Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Unijny Trybunał Sprawiedliwości nałożył na Polskę karę miliona euro dziennie m.in. za niecałkowite zawieszenie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Boleśnie w ten sposób przypomniał Warszawie, jak w Unii od lat ściera się – podatny na polityczne ugody o wątpliwej jakości – „porządek międzyrządowy” z jej „wymiarem wspólnotowym”. W tym drugim TSUE stopniowo staje się wspólnym sądem konstytucyjnym. A Bruksela gra teraz z Polską w obu tych wymiarach.
Komisja Europejska, za przyzwoleniem kluczowych krajów Unii, rozmawia teraz z rządem Morawieckiego o politycznym kompromisie w sprawie odmrożenia funduszy, pod warunkiem częściowego spełnienia postulatów dotyczących praworządności. Z drugiej strony to przecież na wrześniowy wniosek tejże samej Komisji wiceprezes TSUE nałożył karę oraz samodzielnie ustalił jej wysokość. I podjął tę decyzję we własnym tempie, bez związku z kalendarzem spotkań Morawieckiego w Brukseli i Strasburgu. Takie napięcie między gotowością Brukseli do – osiąganych na polityczno-dyplomatycznej drodze – porozumień z piątym co do wielkości krajem UE a stanowczymi wymogami TSUE będzie określać teraz czerwone linie, poza które nie powinna wyjść ugoda z władzami Polski.
Instytucje UE dysponują teraz kilkoma różnymi środkami dyscyplinującymi – od rozszerzenia postępowania z artykułu 7. (bez realnej groźby sankcji) po na razie bardzo wstępne kroki w ramach nowych przepisów „pieniądze za praworządność”. Jednak głównym narzędziem nacisku jest Krajowy Plan Odbudowy (KPO). Parlament Europejski, czyli głos „wspólnotowej” Unii, zażądał w swej prawnie niewiążącej rezolucji, by Komisja Europejska, a potem unijne rządy nie zatwierdzały KPO aż „do czasu pełnego i właściwego wykonania przez polski rząd wyroków TSUE i sądów międzynarodowych”. To postulat mocno różniący się od dotychczasowej taktyki Komisji Europejskiej, która od września negocjowała z rządem Morawieckiego rozpisanie reform sądownictwa (realizujących wyroki TSUE) w harmonogramie do czerwca 2022 r. Taki wiążący plan zmian sądowych miał – wedle zamiarów Komisji – zostać wpisany wprost do tekstu KPO, czyli powiązany z wypłatami kolejnych transz z Funduszu Odbudowy.
KTO SIĘ PRZEJEDZIE NA POLEXICIE
Morawieckiemu na szczycie w Brukseli nie udały się próby przekierowania dyskusji z zagrożeń dla niezawisłości sędziów w Polsce na – wygodniejszy z jego punktu widzenia – nieco akademicki temat pierwszeństwa prawa Unii. Próbował to uczynić, bo to temat niełatwy również dla przywódców niektórych innych krajów Unii. Jednak ten szczyt UE, na którym Angela Merkel i Emmanuel Macron usiłowali osłabić konflikt z Polską, nie spowodował zaostrzenia negocjacyjnej linii Brukseli.
Ursula von der Leyen, szefowa Komisji, teraz już publicznie wylicza to, co było dotąd przedmiotem negocjacji: dla zatwierdzenia KPO trzeba „jasnego zobowiązania” do likwidacji Izby Dyscyplinarnej, zmiany systemu dyscyplinarnego dla sędziów, a także „zapoczątkowania procesu” przywracania odsuniętych sędziów. Oczekuje zatem wprost podania przez Polskę rozpiski, jak zostaną wdrożone lipcowe decyzje TSUE, ale nie ma nigdzie mowy o ich wdrożeniu natychmiast, jeszcze przed zatwierdzeniem KPO.
Taki plan to oferta swoistej deeskalacji, lecz zarazem spore ryzyko, że wymagane od Polski reformy byłyby w kolejnych miesiącach przedmiotem rozwadniania, intryg i kolejnych starć między Brukselą i Warszawą. Tyle że teraz powinien je trochę powściągać kręcący się licznik kar nałożonych przez TSUE.