Gdy uczeń nie chce być cicho

W legnickiej podstawówce pojawiła się „Procedura wejścia do klasy” – kojarząca się raczej z tresurą, niż z odkrywaniem świata wiedzy. Niewolnikom podobnych metod można by zalecić filmową odtrutkę.

11.03.2015

Czyta się kilka minut

Procedura wejścia do klasy - z jednej z legnickich podstawówek / źródło: Facebook /
Procedura wejścia do klasy - z jednej z legnickich podstawówek / źródło: Facebook /

Poznałem niezwykłego chłopca. Miał prawie siedem lat, chciał zostać wynalazcą i założył zeszyt, w którym opisywał (tak, umiał już pisać) dwieście najbardziej pożytecznych wynalazków dla ludzkości. W drugim zeszycie prowadził listę najciekawszych słów, z którymi kiedykolwiek się spotkał. Właśnie miał po raz pierwszy w życiu iść do szkoły. Nie mógł doczekać się chwili, w której zacznie się uczyć nowych rzeczy – takich, dzięki którym będzie mógł skonstruować np. rakietę kosmiczną dla całej rodziny. Jego wiedza o świecie była równie wielka jak jego ciekawość i zachwyt tym światem. W jego głowie rodziło się sto pomysłów na minutę, a jego ciało rozsadzała energia: ciągle się ruszał, bujał na stołku, huśtał nogami, stukał widelcem o talerz w rytm słyszalnej tylko w jego mózgu muzyki, na którą składały się także siorbanie siostry, przeżuwanie ojca, energiczne ruchy łyżeczką mamy i podskoki pokrywki na garnku. Powiedzieć, że miał ADHD, byłoby nietłumaczącą niczego kliszą, po prostu nie mógł długo wysiedzieć na miejscu; sam byłem kiedyś takim dzieckiem i takim dzieckiem wciąż jeszcze jest mój syn.

Czerwone kropki

Ów niezwykły chłopiec – bohater holenderskiego filmu „Niesforny Bram”, który pojawił się właśnie w polskich kinach studyjnych – trafił do szkoły i okazało się, że mimo swojej wiedzy i talentów do niej... nie pasuje, ba: że jest dla niej problemem. Nauczyciel, pracujący od lat w zawodzie, skrępowany rutyną, może trochę wypalony, nie tolerował jego ruchliwości – i nie miał pomysłu, jak ją wykorzystać. Równocześnie próbował go zmusić do wykonywania wciąż takich samych, nudnych zadań, które w tym tempie były dla niego nierealizowalne. Bram otrzymywał kolejne łatki: „niesfornego”, „nieposłusznego”, „niegrzecznego”, „rozkojarzonego”, „leniwego”. Wynikające z ciekawości eksperymenty (jak działa pióro: na ile jest podobne do działania ludzkiego organizmu, który płacze czy sika; na ile dłonie wysmarowane atramentem reagują w zetknięciu z powierzchnią stołu czy kartką podobnie jak dłonie spocone) uznawane były za prowokacje wymierzone w szkolny porządek: nauczyciel nie był w stanie nadążyć za tokiem myślenia chłopca, widział jedynie brudne ręce i pomięty zeszyt. Podobnie w symbolicznej scenie, w której wychowawca usiłował zabić brzęczącą w klasie muchę, a Bram mu w tym przeszkodził, złapał owada i wypuścił za okno – zamiast troski o stworzenie, nauczyciel widział w tym niesubordynację i podważanie swojego autorytetu.

Trudno się dziwić, że niezwykły chłopiec zaczął zamykać się w sobie. Czuł, że traci wsparcie ciągle wzywanych do dyrekcji rodziców, którzy – w poczuciu bezradności i zagrożenia perspektywą przenosin dziecka do szkoły specjalnej – rzeczywiście przestali go wspierać, wprowadzając w domu system punktów za zachowanie: czerwonych kropek za te niepożądane i zielonych za pozytywne. Bał się konfliktów, wybuchających nad jego głową między coraz bardziej zagubionymi mamą i tatą; bał się, że rodzice rozwiodą się z jego powodu. Coraz mocniej szykanowany przez nauczyciela, zaczął uciekać ze szkoły i symulować choroby; w końcu podczas jednego z kryzysów wszedł na klasową szafę – a próbujący go ściągnąć belfer miał poważny wypadek.

Ta historia skończy się dobrze: w szkole pojawi się na zastępstwo za leżącego w szpitalu wychowawcę młody nauczyciel. Widząc niespożytą energię Brama wprowadzi zajęcia ruchowe dla całej klasy (a przy okazji zlikwiduje ławki, proponując dzieciom siedzenie w kręgu, w którym nie ma miejsca dla kogoś ukrytego za katedrą), z niego samego zaś uczyni szkolnego gońca, biegającego po pomoce naukowe, dzienniki itd. Będzie potrafił spowodować przemianę także u swojego starszego kolegi, który – paradoksalnie dopiero w doświadczeniu własnej słabości, w gipsie, odbierającym mu surowość i powagę nauczycielskiej władzy – odnajdzie w sobie przestrzeń na zwiększenie tak potrzebnej szkole wolności. Sam wychowawca – dodajmy – odczuje w związku z tym ulgę.

Procedura wejścia do klasy

Żetony i punkty

W jednej z legnickich szkół podstawowych na korytarzach powieszono dziesięciopunktową „Procedurę wejścia do klasy”. Dokument (patrz ilustracja) jeży włos na głowie: „2. Uczniowie ustawieni są w kolejności alfabetycznej. Ustawienie uczniów jest stałe do końca roku. 3. Uczniowie stoją, nie stykają się, mają plecaki położone na ziemi tuż przy prawej nodze, ręce są ułożone wzdłuż tułowia, patrzą prosto, nie wydają dźwięków, nie wykonują ruchów. 4. Od momentu ustawienia, czyli od stanu możliwego do zaakceptowania (patrz punkt 3) nauczyciel odlicza minutę. Jeżeli uczniowie w ustawieniu wytrzymają minutę, nauczyciel zaczyna wpuszczać kolejne osoby do klasy”. Ci, którzy nie spełniają warunków (czytaj: nie stoją spokojnie), zostają na swoich miejscach; ci, którzy odezwą się w trakcie – muszą na nie wrócić; ci, którzy weszli poprawnie – dostają specjalne żetony, itd., itp., aż do punktu dziesiątego. Bezpośrednio po zajęciu miejsc przez uczniów nauczyciel odczytuje regułkę, będącą sednem proponowanej tu „metody wychowawczej”: „Uczeń za swoje dobre zachowanie jest nagradzany. Opłaca się dobrze zachowywać”.

Sprawę „Procedury” nagłośniły media, kuratorium skierowało do szkoły kontrolę, interwencję zapowiedział rzecznik praw dziecka. A dyrekcja? „Uczą się u nas dzieci z różnymi problemami, z ADHD, z zaburzeniami opozycyjno-buntowniczymi. Muszą być stworzone ramy, które będą porządkować ich zachowanie” – tłumaczyła „Gazecie Wyborczej” dyrektorka placówki. I dalej: „Może to się wydawać absurdalne, ale po prostu chodzi nam o to, by dzieci nie biły się, by nie latały im ręce, by stały grzecznie”. W wizji kierownictwa legnickiej podstawówki istotą sprawy nie jest karanie, a przeciwnie: system nagród. „Wszyscy mówią dzieciom, że źle się zachowują. My wolimy nagradzać, a gdy dzieci zbiorą żetony, dostają ciastko czy wychodzimy z nimi na lody. Nie ma nic przyjemniejszego niż patrzenie na dziecko, które jest w stanie się czegoś nauczyć”.

„Gazeta” informuje, że procedura – chwalona przez wielu rodziców – została opracowana przez zespół złożony z pedagoga, psychologa i nauczycieli. „Korzystamy z prac psychologii behawioralnej, głównie Artura Kołakowskiego. Niektórzy chcieliby wychowywać w sposób zupełnie bezstresowy. Jeśli jednak chcemy wychować dobrych ludzi, musimy się bardziej postarać” – mówi dyrektorka szkoły, a mnie przypomina się – niewątpliwie wywiedziony również z zasad psychologii behawioralnej – system tresury psów przy użyciu tzw. klikera: przy każdym pożądanym zachowaniu zwierzę dostaje nagrodę, której towarzyszy kliknięcie specjalnego urządzenia, z czasem pies się od tych klików uzależnia. Wypada dodać, że to wyjątkowo skuteczna metoda.

To pewnie jedno ze źródeł problemu: na krótką metę podobne metody działają, przynajmniej na tym poziomie, że szkolny korytarz cichnie. Źródło drugie: że stosuje je wiele polskich placówek wychowawczych (bo przecież nie tylko szkół podstawowych –  przedszkoli i gimnazjów również), z tą jedynie różnicą, że nie są one ujmowane w procedury, których zapis trafia później na ściany i do mediów. Trzecie: że większość z nas była wychowywana w  podobny sposób i, jak to się zawsze mówi przy takich okazjach, „wyszła na ludzi”, bo „co nas nie zabije, to nas wzmocni”. Czwarte: większość z nas podziela pogląd, że dziecko w szkole musi być przede wszystkim grzeczne i uczyć się w sposób daleki od eksperymentalnego (nic to, że świat się zmienił i że za tą zmianą zdążyły nadążyć nawet szkolne podstawy programowe i wytyczne ministerialne, dające nauczycielom większy margines wolności). Piąte: większość z nas nie ma świadomości, że współczesne badania nad mózgiem pokazują, iż najłatwiej uczymy się (a uczymy się przez całe życie) w strefie komfortu, a nie tresury i przymusu – wtedy, kiedy sami tego chcemy. Aleksander Pawlicki, pisząc niedawno w „Tygodniku” o horrendalnym pomyśle przyznawania w szkołach punktów za zachowanie, przypomniał eksperyment, w którym w dwóch przedszkolach psychologowie przynieśli dzieciom materiały plastyczne: w jednym pozwolili bawić się do woli, a w drugim po zakończeniu zabawy wręczyli jeszcze medale. Gdy przyszli po raz kolejny, dzieci z pierwszego miejsca ochoczo rzuciły się do malowania, a z drugiego – na wieść, że tym razem nie będzie medali – odmówiły jakiejkolwiek aktywności.

Adres URL dla Zdalne wideo

Jak dopieścić nauczyciela

Jak polemizować z ludźmi, którzy widzą w szkole miejsce, gdzie uczniowie „nie stykają się, nie wydają dźwięków, nie wykonują ruchów”? Może zorganizować im serię pokazów „Niesfornego Brama”? Sam obejrzałem ten film w ramach akcji „Dzieciaki na horyzoncie”, organizowanej przez Stowarzyszenie Nowe Horyzonty. Było niedzielne południe, a ja trafiłem do maleńkiej sali czegoś, co jest bardziej klubokawiarnią dla chustowych mam niż kinem. Kiedy wyszedłem na słoneczną ulicę, miałem ochotę biec przed siebie – i ta ochota udzieliła się także moim synom, drugoklasiście, który już dobrze wiedział, jaki świat tu przedstawiono, i zerówkowiczowi: zanim wsiedliśmy do samochodu, wariacko goniliśmy się wokół niego. Mam wrażenie, że każdemu z nas udało się zobaczyć niesfornego Brama w sobie – i ostatecznie się z nim pogodzić. Wszystkim życzę tego doświadczenia.

Przed kilkoma tygodniami Agata Kula omawiała w „Tygodniku” nową książkę duńskiego pedagoga i terapeuty Jespera Juula, poświęconą kryzysowi szkoły. Szkoła, którą mamy, to relikt przeszłości – twierdzi w niej „duński Korczak”. Sposób traktowania dzieci przez rodziców zmienił się w ciągu ostatnich dekad: nie zawsze jest oparty na wymogu posłuszeństwa, często nie polega na stosowaniu kar i nagród. Dzieci zyskały w rodzinach głos, którego podczas lekcji wciąż nie mają. Stąd coraz częstsze problemy nauczycieli, zapisy w dzienniczkach: „nie słucha, nie uważa, robi, co chce”. Miejsca funkcjonujące dotąd na podstawie paradygmatu, w którym uczniowie robią, co nauczyciele każą, muszą przejść radykalną zmianę i zaufać kompetencjom swoich podopiecznych – twierdzi autor „Kryzysu szkoły”. I dodaje: „Polecałbym każdemu rządowi, żeby nie wahał się rozpieszczać nauczycieli”.

Ja polecałbym więc polskiemu rządowi, aby w ramach tego rozpieszczania zorganizował dla nauczycieli seanse „Niesfornego Brama”. Nie żeby po raz kolejny poczuli się postawieni pod pręgierzem czy krytykowani – w filmie próżno szukać oskarżycielskiego tonu. Raczej po to, by po zakończeniu seansu wybiegli z kina z poczuciem, że można inaczej. Przecież oni także za tym tęsknią.

Niesforny Bram, reż. Anna van der Heide, scen. Tamara Bos, Wyst.: Coen van Overdam, René Groothof, Katja Herbers, Roosmarijn van der Hoek, Dystrybucja: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera: 6 lutego 2015 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej