Matka Indie patrzy w prawo

Wyborcom nad Gangesem posmakował koktajl z modernizacji, nacjonalizmu i szowinizmu, który serwuje im premier Narendra Modi. Jego Indyjska Partia Ludowa właśnie zmienia politykę i społeczeństwo.
z Delhi i Ahmadabadu

03.06.2019

Czyta się kilka minut

Członkowie hinduistycznej Narodowej Organizacji Ochotników trenują walkę kijami. Ahmadabad, maj 2019 r. / TOMASZ AUGUSTYNIAK
Członkowie hinduistycznej Narodowej Organizacji Ochotników trenują walkę kijami. Ahmadabad, maj 2019 r. / TOMASZ AUGUSTYNIAK

Z przyjemnego poranka w jednym z parków Ahmadabadu, największego miasta w stanie Gudźarat, korzysta kilka kobiet ćwiczących w cieniu drzew jogę. Wśród spacerowiczów i biegaczy widać też pojedyncze medytujące osoby.

Spokój ich medytacji naruszają bojowe okrzyki. To grupa członków miejscowego oddziału Narodowej Organizacji Ochotników zaczyna poranną musztrę.

Aditya, młody instruktor prowadzący zajęcia, ma na sobie białą koszulę i krótkie spodenki khaki, tradycyjne umundurowanie organizacji.

– Dzień zaczynamy o wpół do siódmej – wyjaśnia. – Przede wszystkim wywieszamy naszą szafranową flagę. Później rozgrzewka, elementy jogi, ćwiczenia z kijami, gry sprawnościowe i dyskusja na dowolny patriotyczny temat. Spotkania zawsze kończymy patriotyczną pieśnią i modlitwą skierowaną do ojczyzny, w której obiecujemy zrobić wszystko dla dobrobytu naszej ziemi – mówi.

Aby kraj był zdrowy i bogaty

Narodowa Organizacja Ochotników (Rashtriya Swayamsevak Sangh, RSS) powstała jeszcze w 1925 r., na długo przed tym, jak w 1947 r. Indie uzyskały niepodległość. Stawia sobie za cel budowę czysto hinduistycznego państwa, w którym wszelkie mniejszości muszą się bezwarunkowo podporządkować rządzącym.

Uczestnicy spotkania w parku, z których połowa to nastoletni chłopcy, usłyszą dziś historyczny wykład o tym, jak Akbar, mogolski władca, który w XVI w. podbił niemal całe Indie, uprowadzał hinduskie kobiety. Dowiedzą się też o szlachetnej postawie hinduistycznych królów, którzy podczas licznych wojen nigdy nie ważyli się tknąć kobiet wroga. Oprócz uczniów wśród słuchaczy są pracownik miejscowego urzędu, sprzedawca elektroniki i menedżer supermarketu.

Bharat Mata ki dźai!” (Niech żyje Matka Indie!) – krzyczą.


Czytaj także: Modi po raz drugi? - Tomasz Augustyniak przed wyborami w Indiach


– Nie rozumiemy nacjonalizmu w taki sam sposób, jak to robił Hitler – to pierwsze, co po spotkaniu w parku ma mi do powiedzenia Vijay Thakur, pracownik banku, który po godzinach zajmuje się promowaniem RSS w całym Gudźaracie. – Chodzi nam o nacjonalizm kulturowy. Rzecz polega na tym, że każdy, kto tutaj mieszka, powinien być indyjskim patriotą. To konieczne, żeby kraj był zdrowy, bogaty i mógł przewodzić światu.

Nacjonalistyczna twarz Indii

Thakur nie chce się wprawdzie przyznać do popierania rządzącej partii, ale mówi, że jest dumny z Modiego. – Jego wartości są dokładnie takie jak nasze – dodaje.

Pochodzący z północnego Gudźaratu premier Narendra Modi nigdy nie ukrywał, że czerpie inspirację z ideałów RSS, której członkiem był przez wiele lat.

W ubiegły czwartek, po przytłaczającym zwycięstwie, które jego Indyjska Partia Ludowa (BJP) odniosła nad konkurencyjną Partią Kongresową (INC), Modi został ponownie zaprzysiężony na szefa rządu.

W swojej kampanii BJP zwracała się przede wszystkim do stanowiących prawie 80 proc. społeczeństwa hinduistów, jednocześnie grając na nastrojach antymuzułmańskich.

Jej politycy wykpiwali strategię Kongresu, który ich zdaniem dbał o interesy mniejszości religijnych (liczą one ponad 260 mln ludzi – w społeczeństwie, którego liczebność wkrótce dojdzie do półtora miliarda).

Politycy BJP krytykowali też przy okazji „politykę dynastyczną” – bo kierująca Kongresem rodzina Nehru-Gandhi rządziła Indiami przez większość czasu od utworzenia niepodległego państwa.

Równocześnie w społeczeństwie kwitną teorie spiskowe, napędzane przez partyjną retorykę. Jak ta o tzw. miłosnym dżihadzie, według której młodzi muzułmańscy mężczyźni w zorganizowany sposób uwodzą hinduskie kobiety, żeby po ślubie zmusić je do konwersji. Mowa jest też o konieczności ochrony krów, zwierząt uważanych w hinduizmie za święte, i o tym, że przedstawiciele mniejszości nie tylko jedzą krowie mięso, ale także nielegalnie zabijają bydło.

Taka retoryka pada na podatny grunt. Vivek Gandhi, przedsiębiorca budowlany i wbrew nazwisku zagorzały zwolennik BJP, powtarza, że kłopot z muzułmanami jest taki, iż są antypaństwowi (wyraża się właśnie tak: nie bawi się w niuanse, określa w ten sposób ich wszystkich). Uważa, że nigdy nie można być pewnym, czy w razie konfliktu nie staną po stronie Pakistanu. – Oni powinni pamiętać, żeby stawiać nasze państwo i naród na pierwszym miejscu, a często tego nie robią – mówi ­Vivek Gandhi, ale przykładów wymienić nie potrafi.

Tymczasem po przejęciu władzy przez nacjonalistów w Indiach odnotowano gwałtowny wzrost liczby przestępstw motywowanych nienawiścią religijną. Organizacja IndiaSpend zebrała w bazie danych opisy 260 ataków, z których 76 zakończyło się czyjąś śmiercią. Większość ofiar stanowili muzułmanie i chrześcijanie, a część ze zorganizowanych pobić przeprowadziły grupy samozwańczych „obrońców krów”, które – często na podstawie plotek – za cel brały swoich sąsiadów.

Aditya: Spotkania kończymy patriotyczną pieśnią i modlitwą, Ahmadabad, maj 2019 r. / Fot. Tomasz Augustyniak

Nic dziwnego, że mniejszościom religijnym ponowny wybór Modiego jawi się jako katastrofa.

– Wiele z tego, z czego Indie są znane na świecie, to skutek pokojowej i trwającej stulecia koegzystencji muzułmanów, hinduistów i ludzi innych wyznań. Kuchnia, architektura, literatura, osiągnięcia w astronomii i matematyce, to wszystko ma wielokulturowe korzenie. Rządy BJP to koniec tego współistnienia i krok w stronę faszyzacji kraju – uważa Sultan Shahin, założyciel i redaktor liberalnego portalu NewAgeIslam.com.

Shahin nie ma też wątpliwości, że powtarzające się ataki mogą ułatwić islamskim radykałom używanie syndromu oblężonej twierdzy do radykalizowania indyjskich muzułmanów. – Ciągłe powtarzanie, że jakaś grupa obywateli chce szkodzić państwu, albo że nie zasłużyła na prawa obywatelskie, jest równoznaczne ze spychaniem jej do getta. To się może skończyć niebezpiecznym wykluczeniem społecznym i pogłębiać podziały. Radykalne organizacje tylko na to czekają – przekonuje dziennikarz.

Propaganda „hinduskości”

Jednak dla wielu Indusów nacjonalistyczna koncepcja hindutvy (hinduskości), proponowana przez BJP, okazała się atrakcyjna. Niektórzy uważają zresztą, że ideologia to jedynie narzędzie, istota rządów Modiego polega zaś na czymś zupełnie innym.

Należy do nich Avinash, 31-letni prawnik z Waranasi na północy kraju. – Dla mnie to kwestia tego, czy lepiej postawić na kogoś, kto ma w ogóle jakąś wizję przyszłości kraju, czy na kogoś, kto nie ma żadnej wizji. A nie widzę wizji w polityce Kongresu – mówi.

Podobnie musiały pomyśleć setki milionów jego współobywateli. Frekwencja była najwyższa w historii niepodległych Indii (67 proc.), po raz pierwszy głosowała też porównywalna liczba kobiet i mężczyzn. W dużym stopniu to kobiety zdecydowały o wyniku wyborów.


Czytaj także: Tomasz Augustyniak: Kolos z Gudżaratu


BJP swój sukces zawdzięcza m.in. umiejętnemu posługiwaniu się promocją w mediach, w tym społecznościowych. Poza biegłością jest to także kwestia potężnych inwestycji.

– Znam około 20 agencji, które pracują dla BJP w samym tylko Gudźaracie. Tworzą dla nich narzędzia, obsługują portale internetowe ministerstw, tłumaczą manifesty na regionalne języki. Zarządzają profilami polityków w mediach społecznościowych, tworzą wideo – wylicza Namita, szefowa małej agencji public relations w Ahmadabadzie, która od kilku lat realizuje rządowe zlecenia.

W każdym z 29 stanów oraz 7 terytoriów, na jakie dzielą się Indie, dla partii Modiego pracują osobne zespoły zajmujące się komunikacją w sieci.

W delhijskiej siedzibie BJP działa legendarna już specjalna komórka zajmująca się internetową propagandą, tzw. Narodowe Centrum Operacji Cyfrowych (NDOC). Pracują tu dziesiątki osób odpowiedzialnych za tworzenie na facebooku, twitterze i instagramie treści przychylnych BJP oraz treści atakujących jej przeciwników. W wydanej w 2017 r. książce „Jestem trollem” dziennikarka Swati Chaturvedi ujawniła, jak ta „cyfrowa armia” sączy nienawiść w mediach społecznościowych.

Modernizacja: druga twarz BJP

Ale to tylko jedna z twarzy BJP. Ta druga, długo niedostrzeżona przez wielkomiejskie elity, jest skierowana głównie w stronę prowincji.

Zaraz po objęciu rządów w 2014 r. Modi postawił na rozwój infrastruktury w miejscach zaniedbanych przez poprzedników, zwłaszcza na wsi. Dziś chwali się, że spełnił jedną z obietnic, ponad rok temu dokańczając elektryfikację wszystkich wiosek w kraju. Powstały też miliony domów dla najuboższych. Rząd uruchomił kampanię zachęcającą ubogich do otwierania kont bankowych i rozwinął istniejący wcześniej program BharatNet, mający zapewnić szerokopasmowy dostęp do internetu we wszystkich wiejskich urzędach. Subsydia na butle z gazem w dużym stopniu uwolniły kobiety od konieczności zbierania drewna na opał. Liczba gospodarstw domowych używających gazu wzrosła z niecałych 60 proc. cztery lata temu do ponad 80 proc. w połowie 2018 r.

Najbardziej spektakularne efekty przynosi jednak tzw. Misja Czyste Indie (­Swachh Bharat Abhiyan), której głównym celem jest likwidacja problemu defekacji na zewnątrz. W ramach programu w całym kraju zbudowano 90 mln toalet. Według rządowych danych liczba chodzących „za potrzebą” pod chmurkę spadła dzięki temu z 550 mln osób w 2014 r. do „zaledwie” 150 mln w 2018 r. Krytycy programu zarzucają wprawdzie rządowi, że manipuluje statystykami, ale nawet niezależne instytucje przyznają, że dostęp do toalet znacznie się polepszył. Według Research Institute for Compassionate Economics pięć lat temu ubikację miało 37 proc. gospodarstw domowych, a w ubiegłym roku już 71 proc.

Avinash, prawnik z Waranasi: – Modi pokazał, że rozwiązuje problemy zwykłych ludzi. A większość z tych zwykłych ludzi ciągle mieszka poza wielkimi miastami. Ogromne połacie kraju mają problemy z rzeczami, które mieszkańcy metropolii od dawna uważają za naturalne. Nadal więcej Indusów ma dostęp do smartfona niż do ubikacji – podkreśla.

Program Czyste Indie miał też na celu posprzątanie dróg, ulic i takich miejsc jak stacje kolejowe, poprawienie systemu utylizacji śmieci i zapewnienie większej liczbie obywateli dostępu do czystej wody pitnej.

Indie wciąż są cywilizacyjnie zapóźnione w porównaniu ze wszystkimi innymi krajami z pierwszej dwudziestki największych gospodarek. Świetnie pokazują to filmy z Akshayem Kumarem (który otwarcie popiera Modiego): „Toilet: Ek Prem Katha” (Toaleta: Historia miłosna) z 2017 r. oraz „Padman” z 2018 r., opowiadający o człowieku, który wynalazł tanie tampony dla kobiet pozbawionych dostępu do środków czystości.

Członkini parlamentu irzeczniczka BJP Meenakshi Lekhi dziękuje lokalnym działaczom swojej partii. Delhi, 12 maja 2019 r. / Fot. Tomasz Augustyniak

Aarti Tikoo, dziennikarka dziennika „Times of India”, w czasie kampanii spędziła wiele tygodni, jeżdżąc po całym kraju. Jej zdaniem to przede wszystkim głosy wiejskich wyborców pomogły Modiemu w wyborczym zwycięstwie.

– Dla ludzi na prowincji to prawdziwy mesjasz! Nie dość, że herbaciarz, który został premierem, to jeszcze dał ludziom domy, toalety, elektryczność, drogi i butle gazowe. Z kolei dla ludzi w miastach, którzy już to wszystko mieli, jest urodzonym liderem, obrońcą indyjskiej cywilizacji – wyjaśnia.

Tylko dla mniejszości religijnych lepszy byłby każdy inny premier niż on. – Wielu mówiło mi, że choć przez 70 lat niewiele dostali od Kongresu, to przynajmniej mieli spokój ducha – opowiada Aarti Tikoo.

Prężenie muskułów

W lutym, niedługo przed rozpoczęciem maratonu wyborczego ­(głosowanie zaczęło się w kwietniu i trwało łącznie kilka tygodni), w Kaszmirze doszło do ataku terrorystycznego. Zginęło 40 policjantów. W odpowiedzi Indie przeprowadziły pokazowy nalot na rzekomy obóz szkoleniowy islamskich terrorystów, znajdujący się na terenie kontrolowanym przez Pakistan.

Napięta sytuacja w tym regionie, o który oba państwa toczą spór od 1947 r., została wykorzystana przez BJP w trwającej wówczas kampanii. Niedługo po incydencie w całym kraju pojawiły się billboardy pokazujące liderów partii na tle samolotów mirage 2000 przy których użyciu dokonano nalotu.

Indie prężą muskuły także w stosunkach z Chinami – choć głównie retorycznie. Z Pekinem spierają się o terytoria na północnym wschodzie oraz o dominację na Oceanie Indyjskim. Chińczycy, znacznie bogatsi od sąsiadów zza Himalajów, inwestują w infrastrukturę w całej Azji Południowej, a ich okręty bez przeszkód zawijają do portów krajów, które Indie tradycyjnie uważają za swoją strefę wpływów. W odpowiedzi Modi wzmacnia relacje z indyjską diasporą w Malezji, Indonezji i Singapurze, prezentując tam swój kraj jako wschodzącą potęgę.


Czytaj także: Indie, mój kontynent - rozmowa z Wojciechem Jagielskim


Amit Shah, przewodniczący BJP, w jednym z przedwyborczych wywiadów powiedział, że Indie powinny zostać mahaśakti – supermocarstwem. Zaznaczył, że w języku hindi termin ten oznacza nie dominację, lecz siłę i niemożność pomijania Indii na arenie międzynarodowej.

Potknięcia BJP, bezradność Kongresu

Osiągnięcia rządu Modiego w sferze gospodarki są jednak dyskusyjne.

Słynna kampania „Make in India” nie przyniosła zwiększenia liczby miejsc pracy w przemyśle. Bezrobocie jest na najwyższym poziomie od lat, nie udało się też rozpocząć budowy kolei wysokich prędkości.

Trwa kryzys w rolnictwie połączony z samobójstwami farmerów, a wzrost gospodarczy zwalnia. Tzw. demonetyzacja, a raczej zdelegalizowanie z dnia na dzień pod koniec 2016 r. banknotów o największych nominałach, wymierzona w nielegalnie zgromadzone majątki, odbiła się na drobnych przedsiębiorcach. Związek branżowy wytwórców opublikował raport, w którym mowa o likwidacji 3,5 mln miejsc pracy. Przyczyną miały być rosnące koszty po wprowadzeniu narodowego podatku od dóbr i usług (GST) i właśnie demonetyzacja.

W tym samym czasie rząd wstrzymał publikację oficjalnych danych potwierdzających wzrost bezrobocia. Choć wprowadzenie podatku GST stworzyło w Indiach jeden rynek i zapewniło wpływy do państwowej kasy, to danina jest postrzegana przez klasę średnią jako dodatkowy ciężar.

Jednak mimo potknięć Modiego, Kongres nie potrafił z pacyfistycznej i wielokulturowej wizji Indii uczynić atrakcyjnej propozycji dla wyborców. Jego lider Rahul Gandhi zaczął za to mówić cytatami z hinduskiej mitologii i chodzić na pielgrzymki do ważnych hinduistycznych świątyń.

Skazani na wielkość?

Indie to kraj zarazem bardzo biedny i bardzo bogaty.

Powstają tu hipernowoczesne wieżowce, ale niedaleko od nich ciągle można natknąć się na wozy zaprzężone w muły. Dochód narodowy w przeliczeniu na mieszkańca ledwie przekracza 2 tys. dolarów – to ponad siedmiokrotnie mniej niż w Polsce.

Jednocześnie Indie wysyłają sondy na Księżyc i na Marsa. Ich program kosmiczny, również ten komercyjny, dynamicznie się rozwija, a niedawno premier Modi ogłosił, że do 2022 r. jego kraj wyśle na orbitę swoich pierwszych astronautów.

Hindol Sengupta, pisarz i historyk, wierzy w mocarstwową przyszłość Indii.

– Lada moment staniemy się piątą największą gospodarką świata, wyprzedzając Wielką Brytanię. Tymczasem zachodnie media ciągle próbują nam dyktować, kogo mamy sobie wybrać na premiera. Z całym szacunkiem dla krajów takich jak Wielka Brytania, ale niech się lepiej nie wtrącają – mówi mi otwarcie.

Taki duch zaczyna się coraz śmielej pojawiać w indyjskiej debacie publicznej, a słowa Sengupty potwierdzają dane Banku Światowego. Według nich Indie w 2017 r. były już większą gospodarką niż Francja.

Mimo spowolnienia gospodarczego i rosnącego bezrobocia, kraj pozostaje też najszybciej rozwijającą się spośród dużych gospodarek świata. I ciągle powiększa swoją populację: według szacunków ONZ za kilka lat będzie tu żyło więcej ludzi niż w Chinach, a w 2029 r. ma to być już półtora miliarda.

O ukrytym indyjskim potencjale, który należy wykorzystać, mówił nawet Rahul Gandhi.

Wszystko wskazuje na to, że z powodu samego tylko potencjału Indie są skazane na wielkość. Pytanie, co z tą wielkością zrobią, pozostaje otwarte. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2019