Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dziś objętych nią jest mniej niż 2 proc. dzieci w wieku 0-3 lat, co stanowi najgorszy wynik wśród krajów UE i rodzi dodatkowe problemy: hamuje aktywizację zawodową kobiet i zmusza do wydawania pieniędzy na prywatne placówki oraz nianie.
Żłobki działają dziś wedle standardów obowiązujących zakłady opieki zdrowotnej, co oznacza konieczność spełnienia absurdalnych, jak na placówki opiekuńcze, kryteriów budowlanych. Proponowana przez rząd i popierana przez wielu polityków opozycji ustawa (projekt pokrywa się z założeniami przygotowanymi przez Joannę Kluzik-Rostkowską z PiS) te restrykcje znosi, a także wprowadza alternatywne formy opieki: kluby dziecięce, które będą przyjmować dzieci do pięciu godzin na dobę, czy opiekunów dziennych, którzy będą mogli zajmować się nawet pięciorgiem dzieci.
Przyjęcie projektu "ustawy żłobkowej" zbiegło się z deklaracją ministra. Jacka Rostowskiego o tym, że "becikowe" oraz ulgi rodzinne w dotychczasowej formie zostaną zniesione (pomoc ma trafiać do najbardziej potrzebujących). Deklaracja wywołała protesty opozycji oraz współrządzącego PSL. To charakterystyczne: "ustawa żłobkowa" nie wywołała większych emocji, o czym świadczy choćby tempo prac nad nią. PiS nie zdążyło uchwalić ustawy przez dwa lata, zaś Platformie przygotowanie projektu zajęło aż trzy. "Becikowe" tymczasem, będące rozwiązaniem marginalnym, niezmiennie rozpala emocje. Zanim do reszty opanuje serca i umysły polityków, warto przypomnieć proste wyliczenie: 1000 zł tej jednorazowej zapomogi to mniej więcej tyle, ile wynosi miesięczne czesne w prywatnym żłobku, do którego rodzice wysyłają dzieci, nie mogąc znaleźć miejsca w placówce publicznej.