Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Potwierdzają się podejrzenia, że oficjalne statystyki nie oddają pełnego obrazu epidemii w Indiach. W stanach Bihar i Maharasztra od połowy maja do połowy czerwca doliczono się blisko 20 tys. zgonów dotąd nieujętych w zestawieniach. „Odnalezionych” zmarłych może przybyć, bo opozycja wzywa do audytów w innych częściach ponadmiliardowego kraju. Według ministerstwa zdrowia Indie notują trzecią największą liczbę zgonów na świecie (375 tys.). Analitycy sądzą jednak, że ta ostatnia może być kilkakrotnie wyższa, bo wielu śmierci nie rejestrowano. Pod koniec maja dziennik „New York Times” szacował, że w Indiach zmarło od 600 tys. do 1,6 mln ludzi.
Społeczne, gospodarcze i polityczne skutki epidemii trudno na razie oszacować. Premier Narendra Modi, który odtrąbił zwycięstwo nad koronawirusem, gdy chorzy masowo umierali z braku tlenu, jest krytykowany w mediach oraz serwisach społecznościowych – także za rosnące ceny żywności, bezrobocie i inflację.
Według waszyngtońskiej firmy badawczej Morning Consult poparcie dla Modiego spadło z 84 proc. przed rokiem do 64 proc. na przełomie maja i czerwca (w globalnej skali to wciąż świetny wynik). Jego prawicowa Indyjska Partia Ludowa (BJP) przegrała wprawdzie niedawno ważne wybory w stanie Bengal Zachodni, ale uzyskała tam więcej głosów niż poprzednio. Klęska w walce z epidemią nie musi oznaczać wyborczej klęski rządzącego od 2014 r. Modiego, za którym stoją lojalny elektorat i kalendarz: do wyborów parlamentarnych pozostały niemal trzy lata.
Zagrożeniem – dla premiera i dla zwykłych Indusów – może być sytuacja epidemiczna na prowincji (żyje tu ponad 65 proc. społeczeństwa), głód zaglądający w oczy najbiedniejszym i potencjalna kolejna fala zachorowań. ©