strategia wiązana, czyli coś w rodzaju: jestem poetą, poetką, ale mam alibi, bo jestem też wokalistą, prozaiczką, wykładowczynią akademicką. Czyli można być poetą albo nawet poetką pod warunkiem, że jest się jeszcze kimś innym, odrobinę jakby pożyteczniejszym – świat wówczas łaskawie zezwala.

A Pani myśli o sobie „poetka”?

W rubrykę „zawód” zazwyczaj wpisuję „animatorka kultury”.

A po Silesiusie?

Po Silesiusie też. Choć wiem od niedawna, że w wykazie zawodów istnieje kod na zawód „poetka/poeta”.

Jest kod na zawód „pisarka”, to czemu ma nie być na zawód „poetka”?

Słowo „poetka” jest jednak tak zaszalowane i obciążone, że wolałabym pewnie wpisać „piszę wiersze”. Ale z drugiej strony przecież – słowa się odzyskuje. Może i mam takie naiwne marzonko, żebym mogła sobie swobodnie mówić, że jestem poetką i żeby to nie budziło popłochu ani we mnie, ani w tym, kto to akurat usłyszy. Ostatnio dość znana recenzentka literacka zrobiła wywiad z moją koleżanką, która – tak się składa – jest autorką i wierszy, i prozy. Wywiad był bardziej w tym prozatorskim kontekście, ale mimo to został przez autorkę opatrzony jakimś komentarzem w rodzaju: „zawsze się bałam poetek, ale – tu imię i nazwisko wywiadowanej – jest zupełnie normalna, sympatyczna i rzeczowa”. Dlaczegóż by miała nie być, ja się pytam?
Bywa jeszcze gorzej. Jakiś czas temu jako żywa autorka prowadziłam lekcję dla licealistów. Chciałam pogadać z młodzieżą o poezji pisanej przez kobiety, ale najpierw postanowiłam uzgodnić z tymi młodymi ludźmi z klasy humanistycznej wspólną płaszczyznę. Zapytałam więc, kim, ich zdaniem, jest osoba pisząca wiersze. Spodziewałam się, szczerze mówiąc, że nam z tego researchu wyjdzie, że to jest raczej mężczyzna. No i wyszło, oczywiście, ale też wyszło, że ten mężczyzna musi koniecznie mieć szalik i nie żyć.

Co nie dziwi, bo edukację w szkole kończy się zazwyczaj na wierszach poetów martwych.

No, ale przecież ja tam stałam. Polonista mnie wcześniej przedstawił.

Według teorii niemieckiego poety Hansa Magnusa Enzensbergera liczba czytających poezję we wszystkich społeczeństwach jest stała i wynosi 1354 osoby. Tyle samo pisze poezję, co jest znamienne.

Coś pewnie jest na rzeczy. Myślę, że dużą odpowiedzialność za to, że nikt tej poezji nie czyta poza bezpośrednio zainteresowanymi, ponosi system edukacji. To, co w ramach tego systemu się czyta i – bardziej nawet – jak się to robi. Że wszystko musi być takie na kolanach i serio. Dlaczego nikt nie mówi o tym, że poezja może być rodzajem łamigłówki, zabawą, nawet jeśli akurat niewesołą? Dlaczego wszyscy ciągle są na tym kłopotliwym przydechu?

Wymaga skupienia.

Czy więcej niż porządna powieść? Chyba nie. Poezja bywa krótsza, punktowa, może dostarczyć szybszej przyjemności – to wszystko byłoby w zgodzie z pulsem współczesności, że tak powiem.

Dla kogo piszą poeci? Kinga Dunin twierdzi: „Poeci piszą dla innych poetów i są pogodzeni z tym, że na swoich tomikach nie zarobią. (...) choć gra toczy się głównie o prestiż, to nie bez znaczenia pozostają festiwale, nagrody, dostęp do opłacanych wieczorów poetyckich, środowiskowe układy”.

Jasne, że piszą dla innych poetów, również dla poetek, ale nie wiadomo dokładnie, czy tylko dla nich.
Mam nadzieję, że są autorzy i autorki, którzy cały czas piszą do świata. No i przychodzi mi też do głowy coś bardzo nienowoczesnego: że mogłoby jeszcze chodzić o literaturę, o jakąś ważną rozmowę prowadzoną w jej ramach.

Andrzej Franaszek w słynnym eseju „Dlaczego nikt nie lubi nowej poezji?” głosił tęsknotę za powrotem do XIX-wiecznego modelu poety i poezji, która ocala narody. Odpowiedział mu m.in. Maciej Taranek: „jeśli twój wiersz nie ocala narodów ani ludzi, to się w twoim wierszu dzieje”.

Zaraz tam eseju! Ale fakt: z perspektywy czasu to była największa gazetowa polemika poświęcona poezji od lat. Nadal się ją pamięta.

Tekst Franaszka był, moim zdaniem, pełen konserwatywnego resentymentu. Postulowana przez niego wizja Poety, który wygłasza i oznajmia, który jest jedną nogą w kulturze, a drugą w naturze, hoduje zwierzątko i jest bardzo prostolinijny, wyklucza niemalże wszystkich poza – być może – ulubionymi poetami Franaszka. Pamiętam odpowiedź Julii Fiedorczuk, która słusznie upomniała się wtedy o piszące kobiety.

Zdaje mi się też, że to rozumienie poezji, jakie forsował krakowski krytyk, raczej odstręcza niż zachęca do rozglądania się po wierszach. Ale jednocześnie nie zgodzę się z Tarankiem, bo uważam, że poezja ma jakąś robotę do wykonywania. Może niezupełnie wprost, ale jednak. Już sam gest pisania wiersza, zajmowania się czymś, co jest z punktu widzenia systemu, w którym żyjemy, całkiem pozbawione sensu, to akt zupełnie rebeliancki, akt absolutnego nieposłuszeństwa. Napawam się tą właściwością wiersza i sprawia mi to wielką radość.

Tadeusz Różewicz powiedział w jednym z ostatnich wywiadów, że poezja nie ma przyszłości.

Może i nie ma, ale co zrobi tych 1354 ludzi w przyszłości? Może coś wykombinują i to będzie jakaś piękna, ważna niespodzianka. Może przyjdzie ktoś wybitny i zrobi woltę albo skok w bok, albo w innym kierunku, i to się będzie czytać. Ja bym się dała zadziwić. ©

BARBARA KLICKA (ur. 1981) jest poetką i animatorką kultury. Od lat związana ze stołecznymi instytucjami kultury, zarówno publicznymi, jak i trzeciego sektora. Bywała również redaktorką (np. kwartalnika „Cwiszn”), dramaturżką i autorką tekstów piosenek. Współtworzyła płytę „Czarny war” i Projekt „Nowy Tajny Detektyw”. Wydała trzy książki z wierszami, w tym „same same” – nominowane do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius w 2013 r. oraz „nice” uhonorowane Wrocławską Nagrodą Poetycką Silesius w kategorii Książka Roku 2015 i nominowane do Nagrody Literackiej Gdynia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2016