Jak Antoni esbeków piekłem straszył

Leżał ubrany w elegancki garnitur na białej pościeli. Wygięte spazmem bólu ciało, w tle flaga Solidarności. Do garnituru przypięli order. Nie wiadomo, czy kontaktował. On, jeden z tysięcy działaczy z samego dołu.

05.12.2016

Czyta się kilka minut

Antoni Szymkowski w zakładzie karnym w Strzebielinku, gdzie trzymano internowanych, 1982 r. / Fot. Lech Rózanski
Antoni Szymkowski w zakładzie karnym w Strzebielinku, gdzie trzymano internowanych, 1982 r. / Fot. Lech Rózanski

Za księdzem z monstrancją idzie kilkudziesięciu brodatych mężczyzn. Klękają przed polowymi ołtarzami, śpiewają pieśni. Dookoła mur z kolczastym drutem, na wieżyczkach strażnicy z karabinami. – To była jedyna procesja Bożego Ciała w komunistycznym więzieniu – mówi Andrzej Drzycimski, wtedy internowany działacz Solidarności.
Dodajmy: procesja w środku stanu wojennego, z udziałem tzw. ekstremy.
Procesję zorganizował on – Antoni Szymkowski.

POLITYKA I GOŁĘBIE | Grażyna Augustyniak, kuzynka: – Nie zasiadł do stołu, nim się nie przeżegnał. Ale umiał porozmawiać na każdy temat. Z jednym o polityce, z drugim o religii, z trzecim o zabytkach. Z moim mężem rozmawiał o gołębiach.

– Święty człowiek. Nikomu łatki nie przyszył, nie ubliżył. Pocieszał, że to wszystko się skończy i będzie wolność – mówi Wiesław Skrzypczyński, współwięzień.

– W Boże Ciało przed swoim domem zawsze dekorował ołtarz – Antoni Trzeciak, znajomy.

– Dla mnie był dewotem. Nie dało się z nim wytrzymać – Stanisław Śmigiel, współwięzień.

– Jego wiara ocierała się o bigoterię. Jak jechał autobusem i przy drodze stała kapliczka, to potrafił w autobusie uklęknąć – profesor Jan Głuchowski, przyjaciel.

– Do każdego mówił „bracie”. Do esbeków też – Andrzej Drzycimski, współwięzień.

– Łagodził spory w obozie – Jan Wyrowiński, współwięzień.

– Miał starokawalerskie nawyki. Ale dla nas był autorytetem. Do obozu internowania wysłaliśmy mu paczkę. To był ktoś – Paweł Burak, były uczeń.

– Pod koniec życia miał żal do Solidarności, że opuściła ludzi i poszła rządzić – dodaje Trzeciak.

– Nie podobały mu się te wszystkie kłótnie – uzupełnia Skrzypczyński.

Kuzynka: – Na pogrzebie było więcej przyjezdnych niż miejscowych.

ESBEK SZUKA MONSTRANCJI | Kapitan Maciuk ze Służby Bezpieczeństwa od rana szuka monstrancji. Łatwo nie jest, bo księża z pobliskich parafii swojej potrzebują – jest Boże Ciało. Esbek jeździ tak dwie godziny. Lituje się nad nim ks. Jan Wszołek, proboszcz z Gniewina koło Gdańska. – Bardzo im się spieszyło – wspomina wizytę esbeka i towarzyszącego mu kapłana.

Maciuk wraca do zakładu karnego w Strzebielinku – od pół roku siedzi tu ponad setka internowanych ludzi Solidarności. Zaraz ruszą z procesją do czterech ołtarzy. Pierwszy ustawili przy wejściu do czwartego pawilonu, drugi przy hydroforni, trzeci przy bramie wjazdowej, czwarty przy drugim pawilonie. Polowe ołtarze zdobią malunki z kielichem i hostią.
„Niech przed Nowym Testamentem / / starych praw ustąpi czas” – śpiewają internowani.

Pieśń jest religijna, śpiewa się ją tradycyjnie w Boże Ciało, ale tu brzmi jak wywrotowy manifest. Niektórzy płaczą. – Dla mnie to było wzruszające przeżycie – przyznaje po latach Drzycimski, uczestnik procesji.

Wszystko zorganizował cichy, niepozorny Szymkowski. Po czterdziestce, w opozycji od zawsze. Jedni mówią dziś o nim: dziwak. Inni: święty.

RYSOWAŁ JAK ZIN | Osięciny to spora wieś na Kujawach. Kiedyś była miasteczkiem, ale car odebrał prawa miejskie po powstaniu styczniowym. Przed II wojną proboszczem jest Wincenty Matuszewski: tolerancyjny, społecznik, szanują go Żydzi (połowa ludności) i mieszkający tu Niemcy. Ma do pomocy wikariusza: Józef Kurzawa uczy religii, kopie z chłopakami piłkę.
W 1940 r. Niemcy mordują księży. Podobno z zemsty za urządzenie zakazanej procesji Bożego Ciała. Potem Jan Paweł II ogłosi zamordowanych męczennikami.

Mały Antoś Szymkowski męczenników nie pamięta: w 1939 r. ma trzy lata. Matka i ojciec opowiadają mu, że starszy ksiądz go chrzcił. Dobrze się uczy, lubi rysować i malować.

Rządzi komunista Bierut, a prymas Wyszyński siedzi w więzieniu, gdy Antek dostaje się na Wydział Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Potem wybucha Październik ’56, a w Budapeszcie antysowieckie powstanie. Studenci z Torunia organizują wiec solidarności z Węgrami, piszą odezwę, a gdy Sowieci topią powstanie we krwi – na akademiku wieszają węgierską flagę. Jednym z przywódców protestów jest Szymkowski. – Antoś był bardzo bojowy – wspomina prof. Janusz Małłek, który studiował w tym samym czasie. – Poszedł do jezuitów poświęcić biało-czerwony sztandar, żeby manifestować z nim pod sowieckimi koszarami.

Po studiach zostaje asystentem na uczelni. Ale czas jest niedobry: po krótkiej „odwilży” Gomułka otwiera nowe fronty, także walki z Kościołem. Niepokorny, do tego pobożny asystent traci posadę. Na uczelnię nie wróci – do emerytury będzie uczył w budowlance.

– Lekcje z nim to była prawdziwa uczta – opowiada Paweł Burak. – Mówił o architekturze i rysował kredą na tablicy średniowieczne łuki i przypory jak Wiktor Zin.

Nie założy rodziny, mieszka samotnie. Jego najbliżsi to ojciec, brat i starsza siostra; matka wcześnie zmarła. Działa w Klubie Inteligencji Katolickiej, angażuje się w ruch non violence: walka bez przemocy to jedyna, jaką akceptuje.

Gdy powstaje Solidarność, wchodzi do zarządu regionu. We wrześniu 1981 r. jedzie do Gdańska na zjazd. Bezpieka go inwigiluje, ma na niego grube tomy materiałów.

DO HYMNU! | Nocą z 12 na 13 grudnia 1981 r. także on zastanawia się, co z nim zrobią.

Kilka godzin wcześniej wyciągnęli go z mieszkania, zawieźli na komendę, potem na lotnisko. Na pasie startowym wojskowe auta, milicjanci z karabinami, w górze huczy helikopter.

Że to stan wojenny, dowie się w więziennym starze. O szóstej zomowiec włączy radio: grają hymn, przemawia Jaruzelski.
Dwie godziny później płoty z drutu kolczastego, wieżyczki z reflektorami, ujadają wilczury. Tak wygląda powitanie w więzieniu w Potulicach koło Nakła.

– Nie byliśmy zaskoczeni, że go aresztowali – mówi Grażyna Augustyniak.

O internowaniu Szymkowskiego rodzina dowie się kilka dni później. W Wigilię stawiają dla niego pusty talerz.
Tymczasem 13 grudnia wieczorem Szymkowski staje przy otwartym oknie za kratami i śpiewa „Jeszcze Polska nie zginęła”. Razem z nim – 200 internowanych z regionów bydgoskiego i toruńskiego. Będą tak śpiewać co wieczór.

13 stycznia głodówka: protestują przeciw wsadzeniu kolegów do karceru. Miesiąc później kolejna – dowiedzieli się, że sądy skazują działaczy podziemia na drakońskie wyroki.

– Warunki były ciężkie – opowiada Jan Wyrowiński, później wicemarszałek Senatu. – Władze więzienne były wrogo nastawione. Na spacerniaku funkcjonariusze pilnowali nas z psami.

31 marca strażnicy każą im się pakować.

CHRYSTUS Z PRZEŚCIERADEŁ | – Księże biskupie – postawny mężczyzna zaczyna tubalnym głosem. – Krzyż ten zbudowaliśmy tu, w obozie. Prosimy cię o poświęcenie go jako znaku naszej wiary i nadziei, że już wkrótce ojczyzna nasza będzie wolna i niepodległa – Tadeusz Szczudłowski, cicha legenda gdańskiej opozycji, jest wzruszony.

10 kwietnia 1982 r. to Wielka Sobota. Do internowanych w Strzebielinku przyjeżdża biskup Jan Nowak z Gniezna, wysłannik prymasa Glempa. Szczudłowski wnosi do kaplicy trzymetrowy sosnowy krzyż. Chrystusa zrobili z dwóch prześcieradeł, na głowie korona z drutu kolczastego, powiązane powrozami ręce i nogi, w dół zwisa czerwona wstążka.

Biskup, księża, podobno nawet strażnicy: wszyscy są wstrząśnięci sugestywnym widokiem. A także zaskoczeni: krzyż powstał w wielkiej konspiracji. Szczudłowski wtajemniczył kilku więźniów kryminalnych – czuli się wyróżnieni, że pomagają „politycznym”.
W czasie mszy internowani podpisują się na odwrocie krzyża. Podpis składa też Antoni Szymkowski – 10 dni temu przywieziono go tutaj z Potulic. Tak jak pozostałych internowanych z bydgoskiego i toruńskiego.

„Krzyż internowanych” kłuje w oczy. Gdy przed następną Wigilią wyjdą na wolność ostatni internowani, esbecy nie pozwolą nikomu go zabrać. Potem w tajemniczy sposób zniknie. Niektórzy podejrzewają, że go zniszczono. Krążą plotki, że ktoś sprzedał krzyż na Zachód.

Odnalazł się kilka lat temu. Schował go więzienny strażnik: wyniósł przed likwidacją obozu, w grudniu 1982 r. Bał się, że esbecy każą go porąbać i spalić. Przez 30 lat ukrywał na swojej posesji.

Czemu tak długo milczał? Podobno za komuny bał się zemsty władz. W wolnej Polsce wstydził się przyznać, że pilnował działaczy Solidarności.

MAZOWIECKI, GWIAZDA, KUROŃ | Strzebielinek na Kaszubach to jeden z większych obozów internowania. Na początku stanu wojennego siedzi tu prawie cała góra Solidarności: Mazowiecki, Kuroń, Gwiazda, Modzelewski, Wujec. Wiosną 1982 r. jest Lech Kaczyński i czołowi działacze z Pomorza.

31 marca dołączają internowani z Potulic. – Warunki były dużo lepsze – wspomina Wyrowiński. – Po Potulicach poczuliśmy się tu jak w sanatorium.

W parterowych pawilonach 16-osobowe cele. Ale duży teren spacerowy, ogródek, boisko do siatkówki. Przez kilka miesięcy internowani wywalczają sobie sporo praw, w jednej z cel urządzają kaplicę. Odwiedzają ich duchowni z Gdańska, Gniezna i Pelplina. Władze nie chcą wpuścić tylko księdza Hilarego Jastaka, legendarnego proboszcza z Gdyni.

Internowani malują plakaty, piszą ulotki i raport dla Międzynarodowej Organizacji Pracy o łamaniu praw związkowych w PRL, który przemycą na Zachód. Każdego trzynastego urządzają „łomot”: tłuką czym się da w kraty, stoły i drzwi. Andrzej Drzycimski i Adam Kinaszewski piszą dziennik; wydadzą go w Paryżu. Zbigniew Iwanów organizuje z przyjaciółmi koncerty – kasety z ich piosenkami kolportuje podziemie.

O Strzebielinku mówią w Radiu Wolna Europa i w Głosie Ameryki.

Ale najciekawsze dopiero przyjdzie.

ESBEK NA SĄDZIE | – Kapitan magister Eugeniusz Maciuk – przedstawia się esbek.

Uwięzieni drwią z „kapitana magistra”, choć do śmiechu nie jest: Maciuk jest szefem grupy operacyjno-śledczej, która nęka internowanych. Esbecy nakłaniają do podpisywania lojalek, do współpracy, kuszą paszportami na Zachód.

– Bracie mój – wita się Szymkowski, gdy go wzywają na „rozmowy obywatelskie”. – Co zrobisz, gdy staniesz przed Panem? Czy twoje ręce są czyste? Czy wiesz, że za to, co robisz, zostaniesz potępiony na wieki?

– My panu pomożemy, pan pomoże nam – próbuje jeszcze esbek.

– Pomogę ci, bracie. Będę się modlił, żebyś nie został potępiony.

Esbek wściekły, każe mu wyjść.

O religijności Szymkowskiego krążą legendy. Stanisław Śmigiel opowiada, że gdy na spacerniaku zdążył tylko powiedzieć: „prymas Glemp”, „kardynał Wyszyński” albo „papież” – Szymkowski zdejmował kapelusz, jakby przechodził koło kościoła.

Nie wszyscy wytrzymują jego sposób praktykowania religijności; dwóch internowanych wyprowadzi się z jego celi.

KSIĄDZ NOSI GRYPSY | Na fotografii Szymkowski uśmiecha się szelmowsko, w ręku trzyma paletę z farbami i pędzel. Kończy kopiować Matkę Boską Częstochowską. Ramy oplecione drutem kolczastym, u dołu: „prawda, wolność, równość”. Internowani nazwą obraz Matką Boską Strzebielińską.

Zdjęcie zrobił Lech Różański. Jeden aparat przemyciła mu żona Stanisława Śmigla, drugi siostra – w puszce do konserw. Koledzy z zakładów mięsnych zamiast mielonki włożyli do środka owinięty gazą aparat. Obciążyli puszkę ołowiem, oryginalnie zamknęli i okleili. Różański dokumentował życie w obozie, negatywy siostra zabierała podczas odwiedzin.

Nielegalne przesyłki od internowanych wywoził też ks. Edmund Piszcz, późniejszy arcybiskup w Olsztynie. – W Wielkim Poście chcieli mieć rekolekcje – wspomina arcybiskup. – W czasie spowiedzi dawali mi listy do rodzin i jakieś grypsy. Chowałem to pod sutannę, a potem do walizki z ornatem i albą.

Rekolekcje były w grupach. Arcybiskup pamięta, jak strażnicy pytali: „Czy drugi oddział doprowadzić do rekolekcji?”.
– Odpowiadałem: „Doprowadzić” – uśmiecha się arcybiskup.Edmund Piszcz jadł z uwięzionymi obiad w celi. Zatkali szmatą judasza.


KTO SIĘ BOI PIEKŁA | Boże Ciało w 1982 r. wypada 10 czerwca. Wcześniej Szymkowski co roku chodził w procesji: w Toruniu lub rodzinnych Osięcinach. Nie wyobraża sobie, by teraz miało być inaczej. Internowani zrobili już krzyż, on namalował Matkę Boską – nie popuści.

Od kilku dni maluje z kolegą hostie i kielichy, żeby było czym udekorować ołtarze. Nie mają płótna, malują na kartonach i szarym papierze pakowym.

10 czerwca rano wystawiają z pawilonów stoły pod ołtarze. Ale kapelan mówi, że władza nie zgadza się na procesję.
Szymkowski tłumaczy kapitanowi magistrowi Maciukowi, że to jedno z największych świąt religijnych. Powtarza to, co zawsze: że esbek będzie się smażył w piekle.

Nie wiadomo, co bardziej przeraża Maciuka: piekielny ogień czy raczej wizja buntu internowanych. W każdym razie po rozmowie z Szymkowskim zmienia zdanie. Ale kapelan jest nieprzygotowany: nie przywiózł monstrancji. Maciuk wsiada z księdzem w samochód, jadą po monstrancję. Internowani mają ubaw.

Maciuk się zemści: na procesję wypuści tylko jeden pawilon. Reszta musi zostać w celach.

OKLASKI | Z brodą po pas wraca do Osięcin. Wypuścili go pod koniec lipca – na komunistyczne święto powstania PRL zwolniono tysiąc osób, zniesiono godzinę milicyjną. Władza chciała pokazać, jak jest łaskawa i pewna siebie.
Brodę zgoli po tygodniu. W Osięcinach jest legendą: ludzie pokazują go sobie na ulicy. Ale tu, na prowincji, panuje strach, odważnych jest niewielu.

Szymkowski organizuje pielgrzymki na Jasną Górę, udziela się w parafii: na Boże Narodzenie stroi żłóbek, na Wielkanoc – Grób Pański.

Wraca do pracy w szkole.

– Była akademia i dyrektor wygłaszał ideologiczną mowę, gdy nagle wszedł pan Antoni – wspomina Paweł Burak, dawny uczeń.

– Wstaliśmy i zaczęliśmy bić brawo. Dyrektor nie odważył się już dalej przemawiać.

ORDER | Raz jeszcze jest o nim głośno: prezydent Lech Kaczyński (pamiętał go z internowania) przyznaje mu Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Uroczystość odbywa się w zakładzie opiekuńczym w Toruniu. Schorowany Szymkowski, po udarze, leży w eleganckim garniturze na białej pościeli. Nie wiadomo, czy kontaktuje. Ceremonię fotografuje Jacek Smarz, fotoreporter toruńskich „Nowości” i „Expressu Bydgoskiego”. Na pierwszym planie wygięte spazmem bólu ciało, w tle flaga Solidarności.

– To jedno z najbardziej traumatycznych wydarzeń, jakie fotografowałem – opowiada Smarz. – Jak kogoś odznaczają, jest radość, a tu cierpiący człowiek na łóżku, który może nawet nie wiedział, że ktoś przypiął mu order.

Zdjęcie robi wrażenie na jurorach ogólnopolskiego konkursu fotograficznego, Smarz dostaje nagrodę.
– Żeby mieć dobre ujęcie, trzeba czymś zaskoczyć, znaleźć ciekawą perspektywę. Tutaj wystarczyło nacisnąć migawkę – mówi dziś.

WIKARY PRZEPRASZA | Trzy lata temu na pogrzeb do Osięcin przyjechali dawni działacze Solidarności z Torunia. Ksiądz woła o pieniądze. Łapią się za portfele, niektórzy szukają bankomatu.

Przy trumnie senator Wyrowiński wymienia zasługi Szymkowskiego.

Pogrzeb prowadzi młody wikary, w parafii od niedawna. Przeprasza: – Nie wiedziałem, kogo chowam. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2016

Artykuł pochodzi z dodatku „Stan wojenny. 35 lat później